Turniej Czterech Skoczni. Dawid Kubacki: Zminusowało mnie, a huraganowego ciągu nie było. Świat się nie kończy

Dopiero 18. miejsce w Innsbrucku i spadek z trzeciej na siódmą pozycję w klasyfikacji generalnej 67. Turnieju Czterech Skoczni: to wyniki Dawida Kubackiego. - W pierwszej serii zminusowało mnie konkretnie, mimo że pod nartami nie było huraganowego ciągu. Ale świat się nie kończy - mówi Kubacki. W sobotę o godzinie 17 kwalifikacje w Bischofshofen. Transmisja w Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Jesteś rozczarowany po zawodach w Innsbrucku?

Dawid Kubacki: Nie, dlaczego? Cały czas robię postęp, porównując z tym, co było na początku sezonu. Dzisiaj zdarzył się jeden słabszy skok, ale to niczego nie przekreśla. Pracuję sobie dalej, wiem na co mnie stać, tego się trzymam.

Słabszy skok to oczywiście ten z drugiej serii?

- W pierwszej serii skok był fajny, ale zminusowało mnie konkretnie, mimo że pod nartami nie było huraganowego ciągu. Cóż, co ja mogę na to poradzić? Taki był pomiar. W drugiej serii warunki były nie za dobre, ale też skok był troszeczkę słabszy, za późno wyszedłem z progu. A że warunki nie pomogły, to brakło odległości.

W pierwszym skoku odległość była bardzo dobra – 130 metrów. Ale i noty nie były najlepsze, i przez aż minus 15,5 pkt uplasowałeś się dopiero na 10. miejscu.

- Noty nie były jeszcze takie całkiem tragiczne.

Trzy razy 18,5, ale powinno być wyżej.

- Noty są, jakie są, w Austrii jesteśmy, ha, ha. Zdziwiony byłem tym, że mnie bardzo zminusowało za wiatr. Ale ja na pewno obiektywny w ocenie sytuacji nie będę. Nie mam pewności czy to, co mi się wydaje, jest prawdą.

W drugiej serii ze słabym wiatrem pod narty musiałeś jechać z belki numer jeden, a chwilę po Tobie na liście startowej był Daniel Huber i jemu wydłużono rozbieg o dwie pozycje. Takie rzeczy denerwują?

- Co ja mogę zrobić? Nic nie mogę. Nie mam na to wpływu. Zwłaszcza gdy jestem już na dole i już jest dla mnie po konkursie. Większych emocji z tego powodu we mnie nie ma. Wiem, że sam mogłem lepiej wypaść, bo drugi skok nie był tak dobry, jak mógł być. A metr, dwa czy tym bardziej pięć metrów do przodu to już by była spora różnica. Stało się jak się stało, ale świat się nie kończy. Będę pracował dalej, wiem, że na dobre skoki mnie stać i wierzę, że będę je pokazywał już w Bischofshofen.

Podium na koniec Turnieju Czterech Skoczni jeszcze nie uciekło?

- Tego i tak nie liczyłem. Wszystko okaże się w Bischofshofen na koniec. Teraz przeliczanie nie ma żadnego sensu, żadnej pozytywnej informacji mi nie da, nie podpowie, jak mam skakać. Przyjmuję wyniki do wiadomości i tyle.

Pewnie Tobie trudno polubić Innsbruck, bo przed rokiem też przyjechałeś tu jako trzeci zawodnik Turnieju i zająłeś 20. miejsce. Będzie lepiej za półtora miesiąca, gdy na Bergisel będziecie skakać w ramach mistrzostw świata?

- Do mistrzostw mamy jeszcze trochę czasu. Wierzę w siebie, w swoje umiejętności, w to, że sezon może być dla mnie bardzo dobry. Na to będę pracował.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.