Po połowie 67. Turnieju Czterech Skoczni najwyżej sklasyfikowanym Polakiem jest niespodziewanie Dawid Kubacki, który zajmuje trzecie miejsce. Kamil Stoch jest szósty, a Piotr Żyła – ósmy. Obaj byli typowani do walki o wygraną z Ryoyu Kobayashim, bo w Pucharze Świata plasują się za Japończykiem, Żyła jest drugi, a Stoch trzeci.
Adam Małysz: Jest w tak wysokiej formie, że nawet jak popełnia błędy, to i tak odlatuje. W kwalifikacjach było widać, że go rotowało, ale się powyprostowywał i odleciał. To jest właśnie objaw formy. Takiej, która może trwać długo.
- Pamiętam mistrzostwa świata z Sapporo z 2007 roku. Hannu Lepistoe powiedział po nich, że teraz idziemy po Puchar Świata. Mówiłem: „Hannu, gdzie po Puchar Świata?”, a jednak nic nie było w stanie mnie zatrzymać [Małysz wygrał wówczas sześć z siedmiu ostatnich konkursów sezonu], nawet nieszczęśliwy skok z Oslo [w bardzo wietrznych zawodach Małysz ratował się przed upadkiem na bulę i zajął 54. miejsce]. I tak było też dwa lata temu ze Stefanem Kraftem, gdy walczył z Kamilem Stochem. Po tym jak Austriak zdobył podwójne mistrzostwo świata, mówiłem, że będzie ciężko, że końcówka będzie jego, bo się rozpędził i trudno będzie go zatrzymać. To się sprawdziło. Teraz Kobayashiego też trudno pokonać. Jeśli jeszcze przez jakiś czas będzie tak skakał, to osiągnie na tyle dużą przewagę, że już wkrótce Kryształowa Kula dla innych będzie poza zasięgiem. Jestem w szoku, jak dobrze on jest przygotowany nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Jego nic nie jest w stanie wybić. Poza tym Japończycy mają to do siebie, że nawet jak umieją jakieś języki, to tego nie pokazują, żeby mieć święty spokój. Teraz przy Kobayashim już się zaczynają pojawiać tłumacze, żeby nie było, że on zupełnie nie rozmawia. Ale ciągle mówi bardzo mało. A myślę, że jest z nim jak z Noriakim Kasaim, który dobrze rozumie i po angielsku, i po niemiecku, i jak chciał, to też odpowiadał. Takie podejście jest moim zdaniem dla zawodnika bardzo dobre. Wiem, że dla was nie, ale zawodnik się oszczędza, może powiedzieć „nie rozumiem, nie wiem o co chodzi” i się koncentrować na swojej pracy.
- Tak to wygląda. Ale podczas konkursu w Innsbrucku ma sypać, ma wiać, więc różne rzeczy mogą się wydarzyć.
- Kamil skakał wtedy bardzo dobrze. Ale jest też tak, że skaczesz na tyle dobrze, na ile ci pozwalają rywale. Kobayashi skacze bardzo dobrze, a żaden z rywali nie jest w stanie mu dorównać. On wygrywa, nawet popełniając błędy. Popatrzmy na Markusa Eisenbichlera. Skacze dobrze, ale robi błędy, nie jest w stabilnej formie. I płaci za błędy. A Kobayashi nawet popełniając błędy, nie płaci. I tak odskakuje. Taka forma przychodzi raz na jakiś czas. Kamil tak miał w Soczi, gdy skacząc z błędami i tak zdobył dwa olimpijskie złota. Był w swojej lidze, nie było na niego mocnych.
- Byłem przekonany, że jako jedyny będzie w stanie zagrozić Kobayashiemu. Po jego skokach w Zakopanem na treningach i w konkursie świątecznym byłem pewny, że Kamil będzie tu mocniejszy. Skakał rewelacyjnie. Rok temu i dwa lata temu wygrał Turniej Czterech Skoczni, ale przed nimi nie był w aż tak wysokiej formie. Ale teraz jak pojechał na Turniej, to pojawiły się błędy. One nie są duże. Naprawdę. Ale z Kobayashim czy z Eisenbichlerem na razie nie pozwalają mu konkurować.
- To jest właśnie cały Piotrek. Piotrkowi czasem przeszkadza on sam. Myśląc w ten sposób sam sobie wywołujesz presję. Już na mistrzostwach Polski było widać, że Piotrek to robi. Przyjechał na nie i chciał roznieść konkurencję. A już na treningach przed świętami Kamil skakał trochę lepiej. Piotrek skakał wtedy dobrze, ale Kamil lepiej, dalej. To Kamil był faworytem mistrzostw, a Piotrek zamiast skakać swoje normalne skoki, robił wszystko, żeby to przegrać. I przegrał.
- Powiem wam szczerze, że ja też nie nadążam. Ilekroć z nim rozmawiam, wydaje mi się, że już wiem, o co mu chodzi, a odchodzę i za chwilę się okazuje, że nie wiem, bo on znowu coś wymyślił. Na niego jedynym biczem jest Stefan. Jak mu powie, że ma być tak i tak, to Piotrek to jeszcze zrobi. A to, co się teraz dzieje wokół Piotrka? Niektórzy mówią, że jest bardzo skoncentrowany na tym co ma robić, jak ma skakać, a to troszkę inaczej wygląda. Tak, jakby sam nie wiedział, jaki ma być – wesoły, czy bardziej skoncentrowany, nie okazujący radości, żadnych uczuć.
- Właśnie to jest Piotrka problem, że on nie potrafi, że jest zero-jedynkowy. On nawet tak jeździ samochodem – jest tylko gaz i hamulec. Ale myślę, że jeszcze nie jest taki stary, że jeszcze wszystko wypośrodkuje i będzie dobrze.
- To jest właśnie drużyna. Jeśli masz zawodników, którzy są w stanie zmienić, zastąpić lidera choćby na chwilę, to wtedy jest dobrze. Jeśli drużyny nie ma, to robi się wielka dziura. I gdy najlepszy nie skacze na swoim poziomie, to wszyscy się zastanawiamy, dlaczego tak jest. Gdyby Dawid nie był na trzecim miejscu w Turnieju, to pewnie teraz mielibyście do mnie zupełnie inne pytania, chcielibyście wiedzieć, dlaczego jest tak słabo. Założę się, że tak by było.
- Z Maćkiem jest duży problem. Już sam nie wiem i nie chcę się wypowiadać, bo to jest działka trenera. A trener twierdzi, że on powinien jeździć i startować, bo same treningi nic mu nie dadzą. Na treningach Maciek skacze przyzwoicie. A przychodzą zawody i się spala. Tylko że na zawodach jest ciężko cokolwiek poprawić, bo musi działać nie tylko „fizyka” i technika, z którą są problemy, ale dochodzi jeszcze psychika. A zawodnik zawsze chce jak najlepiej.
- Trzeba mieć też taką osobę, jaką dla mnie był Jasiu Szturc. Miałem swoją ulubioną skocznię w Ramsau, wiedziałem, że jak tam będę dobrze skakał, to wszędzie będę dobrze skakał. I miałem Jasia Szturca, o którym wiedziałem, że zawsze mogę do niego wrócić.