Skoki narciarskie. Piotr Żyła drugi, Kamil Stoch trzeci w Engelbergu. Stan przed Turniejem Czterech Skoczni: więcej polskich podiów niż rozegranych konkursów

Piotr Żyła i Kamil Stoch stanęli razem na podium ostatnich zawodów Pucharu Świata przed Turniejem Czterech Skoczni. To już drugi polski dublet tej zimy. Zimy, która ledwo się zaczęła, a już widać, że może być jeszcze lepsza od dwóch poprzednich, przecież świetnych
Zobacz wideo

Stefan Horngacher debiutował jako główny trener w Pucharze Świata dwa lata temu. Polska pod wodzą Austriaka od razu stała się potęgą. W sezonie 2016/2017 wygraliśmy Puchar Narodów, wszystkie „drużynówki” skończyliśmy na podium (było ich sześć, po dwie wygraliśmy oraz ukończyliśmy na drugim i trzecim miejscu), w konkursach indywidualnych zajęliśmy 16 miejsc na podium (9-4-3), fetowaliśmy spektakularne wyniki na Turnieju Czterech Skoczni (wygrał go Stoch, Żyła był drugi, a Maciej Kot czwarty), Stoch skończył Puchar Świata ze „srebrem”, a z mistrzostw świata w Lahti wróciliśmy ze złotem drużyny i brązem Żyły.

Uff, spróbujcie to wszystko wymienić jednym tchem. Nawet wypisać - oddzielając sukcesy przecinkami – nie jest łatwo.

Horngacher wciąż sprawia, że skoczkowie przeskakują samych siebie

Zimą 2017/2018 nasza kadra jeszcze przyspieszyła. Podiów w indywidualnych konkursach PŚ wyskakaliśmy 17 (9-4-4). Drużynę cały czas mieliśmy na medal, a nawet na dwa, brązowe na MŚ w lotach i na igrzyskach w Pjongczangu. Stoch był złoty na igrzyskach, wcześniej srebrny na MŚ w lotach, a jeszcze wcześniej historycznie niezwyciężony w Turnieju Czterech Skoczni, z takim kompletem wiktorii, jak dawno temu Sven Hannawald. Jeśli komuś mało, to dorzućmy wygrane przez Kamila turnieje Willingen Five, Raw Air i Planica 7 oraz trzecie miejsce kadry w Pucharze Narodów.

Dorzućmy też i mocno podkreślmy, że generalnie Horngacher na czapkowanie zasługuje nie tylko za to, że Stocha wydobył ze sportowej depresji i uczynił mocniejszym niż kiedykolwiek. Austriak jest wielki, bo tworzył i wciąż tworzy najlepsze wersje polskich skoczków. To z nim Maciej Kot odniósł pierwsze zwycięstwa i skończył sezon na piątym miejscu w „generalce” PŚ. To z nim pierwsze podia wyskakał Dawid Kubacki, to z nim Stefan Hula z obiektu drwin zmienił się w medalistę wielkich imprez w drużynie i zawodnika aspirującego do takich zaszczytów również w konkursach indywidualnych. Wreszcie to u Horngachera narodził się taki Żyła, który w sposób ciągły, nieprzypadkowy wykorzystuje swoje fantastyczne predyspozycje.

W niedzielę w Engelbergu Żyła po raz piąty w sezonie zajął miejsce na podium Pucharu Świata. Zrobił to w zaledwie siedmiu startach. Przed współpracą z Horngacherem przeskakał w Pucharze Świata 10 lat i na „pudło” dostał się dwa razy. U Austriaka ma już w sumie siedem „pudeł” w PŚ, a do tego jeszcze jedno, chyba najważniejsze - z mistrzostw świata.

Dzisiaj Żyła jest wiceliderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Gdyby nie wybuch formy Ryoyu Kobayashiego, byłby liderem cyklu. Imponowałby nie tylko regularnością godną największych mistrzów (6., 3., 5., 2. 3., 2., 2. – to jego miejsca z trwającego sezonu), ale też kilkoma zwycięstwami.

Teraz lot po zwycięstwa?

Zwycięstwa – to jedyne, czego nam tej zimy brakuje. W siedmiu indywidualnych startach Żyła i Stoch zajęli do spółki osiem miejsc na podium (0-4-4). Liczba wspaniała, to połowa dorobku z ubiegłych sezonów, a przecież za nami nawet nie 1/4 zimy 2018/2019.

 Na razie jeszcze nie zwyciężamy, choć i tu trzeba być sprawiedliwym i pamiętać, że wygraliśmy drużynówkę w Wiśle, która otwierała sezon. Dodać można i to, że pierwsze miejsce zajmujemy w klasyfikacji Pucharu Narodów.

A zacząć liczyć polskie miejsca pierwsze w konkursach indywidualnych możemy już za dwa tygodnie. Od 16 do 30 grudnia - czyli od ostatniego konkursu przed Turniejem Czterech Skoczni do zawodów w Oberstdorfie otwierających niemiecko-austriacką imprezę - może się wydarzyć sporo. Oczywiście może być tak, że układ sił się nie zmieni i Kobayashi nadal będzie trudny do pokonania. Po dwutygodniowej przerwie wymuszonej odwołaniem zawodów w Titisee-Neustadt na pogubionego zdecydowanie nie wygląda. Co prawda w sobotę w Engelbergu był siódmy (pierwszy raz w sezonie nie zmieścił się na podium), ale w niedzielę wygrał wyraźnie. W nim na pewno trzeba widzieć kandydata do wygrania Turnieju Czterech Skoczni. Ale wiedząc co już wypracowali i jak jeszcze popracują Polacy, można być spokojnym o ich szanse.

Już czas między Niżnym Tagiłem a Engelbergiem kadra Horngachera wykorzystała na zamknięte treningi. Na zakopiańskiej Wielkiej Krokwi drużyna zaszyła się tak bardzo, że klubowi trenerzy i klubowi zawodnicy dostali kilkudniowy zakaz wstępu na obiekt. Engelberg pokazał, że praca dotyczyła również nowinek sprzętowych.

Wiadomo, że Boże Narodzenie dla Żyły, Stocha i spółki to nie będzie czas spędzony leniwie. Kolejne zakopiańskie treningi i zawody o mistrzostwo Polski zaplanowane na drugi dzień świąt mają pomóc wyszlifować formę i dograć wszystkie szczegóły tak, by po 67. Turnieju Czterech Skoczni w rubryce z tą imprezą Horngacher mógł sobie wpisać: 3/3. A może do podwojonego nazwiska Stoch dodać nazwisko Żyła.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.