Skoki narciarskie. Kamil Stoch i drużyna wykonali zadanie, którego chyba nawet nikt przed nimi nie stawiał

- Koledzy tak szaleli, dawali taką energię, że głupio byłoby strzelić 100 metrów i zjechać ze spuszczoną głową - mówi Kamil Stoch. Proste? Mistrz znów pokazał, że nie ma dla niego zadań nie do wykonania. W piątkowych kwalifikacjach był 48., w sobotę w serii próbnej spadł na 104,5 m, a w konkursie poprowadził drużynę do zwycięstwa. Drużynę złożoną z wyłącznie mocnych ogniw

Jakub Wolny u Stefana Horngachera dostał pierwszą szansę startu w zespole. Do drużyny wskoczył dzięki dobrej formie zaprezentowanej w piątkowych treningach i kwalifikacjach. A w sobotnich zawodach przeskoczył siebie – 128 i 125,5 m to były wyniki jakich nie oczekiwał od niego nikt. – Skoczył chyba nawet lepiej niż się spodziewaliśmy – przyznał później trener. Indywidualnie 23-latek miał ósmy wynik. Tymczasem w indywidualnych konkursach Pucharu Świata nigdy nie był tak wysoko, doleciał najwyżej do 15. miejsca.

Kamil Stoch po raz kolejny wychodzi z problemów

W piątek Wolny pierwszy raz w karierze wygrał w Pucharze Świata, po raz pierwszy był na podium. – To go uskrzydli. Na pewno – nie ma wątpliwości Horngacher.

W niedzielnym konkursie indywidualnym będziemy mieli jeszcze trzech uskrzydlonych zwycięzców z soboty oraz Stefana Hulę i Macieja Kota, którzy też będą chcieli pokazać, że piątek był tylko rozgrzewką i jeśli wtedy nie poszło najlepiej (m.in. przez testowanie nowego sprzętu), to wcale nie znaczy, że za chwilę nie będzie dobrze.

Wzorem w wychodzeniu z problemów znów – który to już raz? – jest Stoch. Po piątkowych kwalifikacjach mówił na gorąco, że nie wie czy znajdzie się w składzie na „drużynówkę”. Przyznawał, że ulżyło mu, gdy zobaczył, że jednak uzyskał kwalifikację do niedzielnych zawodów. W sobotę Stoch dziękował trenerowi.

Stefanowi Horngacherowi ulżyło

A trenerowi spadł kamień z serca, co wychwyciły kamery. W serii próbnej jego as spadł na 104,5 m. Miał trudny wiatr – prawie 1,5 m/s w plecy - Adam Małysz przechodząc obok stojących pod skocznią dziennikarzy przekonywał, że to była główna przyczyna nieudanego skoku. Ale widać, że Horngachera niepokoiło, że to był drugi z rzędu nieudany skok Kamila (po tym na 111 m z kwalifikacji). Po locie Stocha na 126,5 w pierwszej serii konkursu austriacki szkoleniowiec – jak na siebie - szalał z radości. Trudno przypomnieć sobie, kiedy ostatnio cieszył się aż tak bardzo. Już ten skok był świetny, nikt w pierwszej kolejce „drużynówki” nie spisał się lepiej. A w finale Stoch jeszcze dołożył. Lotem na 129 m skontrował Niemców, którzy niespodziewanie wyszli na prowadzenie w przedostatniej kolejce. Wtedy z trudnymi warunkami nie poradził sobie Dawid Kubacki. On zaliczył 114,5 m, a Stephen Leyhe odpowiedział skokiem na 126 m. I z 19 punktów polskiej przewagi nad Niemcami zrobiło się 4,1 pkt straty. W kończącym konkurs pojedynku z Richardem Freitagiem Stoch był wyraźnie lepszy, ostatecznie wygraliśmy, wyprzedzając Niemców o 11,1 pkt (trzecia, ze stratą 54,6 pkt do Polski była Austria, dominująca w poprzednim sezonie Norwegia przepadła już w pierwszej serii, zajmując 10. miejsce po dyskwalifikacji Roberta Johanssona za nieprzepisowy kombinezon).

„Kamil Stoch zrobił swoje"

- Kamil zrobił swoje – spuentował Dawid Kubacki, dając do zrozumienia, że błyskawiczne wyciąganie wniosków i poprawianie się Stocha w naszej kadrze uznaje się za standard. Stoch o swoim naprawianiu się opowiadał chętnie. Przyznał, że bardzo dużo zależało od prędkości najazdowych, jakie osiągał. W piątek dojeżdżał do progu wolno, źle się czuł w torach. W sobotę w najważniejszym momencie poradził sobie już na tyle, że miał prędkości w środku stawki.

Kamil Stoch wyrasta na faworyta

Po wygranej w drużynie obrońca Kryształowej Kuli wyrasta na faworyta pierwszych w sezonie zawodów indywidualnych. A i reszta zwycięzców powinna być wysoko, bo w sobotę Piotr Żyła miał trzeci wynik, Wolny – co już zaznaczyliśmy – był ósmy, a Kubacki, mimo pecha do warunków i gorszego drugiego skoku – też uplasował się w takiej nieoficjalnej klasyfikacji wysoko, na 11. pozycji.

Ludzie Horngachera zaczęli zimę chyba nawet lepiej niż oczekiwaliśmy (trener przyznał, że i on oczekiwał miejsca na podium, ale nie zwycięstwa). Oni w 15. drużynowym starcie w PŚ za kadencji Austriaka po raz 13. wskoczyli na podium, po raz czwarty wygrali. A w niedzielę mogą jeszcze lepiej nastroić nas na właśnie rozpoczęty, kilkumiesięczny serial, który w ciągu dwóch poprzednich, obfitujących w sukcesy lat tak bardzo polubiliśmy. Konkurs indywidualny w niedzielę o godz. 15, relacja na żywo w Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.