W Pucharze Świata 15 razy. I jeszcze trzy razy na imprezach mistrzowskich. Z powodzeniem prawie zawsze. Tak dotąd startowała polska drużyna prowadzona przez Horngachera. W dwóch ostatnich sezonach nie było drugiego tak równego zespołu jak nasz. Na podium Polacy nie zmieścili się tylko dwa razy – w Pucharze Świata w Kuusamo, gdzie zajęli szóste miejsce przez dyskwalifikację Piotra Żyły w pierwszej serii, i w Pucharze Świata w Planicy, gdzie do trzeciego miejsca zabrakło im zaledwie czterech punktów.
Za każdym razem Horngacher stawiał na Kamila Stocha i Dawida Kubackiego. W sezonie 2016//2017 z tą dwójką zawsze na starcie stawali jeszcze Piotr Żyła i Maciej Kot. Ale w trakcie poprzedniej zimy nagle pewniakiem stał się Stefan Hula. On wskoczył do składu na mistrzostwa świata w lotach w Oberstdorfie i miejsca nie oddał już do końca sezonu. Zazwyczaj brakowało go dla Żyły (m.in. w olimpijskim konkursie w Pjongczangu), w dwóch ostatnich startach w „czwórce” nie mieścił się Kot, bo to były loty, w których Żyła wypada lepiej (on, a nie Kot skakał też na MŚ w lotach). W piątek w Wiśle już po treningach zanosiło się na to, że w „drużynówce” nie zobaczymy Kota i Huli. Po dwóch seriach treningowych wyglądało na to, że Wolny dostanie swoją szansę.
W kwalifikacjach mistrz świata juniorów sprzed czterech lat może nie zachwycił, ale solidny skok na 119,5 m i 28. miejsce wystarczył, by Horngacher ostatecznie postawił właśnie na niego.
- A dlaczego miałbym się stresować? – pyta Wolny, odpowiadając na nasze pytanie. Ono brzmi tak: „Czy pierwsza w karierze walka o podium Pucharu Świata nie okaże się dla Kuby wyzwaniem większym niż dotychczasowe skakanie?”. – E tam, przecież jak skakałem sam dla siebie, to też walczyłem o podia – śmieje się Wolny.
W Pucharze Świata 23-latek z Bielska-Białej furory jeszcze nie zrobił. Najlepszy był dla niego ubiegły sezon, w którym uciułał 73 punkty. Jego najlepszy pojedynczy występ to 15. miejsce. Zajął je na początku tego roku w Innsbrucku, w konkursie Turnieju Czterech Skoczni.
Ale w drużynie Wolny jeden duży sukces już osiągnął. W 2014 roku z Krzysztofem Biegunem, Klemensem Murańką i Aleksandrem Zniszczołem zdobył mistrzostwo świata juniorów. Teraz w Wiśle poskacze u boku jeszcze bardziej utytułowanych i jeszcze lepszych zawodników. Oby z podobnym skutkiem jak wówczas w Predazzo.