Po pierwszej serii Polska prowadziła nad Austrią o zaledwie 1,1 punktu i było jasne, że w finale skoki muszą być na równie dobrym poziomie. Okazało się jednak, że w drugiej rundzie Norwegowie skakali znacznie lepiej od biało-czerwonych i zaliczyli awans z trzeciego na pierwsze miejsce. Ex aequo z Polską drugie miejsce zajeli Austriacy, którzy po ośmiu skokach zgromadzili tyle samo punktów.
Szklanka pełna w trzech czwartych
Wbrew pozorom drugie miejsce to świetna wiadomość dla podopiecznych Horngachera. Nasi skoczkowie dowiedzieli się, że są w czołówce i mimo trzech słabszych skoków stanęli na drugim stopniu podium. Brak zwycięstwa oznacza większy spokój (także ze strony mediów). Zawodnicy mają jednak poczucie dobrze wykonanej pracy i tego, że na starcie nie odstają od reszty.
Podobne wrażenie miał lider polskiej drużyny. - Odczuwam trochę niedosytu, ale również pewnego rodzaju satysfakcję z pracy i wyniku. W pierwszym skoku miałem trochę problemów, dlatego gorzej to wyglądało. Przełożyło się to również na prędkość najazdową. Po prostu narta ocierała mi od początku o krawędź torów. W drugim skoku udało się tego uniknąć – analizował Kamil Stoch.
- Jest jeszcze spora rezerwa w naszych skokach. Nikt z nas nie jeździł tutaj najszybciej. Nie ryzykowaliśmy pięknych lądowań, bo każdy chciał zrobić to bezpiecznie. Teraz mamy sześć skoków na śniegu za sobą. Miejmy nadzieję, że z każdym dniem będzie to lepiej wyglądać – mówił na konferencji Maciej Kot.
Zdecydowanie najsłabiej z Polaków prezentował się Piotr Żyła, ale Stefan Horngacher dał skoczkowi wielki kredyt zaufania. Teraz można gdybać, czy Stefan Hula nie byłby lepszym wyborem, ale Horngacher nie chciał rozmawiać na temat personaliów.
Kibice zachwycili
Właśnie tego oczekiwał FIS przyznając Wiśle organizację inaugurację Pucharu Świata. O ile jeszcze w piątek Wisła świeciła pustkami, a na mieście ciężko było dostrzec kibiców, to sobota należała już do biało-czerwonych. Od rana na deptaku w centrum miasta trwała wielka impreza i niemal każdy miał na sobie narodowe barwy. Na skoczni również można było poczuć prawdziwie zimową atmosferę, a najlepszym potwierdzeniem tej tezy był uśmiech Waltera Hofera, który co chwilę spoglądał w stronę trybun.
Tuż po zawodach doszło także do uroczystego pożegnania Jakuba Jandy, który postanowił zakończyć sportową karierę. Ma to oczywiście związek z wyborem do czeskiego parlamentu. Janda swój ostatni skok oddał w pierwszej serii konkursu drużynowego, a po zawodach dostał pamiątkową koszulkę z numerem 439 ( tyle zaliczył występów w Pucharze Świata), a kibice odśpiewali mu gromkie „sto lat” i podziękowali za 21 lat kariery. Na konferencji przyznał: To był mój definitywny koniec. Nie będę wracał tak, jak Janne Ahonen. Będę przy skokach, ale tylko, żeby pomóc tej dyscyplinie jako polityk.
Zero problemów, ale ten upadek...
Pierwszy konkurs odbył się praktycznie bez żadnych problemów z warunkami atmosferycznymi. Jury praktycznie ani razu nie decydowało się na przerywanie skoków z powodu zbyt silnego wiatru, co również wpłynęło na odbiór zawodów. Znacznie lepiej wyglądała również sytuacja na zeskoku skoczni. W piątek wszyscy zawodnicy narzekali na ogromne dziury i problemy przy lądowaniu. W sobotę śnieg został wyrównany, ale i tak pojawiły się małe problemy spowodowane tym, że na zeskoku zrobił się po prostu lód, co utrudniało lądowanie.
Groźny upadek zaliczył za to Denis Kornilov, któremu prawdopodobnie pękło wiązanie. Skoczek mocno oberwał nartą w twarz i długo był opatrywany przez służby medyczne. Tuż po konkursie Kornilov wsiadł do karetki i pojechał do szpitala.
Opinie na temat konkursy były jednak bardzo pozytywne. - Niesamowicie dobry pomysł z organizacją startu w Wiśle. Bardzo cieszymy się, że można było przyjechać do Polski w połowie listopada. Zawsze jest tu mnóstwo kibiców, którzy nas dopingują. To była przyjemność żeby tu przyjechać – cieszył się Robert Johansson z Norwegii, czyli jeden z sobotnich zwycięzców.
Mętlik wśród faworytów
Pierwsze skoki w Wiśle pokazały, że Polacy są w dobrej formie, a Kamil Stoch, Maciej Kot i Dawid Kubacki już teraz meldują się w czołowej dziesiątce stawki. Nieco z tyłu jest Piotr Żyła, który zmaga się z małymi problemami.
Faworytem niedzielnego konkursu wydaję się być jednak Stefan Kraft, który w sobotę nie skakał najlepiej, ale prezentuje bardzo wysoki poziom. W świetnej dyspozycji jest również Daniel Andre Tande i Junshiro Kobayashi. Japończyk, który dobrze wygląda już od mistrzostw Japonii rozegranych jeszcze przed sezonem zimowym. Okazało się, że Kobayashi potwierdził swoją dobrą dyspozycję także w Pucharze Świata, co może być małym zaskoczeniem. W kwalifikacjach Japończyk wskoczył na trzecie miejsce, a gdybyśmy popatrzyli na nieoficjalne indywidualne noty, to Kobayashi zająłby w sobotę również trzecią lokatę.
W niedzielę start zawodów o godzinie 15. Relacja na żywo w Sport.pl, To jest Twój Live.