Międzynarodowa Federacja Narciarska od wielu lat marzyła o rozpoczęciu zimowych skoków z wielką pompą. Właśnie dlatego przez kilka lat trwał eksperyment, w którym sezon skoków otwierały zawody w niemieckim Klingenthal, a nie jakby się wydawało najnormalniej – w Kuusamo bądź Lillehammer, gdzie nie brakuje niskich temperatur i śniegu.
W Klingenthal było jednak bardzo niemrawo, a całe środowisko skoków podkreślało, że rozpoczęcie sezonu blisko czeskiej granicy jest przyjemne, ale zupełnie nie czuć tam zimowej atmosfery. To poczucie powinna dać właśnie Wisła. Walter Hofer doskonale wie, że Polacy potrafią bawić się skokami narciarskimi. Zyskuje na tym także FIS, bo głośny, biało-czerwony tłum świetnie wygląda w przekazie telewizyjnym.
Zimowa fiesta w połowie jesieni
Biletów na zawody już nie ma, a do Wisły zjeżdżają kibice, którzy chcą oglądać najlepszych skoczków świata. Organizacja zawodów w połowie listopada była dużym zagrożeniem, ale okazało się, że zapewnienia ministerstwa sportu, które dołożyło się do zamontowania lodowych torów najazdowych, a także firmy SuperSnow, która wyprodukowała śnieg, znalazły pokrycie w rzeczywistości.
Samo miasto przygotowało się na wydatek rzędu 250-300 tysięcy złotych. Gmina pokryje w ten sposób organizację imprez towarzyszących Pucharowi Świata, jak na przykład strefa kibica czy poprawę komunikacji skoczni z centrum miasta.
Najwięcej na śnieg i nagrody
Koszt organizacji samej imprezy spada na barki związku. PZN ma przygotowany szereg umów barterowych, które doskonale funkcjonują przy okazji imprez transmitowanych na całą Europę.
Według nieoficjalnych informacji, produkcja śniegu i przygotowania obiektu kosztowała około 350-450 tysięcy złotych. Trzeba jednak pamiętać, że PZN wiąże umowa barterowa z firmą SuperSnow, która owiana jest tajemnicą handlową. Jaki jest dokładny koszt przygotowania zeskoku? To okaże się prawdopodobnie dopiero po zawodach, bo prace na skoczni trwają niemal 24 godziny na dobę. Po piątkowych kwalifikacjach na organizatorów posypały się słowa krytyki, dlatego zaraz po skokach przystąpiono do inspekcji.
Organizator musi ponieść również koszty hotelu, wyżywienia, a także zwrócić pieniądze za transport ekip. W sumie daje to około 120 tysięcy złotych. Dodatkowo należy zapewnić fundusze na nagrody. W konkursie indywidualnym jest to około 300 tysięcy złotych, w „drużynówce” nieco mniej, bo 280 tysięcy (tu ważny jest kurs franka szwajcarskiego). Organizatorzy muszą także zapewnić tzw. kieszonkowe dla zawodników. Jest to wydatek rzędu 25 tysięcy złotych za trzy dni - oczywiście do podziału na wszystkich. Jeden skoczek otrzymuje około 300 złotych na dzień.
Całkowity koszt organizacji weekendu Pucharu Świata w tym sezonie, to około 3 miliony złotych.
PZN zarobi pod jednym warunkiem
Okazuje się, że jeśli odbędą się dwa konkursy, to związek również zarobi na organizacji Pucharu Świata. Ta sztuka udała się już w zeszłym sezonie i był to pierwszy taki przypadek, że Polska "wyszła na plus" na PŚ w Wiśle. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku będzie podobnie. - Odwołanie jednych zawodów np. przez zbyt silny wiatr, to około 1,6 mln strat, a dokładnie nieuzyskanego przychodu dla Polskiego Związku Narciarskiego - mówi Apoloniusz Tajner, prezes PZN.
Wszystko rekompensują jednak dosyć drogie bilety, bo wejściówki na zawody w Wiśle kosztowały one 120-180 złotych. Sektory VIP sprzedawane były nawet po 400 złotych. Miejsc na zawody było w sumie około 16 tysięcy, co oznacza, że PZN zarobił około 2 mln zł na samych biletach.
Organizacja inauguracji PŚ przypada także w martwym czasie dla turystyki. Wisła nie dysponuje może gigantyczną bazą noclegową, ale miasto szacuje, że w ten weekend w Beskidy przyjedzie około 12 tysięcy osób. Oznacza to dodatkowy zarobek dla pensjonatów, które w poprzednich latach świeciły w tym czasie pustkami.