PŚ w Wiśle. Start na wariackich papierach. Pewni Polacy

Pierwsze koty za płoty. Spod nart poszły już pierwsze iskry, a Puchar Świata wystartował z przytupem. Polscy skoczkowie zaprezentowali się bardzo przyzwoicie. W konkursie indywidualnym zobaczymy siedmiu naszych skoczków. Biało-czerwoni powinni także powalczyć z Niemcami o zwycięstwo w sobotniej drużynówce.

Pierwsze poważne skoki w sezonie zimowym zakończyły się umiarkowanym sukcesem biało-czerwonych. Do niedzielnego konkursu weszło siedmiu skoczków: Kamil Stoch, Maciej Kot, Stefan Hula, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Jakub Wolny, Aleksander Zniszczoł. Kwalifikacji nie przebrnęli: Klemens Murańka, Bartosz Czyż, Paweł Wąsek, Jan Ziobro i Przemysław Kantyka. 

Stefan Horngacher nie zaskoczył i w sobotnim konkursie drużynowym zobaczymy Piotra Żyłę, Dawida Kubackiego, Macieja Kota i Kamila Stocha. 

Oznacza to, że austriacki szkoleniowiec zdecydował się na żelazną czwórkę skoczków, która w poprzednim sezonie wystartowała w sześciu „drużynówkach” i za każdym razem stawała na podium. Polacy wygrali zawody w Willingen oraz w Klingnehthal, a w Zakopanem i Oslo zajmowali drugie miejsce. Najsłabiej wypadaliśmy w Planicy i Vikserund, ale biało-czerwoni i tak uzyskali niezwykłe wysoką trzecią lokatę.

Gdybyśmy liczyli wyniki biało-czerwonych z kwalifikacji, to okazałoby się, że Polacy drużynowo zajęli drugie miejsce ( 487,7 pkt). Najlepsi byli Niemcy ( 497,8 pkt). Tuż za nami uplasowała się Austria (484,1 pkt). 

Mocny Stoch, jeszcze mocniejszy Kraft

Kamil Stoch udanie rozpoczął sezon Pucharu Świata. Polski skoczek zajął 5. miejsce w kwalifikacjach i nie krył optymizmu.  – To  był bardzo udany dzień, owocny w pracę. Jestem bardzo zadowolony z każdego skoku. Super znowu cieszyć się śniegiem pod nartami. Było dużo emocji, trochę nerwów, ale zawsze tak jest na początku. Trzeci skok faktycznie był najlepszy, ale drugi też był bardzo dobry. Pierwszy był mocno spóźniony, ale to tak zawsze jest na początku.

Ze znakomitej strony popisał się Stefan Kraft, który w świetnym stylu wygrał kwalifikacje, a w treningach też skakał na znakomitym poziomie. Widać było, że Austriak nie stracił nic ze swojej zimowej dyspozycji. Z ogromnym spokojem i na dużym luzie radził sobie na skoczni im. Adama Małysza. Nie ma co ukrywać, że po pierwszym dniu wyrasta na faworyta niedzielnych zawodów, choć tutaj trzeba podejść z dużą dozą dystansu.

Start na wariackich papierach

Organizatorzy skupili się na bardzo dużej produkcji śniegu, bo nikt nie chciał zaliczyć wtopy. Jak się okazało w czwartek, śniegu było zdecydowanie za dużo i ze skoczni wywieziono blisko 50 ciężarówek śniegu. Sprawiło to sporo problemów logistycznych, bo organizatorzy jeszcze w piątkowe popołudnie gorączkowo ustawiali barierki i stanowiska telewizyjne. – Jeszcze Czesi! Nie ma miejsca dla czeskiej telewizji. Trzeba wydrukować plakietkę – poganiał przez krótkofalówkę Jakub Kot, czyli asystent techniczny. Od rana powstawały strefy dla rodzin skoczków, miejsca dla osób niepełnosprawnych, a także dla dziennikarzy. Gdzieś w tle trwała walka o zeskok, na którym przedskoczkowie dopatrzyli się pewnych mankamentów. - Całe szczęście, że w nocy spadło dużo deszczu. Łatwiej można udeptać śnieg. Do 16-tej wszystko będzie gotowe – cieszył się jeden z „deptaczy”.

Było nerwowo, ale o godzinie 15:30 wszystko wyglądało na dopięte na może nie ostatni, a przedostatni guzik. I tak można odnieść wrażenie, że Wisła znacznie lepiej zdała egzamin niż Klingenthal, w którym kilka lat temu śnieg rozkładano na godziny przed pierwszymi skokami.

Śnieg nie leżał na wysokości zadania

- Dzisiaj nie było super na zeskoku, ale i tak brawa dla organizatorów. Śnieg jest sztuczny, wysoka temperatura też powoduje dziury. Najważniejsze, że obyło się bez poważniejszych kontuzji – mówił Kamil Stoch.

Polak prawdopodobnie nie widział tej sytuacji, ale dosyć groźny upadek zaliczył Vojtech Stursa z Czech, który opuścił zeskok pod opieką służb medycznych. Czech trzymał się za żebra i miał mocno skwaszoną minę. To zła wiadomość dla zawodnika, bo w poprzednim roku też zaliczył brdzoo groźny upadek w początkowej fazie zmagań, tylko że było to w Klingenthal.

Problemy miało także kilkunastu innych skoczków. Z dziurami na odjeździe walczyli m.in Peter Prevc, Tilen Bartol, czy Anders Fannemel, który z hukiem wpadł w bandy kończące przeciwstok. 

Organizatorzy zapewniają jednak, że w sobotę zeskok będzie w znacznie lepszym stanie. W piątek śnieg został mocno polany deszczem, ale na noc prognozowane są przymrozki. Ma to sprawić, ze śnieg będzie bardziej zbity. 

Już w sobotę pierwszy w sezonie konkurs. Początek konkursu drużynowego o godzinie 16. Relacja na żywo w Sport.pl- To jest Twój Live. 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.