Zmiany w skokach narciarskich dotknęły nawet bielizny. O tych rzeczach musisz wiedzieć przed nowym sezonem

Do Pucharu Świata w skokach narciarskich został zaledwie tydzień. Warto zapoznać się ze zmianami, które FIS przygotował dla najlepszych skoczków. Zawodnicy muszą się zmierzyć nie tylko ze zmianą zasad kwalifikacji i jeszcze bardziej ciasnymi kombinezonami, ale również nowymi przepisami dotyczącymi bielizny...

Chociaż doping farmakologiczny jest w skokach kwestią praktycznie nieobecną (a w XXI mieliśmy praktycznie tylko dwie dopingowe wpadki), to olbrzymią plagą stała się wojna technologiczna. Właśnie dlatego FIS od wielu lat toczy walkę z nieuczciwymi praktykami, które pomagają skoczkom narciarskim osiągać lepsze rezultaty.

"Zero tolerancji”

Według przepisów z zeszłego roku w kombinezonach skoczków musi być wszyty nieelastyczny pasek (tuż nad linią kości biodrowych), ma on zapobiegać naciąganiu kombinezonów w dół i tworzenia zdecydowanie większej powierzchni nośnej. Pasek sprawił, że oszustw było znacznie mniej, a teraz FIS poszedł jeszcze dalej. W sezonie 2016/2017 owa nieelastyczna taśma mogła mieć dwa centymetry luzu. Latem przepisy zostały zmienione i marginesu błędu nie ma już żadnego, bo pasek musi być dokładnie taki, jak obwód brzucha skoczka tuż nad kością biodrową.

Bielizna na dwie części

Zmiany dotknęły również ubrań pod kombinezon. Od teraz termoaktywna bielizna używana przez skoczków narciarskich musi być dwuczęściowa. Jej grubość nie może przekraczać 3mm (5mm dopuszczalne jest na szwach). Wszystko po to, by uniknąć wykorzystywania jednoczęściowych strojów do naciągania uniformów bez pomocy rąk.

Dwuczęściowe „ubranko” sprawia jednak, że skoczkowie szybciej będą tracili ciepło, a to dlatego, że FIS dopuszcza jedynie krótki rękaw, który nie sięga dalej niż do łokcia, z kolei spodenki muszą kończyć się nad kolanami.

To bardzo zła wiadomość dla skoczków, którzy będą czekali na swój skok, a chwilę przed nimi zawody zostaną przerwane np. w oczekiwaniu na słabszy wiatr. Zawodnicy zauważają, że mięśnie będą się wyziębiały jeszcze szybciej niż do tej pory. Oznacza to, że oddanie dobrego skoku będzie jeszcze trudniejsze. FIS stwierdził jednak, że zmiana jest konieczna, bo doprowadzili do niej sami skoczkowie, którzy szukali sposobów na obejście regulaminu.

Plomby do lamusa

Istotną zmianą jest również brak obowiązku plombowania strojów. Do października każdy kombinezon używany w czasie zawodów rangi FIS musiał dostać plombę jakości FIS-u, która uprawniała go do startów. Kombinezon musiał być wykonany z odpowiedniego materiału i przejść test przepuszczalności powietrza.

Od teraz FIS ma jednak możliwość sprawdzenia po skoku, czy dany zawodnik korzystał z odpowiedniego materiału, a sędzia może „przedmuchać” kombinezon i sprawdzić, czy przepuszczalność materiału nie wynosi mniej niż 40 litrów na metr kwadratowy na sekundę.

Igłą i nicią

FIS zdecydował jednak, że plomba, która znajdowała się około 5 cm od końca rękawa nie jest żadnym zabezpieczeniem, bo uniformy i tak składa się z kilku części. Rozprucie zaplombowanego rękawa i wszycie go do innego kombinezonu nie jest teraz żadnym problemem, a trenerom zajmuje to najwyżej 20 minut.

Dziś maszyny do szycia to stały element wyposażenia wszystkich liczących się drużyn, a umiejętność wprowadzenia szybkich poprawek może być cenniejsza niż złoto. W naszej drużynie mistrzem tego fachu można nazwać Zbigniewa Klimowskiego (asystent Stefana Horngachera).

Leżące gwiazdy to już przeszłość

Na początku XX wieku większą uwagę zwracano na długość nart. Panowało wówczas przekonanie, że to deski w dużej mierze decydują o nośności w powietrzu, wobec tego każdy chciał mieć dłuższe.

Wtedy również trwała walka o uszczknięcie niezwykle ważnych centymetrów. Związana jest z tym bardzo śmieszna anegdota z naszego obozu.   

Pewnego dnia polski team wpadł na niezwykle genialny pomysł, którego powodzenie miał potwierdzić Jerzy Żołądź - fizjolog pracujący z naszymi skoczkami. Zdecydowano się odpowiednio „naciągnąć” Adama Małysza, a kręgi zawodnika miały się rozluźnić. Dzięki temu można było „powiększyć” Polaka nawet o jeden centymetr. Oczywiście nie można było postawić  Małysza na nogach, bo po kilku chwilach cały misterny plan wziąłby w łeb. To jednak także dało się obejść. Wystarczyło wynieść zawodnika na rękach i postawić chwilę przed mierzeniem. Opromienieni swoim genialnym odkryciem trenerzy polskiej kadry ukradkiem wynieśli Małysza - tak by nikt ich nie zauważył. Jak się jednak okazało, pod pokojem, w którym FIS przeprowadzał kontrolę, leżeli już Hannawald i Schmitt.

Kontrola częścią show

Takie historię są już jednak przeszłością, bo od sezonu 2017/2018 kontrola prowadzona na dole skoczni będzie bardzo transparentna.  O ile na górze skoczni każdy zawodnik ma obowiązek przejść kontrolę sprzętu, a po niej nie ma prawa już dotykać kombinezonu, (by cokolwiek w nim poprawiać) to po skoku kontrola jest wyrywkowa. Od zawodów w Wiśle będzie się ona odbywać w oku kamer telewizyjnych. Włodarze FIS-u chcą w ten sposób pokazać fanom skoków, jak faktycznie wygląda sprawdzanie sprzętu, co ma pozwolić na uniknięcie pomówień o stronniczość i złą metodologię kontroli.

FIS zdecydował się również na zmianę miejsca przeprowadzenia testu. Zgodnie z nowymi przepisami FIS-u, pomieszczenie do kontroli sprzętu powinno znajdować się jak najbliżej wyjścia z zeskoku. Chodzi po prostu o to, by skoczkowie nie musieli pokonywać dużych odległości w niewygodnych butach, których nie wolno im rozsznurować. Ważną kwestią jest również skrócenie czasu na jakiekolwiek kombinację. W związku z tym kontrola w Wiśle będzie obywać się jeszcze na górze przeciwstoku.

Oręż w pogotowiu

W ostatnich latach wojna technologiczna była kierowana na uzyskanie przewagi psychologicznej. Być może nie zawsze przekładała się ona na realne metry, ale pozwalała wzbudzać niepokój i siać ferment w szeregach rywali. Czasem posuwano się do tak banalnych kwestii, jak pomalowanie boków nart na inny kolor (trick zastosowany przez Austriaków na igrzyskach w Soczi). Wówczas u konkurentów zapalała się czerwona lampka, a głowy pękały od rozważań w stylu: “co oni znowu wymyślili”.

Przez kilkanaście ostatnich lat w skokach pojawiało się wiele innych zagrywek, jak choćby „kosmiczne” woski, pozwalające na osiągnie lepszych prędkości na rozbiegu (igrzyska w Salt Lake City), bolcowe wiązania (IO w Vancouver), kamizelki zwiększające opór powietrza (lato 2016), a także jednoczęściowa bielizna, która pozwalała naciągać odpowiednio kombinezon i przechodzić kontrolę.  

Nowinki powodowały również konflikty w drużynach. Tak było wtedy, gdy tuż przed IO w Soczi tylko Schlierenzauer dostał narty z nowymi ślizgami. Morgenstern musiał obejść się smakiem i doprowadził do spięcia z Aleksandrem Pointnerem (ówczesnym trenerem Austrii).

Wszystkie ekipy testują, kombinują i starają się wykrzesać wszystko z możliwości regulaminów. Polscy skoczkowie również zapowiadają, że nowinki zostały już przetestowane, ale w pierwszej części sezonu nikt nie będzie się nimi chwalił. Dodatkowa broń przygotowana jest na najważniejsze konkursy tego sezonu.

  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.