Skoki narciarskie. Alexander Pointner niechciany w Bułgarii

W 10 lat ze skoczkami z Austrii zdobył 32 medale imprez mistrzowskich. Teraz Bułgarzy wolą, by ich jedynego utalentowanego zawodnika poprowadził trener, który przez ostatni rok był bezrobotny. To dlatego, że przez dwa sezony z Aleksandrem Pointnerem Władimir Zografski niemal za każdym razem przepadał już kwalifikacjach do konkursów

Najpierw była kariera skoczka. Nieudana, bo choć dwa razy zdobywał mistrzostwo świata juniorów w drużynie, to kiedy będący w jego wieku Andreas Goldberger, Heinz Kuttin i Martin Hoellwarth dokonywali wielkich rzeczy w świecie seniorów, on potrafił doskoczyć najwyżej do srebra Uniwersjady 1997 - tej samej, na której pierwsze ze swych czterech złot wywalczył Łukasz Kruczek. Pewnie byłoby inaczej, gdyby nie poważna kontuzja; mając 22 lata Pointner złamał kość udową, upadając po treningowym skoku w Stams. Ale gdyby wszystko potoczyło się inaczej, pewnie nie byłoby z pechowego zawodnika tak znakomitego szkoleniowca.

Wygrał ponad 100 razy

W XXI wieku nie było żadnego trenera, który tak długo jak Austriak pracowałby z jedną drużyną. Te 10 lat między 2004 a 2014 rokiem to był czas dominacji jednego zespołu, jakiej nigdy wcześniej w historii skoków nie było. Gregor Schlierenzauer, Thomas Morgenstern, Andreas Kofler, Wolfgang Loitzl, Thomas Diethart, a na początku jeszcze Andreas Widhoelzl i Hoellewarth wyskakali w sumie dla Pointnera 99 zwycięstw w indywidualnych konkursach Pucharu Świata i 19 triumfów w drużynowych zawodach tej rangi. Na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i MŚ w lotach ta ekipa zdobyła 32 medale, w tym 17 złotych. Jako drużyna Austria na wielkich imprezach była niepokonana od 2006 do 2013 roku, wygrała ich dziewięć z rzędu, często nokautowała rywali, jak na igrzyskach w Vancouver w 2010 roku, gdy drugich Niemców wyprzedziła aż o 72,1 pkt (to około 40 metrów). Przez długi czas Pointner był chwalony za nowatorskie podejście do treningu. Z dumą opowiadał, że jego zawodnicy nie skakali przez ostatni miesiąc przed startem sezonu, ogłaszał potęgę neurocoachingu i w końcu stał się jego zakładnikiem.

Morgenstern: był głuchy na moje słowa

„Trenerska filozofia Alexandra Pointnera bardzo się zmieniła z biegiem czasu. Na początku był trenerem w pełnym tego słowa znaczeniu. Wspólnie pracowaliśmy nad techniką skoku i nad rozwojem sprawności fizycznej. To mi odpowiada – muszę wiedzieć, gdzie popełniam błędy, żebym mógł je skorygować. Nagle jednak wszystko zaczęło się kręcić tylko wokół neurocoachingu i rozwijania umiejętności audiowizualnej percepcji. Wszystko wyłącznie w głowie. Sprawy związane z treningiem fizycznym zupełnie zeszły na drugi plan. Zautomatyzowane procesy, mające na celu utrwalenie skoku w głowie, nagle stały się najważniejsze. Te audiowizualne elementy są z pewnością świetnym środkiem na uzupełnienie kompleksowego programu treningowego, ale kiedy zaczynasz mieć wrażenie, że wszystko kręci się tylko wokół tego – coś ci nie pasuje. Może są zawodnicy, którym to odpowiada, ale ja jednak potrzebuję pracy nad podstawowymi komponentami […] Zawsze starałem się jasno komunikować, czego mi potrzeba. Ale sytuacja była trudna. Choć ufałem trenerowi i jasno mu mówiłem, co uważam za dobre dla siebie, on pozostawał głuchy na moje słowa i był przekonany, że to jego metody są dla mnie najlepsze. Takie podejście mnie denerwuje. Mnie to nic nie daje. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego Pointner nie potrafił tego zaakceptować, i dlatego konsekwentnie pracowałem nad sprawnością fizyczną z Heinzem Kuttinem” – pisał Morgenstern w swojej książce „Moja walka o każdy metr”.

Schlierenzauer: nie widziałem perspektyw

Mistrz olimpijski i tak dogadywał się z Pointnerem lepiej niż Schlierenzauer. Podobno zwycięzca aż 53 konkursów PŚ namawiał szefów austriackiej federacji, by po igrzyskach w Soczi pożegnała się z trenerem. – Sposób w jaki się rozstajemy jest dla mnie bolesny. O konflikcie ze Schlierenzauerem nie chcę się wypowiadać publicznie – mówił Pointner w kwietniu 2014 roku, kiedy faktycznie odchodził, zwalniając miejsce Kuttinowi. – Gdyby Pointner został, zrobiłbym sobie przerwę w karierze. W dotychczasowym systemie szkoleniowym nie widziałem dla siebie perspektyw rozwoju – wyznawał „Schlieri”, choć jednocześnie przekonywał, że wcale nie twierdził, że Pointnera trzeba zwolnić i że pamięta, jak wiele mu zawdzięcza.

Depresja (nie) do przeskoczenia

Trzy i pół roku temu wydawało się, że tak utytułowany szkoleniowiec znajdzie pracę w innej z czołowych drużyn. Może dopiero po przerwie, której potrzebuje na uporządkowanie życia osobistego (w styczniu 2014 roku wyznał, że on i jego syn leczyli się z depresji), ale wróci i będzie osiągał kolejne sukcesy. Niestety, pół roku po rozstaniu z austriacką kadrą Pointner musiał się zmierzyć z fatalną w skutkach próbą samobójczą 16-letniej córki. – Pytam samego siebie czy nie spędzałem za dużo czasu poza domem i czy przez to nie poświęcałem rodzinie za mało uwagi – mówił rok później, gdy na łamach „Kleinen Zeitung” wraz z żoną opowiadał o terapii, jaką przechodzi rodzina i o cierpieniu, jakiego przysparza jej fakt, że Nina ma ciężkie uszkodzenia mózgu i od wielu miesięcy pozostaje w śpiączce. W tamtym czasie, jesienią 2015 roku, Pointner zdecydował, że dla niego najlepszą formą terapii będzie powrót do pracy. I przyjął ofertę doradzania Zografskiemu. Bułgar miał wtedy 22 lata i kilka takich startów w Pucharze Świata, którymi potwierdził swój talent. Najwyżej w karierze był na 10. miejscu w Engelbergu, w 2012 roku. – On ma bardzo duży potencjał, a kiedy przekazuję mu swoją wiedzę, w jego oczach widzę błysk. Tego brakowało mi pod koniec pracy z kadrą Austrii – mówił Pointner u progu zimy 2015/2016. Kilkanaście dni później zmarła córka trenera, co musiało rzutować na jego pracę. W grudniu 2015 roku zamiast wyjazdu z Zografskim do szczęśliwego dla zawodnika Engelbergu Pointner żegnał swoje dziecko, pogrzeb odbył się dzień przed Wigilią.

W roli trenera Bułgara Austriak zadebiutował kilkanaście dni później, na początku stycznia 2016 roku, w Innsbrucku. Do tego momentu Władimira prowadził jeszcze jego ojciec, Emil. Na Bergisel, już pod wodzą Pointnera, Zografski zdołał awansować do konkursu i zajął w nim 42. miejsce. Od tamtego momentu w sezonie 2015/2016 i 2016/2017 zaliczył w sumie 27 startów w Pucharze Świata, nie wywalczył ani jednego punktu i aż 20 razy odpadał już w kwalifikacjach.

Sport? To pseudoświat

Gorzej być nie może – tak musieli uznać Bułgarzy i postanowili Pointnera zamienić na Matjaza Zupana. Słoweniec nie uchodzi za trenerskiego geniusza, nie pracował od wiosny 2016 roku, kiedy przestał prowadzić kadrę Rosji. Jego celem ma być taka pomoc Zografskiemu, by punktami w Pucharze Świata albo w Pucharze Kontynentalnym mistrz świata juniorów z 2011 roku zapewnił sobie prawo udziału w igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu w lutym przyszłego roku.

A co z Pointnerem? Dla niektórych – jak swego czasu dla Polski – problemem jest trudny charakter Austriaka (kiedy Pointner zaczynał pracę z Zografskim Polacy pod wodzą Łukasza Kruczka bardzo słabo spisywali się na Turnieju Czterech Skoczni, a wiceprezes PZN-u Andrzej Wąsowicz mówił w rozmowie ze Sport.pl, że w związku rozmawiano o austriackim trenerze, ale uznano, że nasi skoczkowie by się z nim dogadali), wielu ma go za dziwaka, a wszyscy wiedzą, że w Bułgarii zupełnie sobie nie poradził. To porażka, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wyjątkowo trudny czas Pointnera i fakt, że trudno dogadać się z Zografskim seniorem, który ma duże ambicje trenerskie.

O nowych ofertach dla Pointnera nie słychać. Inna sprawa, że on o takie chyba nie zabiega. Jeszcze zanim zdecydował się na pracę z Bułgarami jego żona mówiła w austriackiej prasie, że ci wszyscy odważni ludzie, którzy na nartach rzucają się w przepaść, w normalnym życiu są tchórzami, skoro w trudnym momencie dla jednego z nich, nie wiedzą, jak się zachować. – Zadry są i w Pointnerze. - Często słyszałem pytanie „czy wszystko w porządku?”, ale prawie nikt nie miał czasu czekać na odpowiedź – mówił dwa miesiące temu w rozmowie z „Tiroler Tageszeitung”. – Śmierć córki zmieniła wszystko. Świat sportu to pseudoświat. W życiu nie zawsze chodzi o szybciej, wyżej, mocniej – dodawał.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.