Dawid Kubacki o dominacji w letnich skokach. "Treningi zaczęliśmy z wysokiego poziomu i teraz koncentrujemy się detalach"

Dawid Kubacki jest zdecydowanie najlepszym skoczkiem tego lata. Polak wygrał trzy dotychczasowe konkursy i pewnie prowadzi w klasyfikacji generalnej cyklu. Polacy nie pojechali jednak na zawody do Japonii, ale spokojnie realizują plan nakreślony przez Stefana Horngachera.

Piotr Majchrzak: Wygrałeś już trzy konkursy tegorocznego Letniego Grand Prix. Ta sztuka nie udała się nikomu od 2011 roku. W Wiśle mówiłeś, że w skokach masz jeszcze bardzo dużo do poprawy. To samo możesz powiedzieć po kilku kolejnych konkursach?

Dawid Kubacki: Te skoki nie były na najwyższym poziomie i ciągle są detale nad którymi trzeba pracować. Ja nie uważam, że próby są na jakimś super poziomie. Po prostu inni też popełniają błędy, a raczej więcej błędów. Ja znam swój poziom i wiem, że skacze przyzwoicie, ale nie można zapominać o pracy, którą muszę jeszcze wykonać. Do zimy zostało dużo czasu. To są detale, ale trzeba być na nich skoncentrowanym.

Zwycięstwa w LGP mocno Cię zaskoczyły?

- Zaskoczyło mnie to pierwsze zwycięstwo, wiadomo było, że skakałem dobrze, ale nie sądziłem, że wygram. W Wiśle byłem szósty po pierwszej serii i przyjąłem to jako bardzo przyzwoity wynik, bo tak skakałem na treningach. Przed zawodami brałbym to w ciemno. Jednak w drugiej serii skoczyłem bardzo dobrze i było to dla mnie lekkie, pozytywne zaskoczenie. W kolejnych startach byłem pewny, że mogę dobrze skakać. Gdybym jednak zajął drugie czy piąte miejsce, to nie byłoby tragedii, bo dobrze wykonałem swoją pracę. Ktoś zawsze może być lepszy, bo taki jest sport.

Adam Małysz zaczął się niepokoić, że idzie Wam za dobrze, ale ponoć uspokoił go Stefan Horngacher, który powiedział, że popełniacie bardzo dużo błędów, a inni po prostu skaczą jeszcze gorzej. Wszystko idzie zgodnie z planem?

- Ja bym powiedział, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale ciągle to nie są bardzo dobre próby. W moim przypadku zostały detale, które pozwalają podnosić wynik o dziesiąte części punktu. Podstawę i bazę  naszych  skoków mamy jeszcze z zimy. Wszystko dlatego, że zaczęliśmy treningi właściwie tydzień po zakończeniu sezonu. Właśnie dlatego skakaliśmy dobrze na starcie i mogliśmy skupiać się jedynie na drobnych mankamentach. Nie musieliśmy od początku szukać tej idei skoków, a wiadomo, że jak się startuje z pewnego poziomu, to łatwiej jest podnosić swój poziom.

Mówisz o krótkiej przerwie, której praktycznie nie było. Wasz trener stawia jednak na odpoczynek już w trakcie przygotowań. Teraz dostaliście dwa tygodnie wolnego a skoczkowie rozjechali się po świecie. Podoba Wam się ta formuła?

- Idea trenera jest taka, żeby nie robić jednej długiej przerwy po zimie, podczas której wszystko może się rozsypać. Zaczynalibyśmy treningi w maju i właściwie do marca kolejnego roku trwałby okres tzw. ,,łupania’’. Teraz mamy więcej krótkich okresów wypoczynkowych. Według mnie to się sprawdza, a plan trenera jest całkiem w porządku.

W zeszłym roku było podobnie i mieliście krótszą przerwę niż dwa lata temu i to zafunkcjonowało.

- W zeszłym roku było podobnie, ale przerwa po zimie była nieco dłuższa. Była krótsza niż w poprzednich latach, ale dłuższa niż teraz. W zeszłym roku dopiero zaczynaliśmy współpracę z trenerem i szkoleniowiec chciał żebyśmy przystosowali się do wprowadzonych zmian. W tym roku praca była kontynuowana. Zresztą mamy w głowie, że samym odpoczynkiem nic się nie osiągnie i trzeba ciężko pracować. Rozbicie wolnego na kilka krótszych okresów może być dla nas bardzo pozytywne. Krótkie wakacje niczego nie zaburzają, bo cały czas jesteśmy w trybie treningowym i tylko nabieramy większych chęci do dalszego wysiłku i pracy. 

W Letnim Grand Prix odpuszczacie Hakubę, do której jedzie drugi garnitur, a jak to wygląda z zawodami w rosyjskim Czajkowskim?

- Tak, do Japonii nie jedziemy, bo to zahacza o ten nasz urlop, chociaż wiadomo, że w tym drugim tygodniu już trenujemy bez udziału szkoleniowców. Po prostu mamy rozpisane, co trzeba zrobić. Przypuszczam też, że Rosję również odpuścimy, bo jest to kawałek drogi, a prawdopodobnie trener będzie chciał poświęcić ten czas na dodatkowe treningi i testy rzeczy, które mogą nam pomóc.

Mówisz o testach, wiadomo, że wojna technologiczna w skokach trwa cały czas. Wymyśliliście już coś, czym zaskoczycie rywali zimą?

- Testy takich rzeczy trwają już od samego początku przygotowań. Już w kwietniu i maju je testowaliśmy. Po prostu nie ma z tym co zwlekać. Jeśli coś się pojawia to sprawdzamy to na bieżąco.

Podczas zawodów w Wiśle widać było jak inne drużyny nas szpiegują. W czasie treningów technik Norwegów Thomas Horl robił zdjęcia w locie wszystkim naszym skoczkom. Gdy zajrzałem mu za ramię widać było, że skupia się na wiązaniach. To już chyba stały obrazek w skokach.

- Tak, jest to standard w skokach. Swego czasu właśnie Norwegowie mieli problem z tym, że inne ekipy biegają z aparatami, ale był to czas, w którym oni wiązali buty w torbach, żeby nikt nie widział co robią, a tak naprawdę nie mieli nic ciekawego. Po prostu próbowali robić sztuczne zamieszanie. Szpiegować mogą, ale czy coś zobaczą, to już inna kwestia.

Czyli rozumiem, że nic ciekawego w kwestii nowinek do Wisły jeszcze nie przywieźliście?

- Raczej nie mogę tego powiedzieć, ale z drugiej strony wiadomo, że lato to nie jest czas, w którym należy się takimi rzeczami chwalić. Raczej się z tym nie obnosimy, bo po prostu nie miałoby to sensu.

W tym roku przerwa między latem a zimą jest bardzo krótka, bo to tylko 45 dni. Wiadomo już jakie są plany na końcówkę przygotowań? Raczej trening siłowy i zbicie dobrej formy po lecie, żeby świeżość wróciła na zimę, czy zupełnie inny tryb przygotowań?

- Właściwie wszystko zależy od pogody. Jeśli będą warunki i śnieg gdzieś w pobliżu, to myślę, że będziemy z tego korzystać, ale jeśli nie będzie warunków, to wtedy pojawi się kwestia pojedynczych skoków na igelicie. Oprócz tego oczywiście będzie także trening siłowy. To jest taki najbardziej niepewny okres w skokach, bo nie wiadomo kiedy i gdzie pojawi się możliwość na zimowe skoki. Wiadomo, że najlepiej jest szybko przenieść się na tory lodowe, ale nigdy nie wiadomo gdzie  i na jak długo będzie można pojechać.

Dobrą informacją dla polskich skoczków jest fakt, że prawdopodobnie już w drugiej połowie października będzie można trenować na zmodernizowanej i naśnieżonej skoczni w Wiśle Malince. Trochę dłużej trzeba będzie poczekać na Wielką Krokiew w Zakopanem, ale Adam Małysz ma nadzieje, że skocznia będzie gotowa już pod koniec października. Unikniemy w ten sposób nerwowego szukania naśnieżonych zagranicznych skoczni, co od zawsze było problemem polskich skoków.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.