Piotr Żyła: Tak, minęło bardzo szybko. I fajnie, aktywnie.
- Chwila na odpoczynek była, ale dużo więcej było treningu. Nawet z rodziną nigdzie nie wyjechałem. Na szczęście żona i dzieciaki się nie złoszczą, bo zabrałem ich na zgrupowanie kadry do Hiszpanii.
- Po zimie na skoczni się tyle zmieniło, że śniegu nie ma, he, he, he.
- Może, ale chyba ma taki plan, żebyśmy zaczynali od małej i się rozpędzali, żeby na dużej była już odczuwalna przyjemność ze skakania.
- Jestem zawodnikiem, a nie gospodarzem, he, he, he.
- Myślę, że tak. I fajnie. Będę skakał najlepiej jak potrafię i będę walczył o najwyższe miejsce.
- Wygrywanie zawsze ma znaczenie i po to trenujemy, żeby przez cały rok skakać dobrze. Nie powinno mieć znaczenia czy to lato, czy zima. Wiadomo, że latem jest trudniej, bo treningu jest więcej i on jest inny. Zawodów jest wtedy mniej, więc mocniej się pracuje. Ale my już tak popracowaliśmy, że będziemy walczyć o jak najlepsze miejsca.
- To trenera trzeba pytać.
- Nie, pewnie będzie decydował na bieżąco.
- Te testy mamy robione cały czas, przyzwyczailiśmy się. O wyniki trzeba pytać trenera, bo ja wchodzę, robię co trzeba, a on ze sztabem to analizuje. Nie wiem, na jakim poziomie jestem według tej platformy. Nie dostaję takich informacji, a sam nie dopytuję. Wiem tylko, że jest ok.
- A nie wiem, he, he, he. Ale w sumie chyba może tak być.
- Nie, to jakieś plotki. Ale było tak, że w końcu nie odbierałem, bo już za dużo ludzi dzwoniło.
- Nie, żadnego sobie nie włączyłem. To jest historia, trzeba się szykować do kolejnego sezonu.
- No dobra, jeden skok widziałem. Ten z Lahti, który dał mi brąz. Ale to nie ja go sobie włączyłem, tylko puścili mi go w szkole w Tarnowie, jak pojechałem na spotkanie zorganizowane przez Grupę Azoty, mojego sponsora. Ja się muszę skupiać na tym, co będzie, a nie co było. Tak jest dla mnie lepiej.
- Trochę tego było, ale tak mam wszystko poukładane, że teraz już nie ma nic. Mam spokój.
- Jak Polski Związek Narciarski coś wrzuci, to będę musiał jechać. A od siebie mam jeszcze tylko jedną rzecz, w połowie września. I na tym koniec.
- Pewnie coś jeszcze będzie, Multikino ma materiał. Ale to poszło szybko, wszystko zrobiliśmy na wiosnę. Wtedy najbardziej można było sobie na takie rzeczy pozwolić.
- Nie wiem czy możemy z wami rozmawiać, ale zadzwoniłeś, to gadamy, i mam nadzieję, że nie dostanę za to bury.
- Nie przewróciłem się chyba od trzech lat, daję radę.
- No tak, ale my się tym wszystkim w sumie nie zajmujemy, nie myślimy o tym. To trenerzy i serwismeni cały czas działają, żebyśmy mieli jak najlepszy sprzęt. My bierzemy co dają i testujemy, a oni analizują, co jest dla nas dobre, a co złe. Tak jest fajnie, bo wiemy, że o nas dbają i możemy się koncentrować tylko na treningu i na startach.
- Życie mnie tego nauczyło.
- Uczę się tego cały czas.
- A czemu? Papryka jest bardzo smaczna i bardzo dobrze wpływa na formę.
- No a jak? A co?
- Może Maciek sobie żartował, ale ja zawsze mówiłem całkiem poważnie. W ogóle to cała historia zaczęła się od Dawida Kubackiego, który przyniósł marynowaną paprykę, mówiąc, że taką jedzą bracia Prevcowie. No to i my jedliśmy, całkiem sporo. I ja czuję, że zadziałała.
- Papryki mam tyle, że wystarczy do końca zimy. Czyli o medale olimpijskie nie macie co się bać, he, he, he.
- Zdarza się pomyśleć, ale przygotowujemy się nie do Pjongczangu, tylko do całej zimy. Igrzyska będą, ale po drodze.
- Trener wszystko kontroluje, a ja już wiem, że takich rzeczy jak wysokość dupy się z nim nie negocjuje, he, he, he.
- Wiadomo, że najwięcej dostałem papryki, trafiły się nawet paprykowe skarpetki. To znaczy z wzorem paprykowym, a nie zrobione z papryki. W końcu mam też nowe sznurówki, bo chyba ktoś się przejął, jak w Nowy Rok powiedziałem, że muszę sobie kupić.
- To jest prezent dziwny, ale bardzo fajny, ciepły.
- Tak, tak, dokładnie. Jestem królem życia, he, he, he.