W Pucharze Świata w sezonie 2016/2017 miało zostać rozegranych jeszcze sześć konkursów. Po trzy w Vikersundzie i w Planicy. Ale na największym "mamucie" świata wieje tak mocno, że ani w czwartkowe popołudnie, ani w piątkowe przedpołudnie nie udało się zrobić testu skoczni. Żeby skakać mogli zawodnicy z PŚ, najpierw muszą wystartować przedskoczkowie. Organizatorzy mają nadzieję, że do wieczora wiatr ucichnie na tyle, by odbyły się serie: dla testerów, treningowa i punktowana. Ale wycofali się z pomysłu rozegrania jednoseryjnego konkursu za odwołane zawody w Lillehammer. Przywrócili pierwotny plan - w piątek ma być prolog do niedzielnego konkursu indywidualnego, w sobotę ma się odbyć "drużynówka".
Mimo kłopotów z pogodą skoczkom szykuje się tak duża dawka latania, jakiej na koniec sezonu nie mieli nigdy wcześniej. Po trzech dniach w Norwegii będę mieli chwilę wytchnienia i w przyszłym tygodniu od czwartku do niedzieli będą rywalizowali w Słowenii.
Ze względu na profile obiektów bardziej widowiskowe są loty na Letalnicy. Ale to na Vikersundbakken lata się dalej.
To tam przed dwoma laty Peter Prevc jako pierwszy człowiek w historii pofrunął na ćwierć kilometra. A dzień później jego rekord - na 251,5 m - poprawił Anders Fannemel.
Czy da się polecieć jeszcze dalej?
Dmitrij Wassiljew pokazał, że tak. Ale nie był w stanie utrzymać się na nogach po lądowaniu.
Organizatorzy zawodów twierdzą, że najlepsi skoczkowie mogą pobić rekord Fannemela, jeśli tylko warunki będą dobre, a jury nie okaże się zbyt bojaźliwe.
Kraft, Prevc? A może Stjernen?
Po kim możemy się spodziewać latania w granicach rekordu? Nie można nie wymienić lidera PŚ i PŚ w lotach Stefana Krafta. Pięknie lata również będący w świetnej formie Andreas Wellinger, który w rywalizacji na mamutach jest na razie drugi. Oczywistym kandydatem do walki o największe rzeczy jest czwarty w tym zestawieniu Peter Prevc. Wystarczy powiedzieć, że do Słoweńca należą: drugi (250 m), czwarty (248,5), siódmy (247,5) i 10. (246) najlepszy wynik w historii. Jego rodak Jurij Tepes (siódmy w PŚ w lotach) wiele razy pokazywał, że na mamutach potrafi spisywać się znacznie lepiej niż na mniejszych obiektach i jest w stanie odlecieć wszystkim. Ale kto wie czy na najpoważniejszego kandydata do rekordów nie wyrasta Andreas Stjernen.
Zawodnik gospodarzy nie jest specjalnie utytułowany, na podium Pucharu Świata stał tylko cztery razy w karierze, ale dwukrotnie zrobił to właśnie dzięki zawodom w lotach. Przed rokiem na Vikersundbakken zajął trzecie miejsce, wtedy ustanowił swój rekord życiowy. Imponujący, wynoszący aż 249 metrów. Tamten lot Stjernena jest trzecim najdłuższym w historii. Do Norwega należy też szósty wynik w historii - 248 metrów. Również z Vikersund, sprzed roku.
Co ważne, w ubiegłym sezonie przed lotami w Norwegii Stjernen nie prezentował takiej formy, jak teraz. Wówczas w konkursach poprzedzających loty w Vikersundzie podopieczny Aleksandra Stoeckla zajmował miejsca w drugiej i trzeciej "10". Teraz latanie zacznie dzień po zajęciu drugiej pozycji w Trondheim. I będzie startował przed wszystkimi pozostałymi faworytami, bo w klasyfikacji PŚ w lotach po dwóch konkursach rozegranych w Oberstdorfie zajmuje dopiero 15. miejsce.
Małysz się wkurzał
Jak duże znaczenie może mieć numer startowy, doskonale pamiętają ci, którzy śledzili karierę Adama Małysza. Jeden z najlepszych skoczków w historii jako pierwszy co najmniej 100 razy złamał granicę 200 metrów. "Orzeł z Wisły" wygrał w swej karierze sześć konkursów lotów i 15 skończył na podium. W 2003 roku był współrekordzistą świata w długości lotu, gdy w Planicy osiągając 225 m wyrównał wynik Andreasa Goldbergera z roku 2000. Niestety, tylko przez moment. W tamten weekend lotów rezultat Polaka poprawiał Matti Hautamaeki, który startował z niższym numerem i "zmuszał" jury do skracania rozbiegu Małyszowi. Po pięknym locie Fina na 227,5 m w kwalifikacjach belka z pozycji numer 10 została przeniesiona na pozycję numer 8. Hautamaeki miał na progu prędkości 103,4 km/h, a Małysz - tylko 100,4 km. I tak osiągnął świetny wynik - 222,5 m. Nie ma wątpliwości, że przeskoczyłby Fina, gdyby dano mu szanse. - Poleciałby w okolice 235 metrów - mówi Piotr Fijas, wówczas drugi trener naszej kadry.
Dwa dni później w serii treningowej Hautamaeki poprawił swój rekord o metr. Po jego locie na 228,5 m sędziowie obniżyli belkę startową z pozycji piątej na czwartą. I Małysz doleciał "tylko" do 225. metra. To jeszcze nic. Rok wcześniej, na koniec sezonu 2001/2002, Hautameki uzyskał w Planicy 216 m, a Małysz - 223,5 m. Fin ruszał z 10. belki, Polak z ósmej, a i tak wyraźnie go pokonał. Wówczas rekordem było 225 m Goldbergera. Ciekawe, o ile Polak pobiłby ten wynik, gdyby dostał taką szansę, jak Hautamaeki.
- Pamiętam, że Adama to wszystko denerwowało. Rozumiałem go świetnie i każdy powinien rozumieć. Przecież jeżeli zawodnik skacze na mamucie i jest w formie na rekord świata, to musi się wkurzać, że ktoś mu nie pozwala odlecieć - tłumaczy Fijas, były rekordzista w długości skoku (jego 194 m z 1987 roku z Planicy było najlepszym wynikiem aż przez siedem lat).
Rekord Polski nie robi wrażenia
Czy teraz belkę będzie wszystkim obniżał Stjernen? Szkoda, że dopiero po nim wystartują 10. w klasyfikacji lotów Maciej Kot, dziewiąty Piotr Żyła i czwarty Kamil Stoch.. Choć - o ile odnajdzie formę sprzed kilku dni - uwielbiający loty Żyła i tak może mieć szansę na pobicie rekordu Polski, bo wystartuje jeszcze przed wieloma takimi skoczkami, którym przy wietrze pod narty obniżyć belkę po prostu będzie trzeba.
Najlepszy polski lot w historii zobaczyliśmy dwa lata temu. W 2015 roku, w Planicy, Stoch osiągnął 238 metrów.
Dużo? Lot był piękny, Kamil pokazał, że potrafi sobie świetnie radzić również na mamutach. Ale w historii to dopiero 64. najlepszy wynik, a lepsze rekordy krajowe mają Norwegowie, Słoweńcy, Austriacy, Niemcy, Japończycy, Finowie i Szwajcarzy. Dobrze byłoby ten rezultat poprawić. Tylko czy będzie możliwość i czy jest forma?