Widhoezl to zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 1999/2000, triumfator 18 konkursów Pucharu Świata, trzykrotny medalista igrzysk olimpijskich i trzykrotny medalista mistrzostw świata. Większość krążków zdobywał w konkursach drużynowych. Razem z Horngacherem wywalczyli dla Austrii m.in. brąz IO w Nagano w 1998 roku i brąz MŚ w Ramsau w 1999 roku. Obecnie Widhoezl jest asystentem prowadzącego austriacką kadrę Heinza Kuttina.
Andreas Widhoelzl: Na pewno muszę powiedzieć, że dobrze wybraliście trenera (śmiech). Stefana znam od bardzo dawna. Kiedy byliśmy zawodnikami, to zawsze razem mieszkaliśmy w pokoju. W sumie przez sześć lat. Później, gdy on skończył karierę, utrzymywaliśmy kontakt. Wiem, że bardzo dobrą robotę wykonywał w Niemczech, gdzie przez 10 lat prowadził kadrę B i pomagał Wernerowi Schusterowi zajmować się kadrą A. Teraz widzicie, ile się nauczył. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to dzięki niemu cała polska drużyna jest tak dobra?
- Nie jestem zaskoczony, bo Kamil to podwójny mistrz olimpijski, jeden z najlepszych skoczków świata. Ostatnie dwa lata nie były dla niego łatwe, ale było do przewidzenia, że przyjście nowego trenera da mu impuls. Pojawiły się nowe pomysły na trening, przyszła nowa wiara, odnowiła się pewność siebie i Stochowi jest łatwiej. To co zadziałało na niego, okazało się też bardzo korzystne dla całej waszej drużyny. Macie czterech bardzo dobrze dysponowanych skoczków. W Klingenthal pokazali, jak są równi i mocni. Mogą wygrywać najważniejsze zawody drużynowe.
- Bardzo dobrze skakał w Letniej Grand Prix. Wiadomo, że wtedy nie wszyscy zawodnicy z czołówki są w najlepszej kondycji, że nie każdy używa najlepszego sprzętu, że testowane są kombinezony, że to czas na sprawdzenie różnych materiałów i innych elementów sprzętu. Ale byłem pewny, że Kot zimą będzie skakał bardzo podobnie, że utrzyma poziom. Pod okiem Stefana wykonał świetną pracę, zobaczył jakie ona daje wyniki, uwierzył w siebie, więc było jasne, że nie odpuści. Teraz dalej robi swoje. Warto zauważyć, że w tych pierwszych konkursach Pucharu Świata on nie zawsze miał szczęście. Zanim zajął drugie miejsce w Lillehammer, to już wcześniej kilka razy niewiele zabrakło mu do podium. Było jasne, że w końcu się go doczeka. Wreszcie w niedzielę mieliście podwójne zwycięstwo. Świetna sprawa. W czołówce, która twardo walczy o zwycięstwa jako jedyni macie dwóch zawodników. Teraz najlepiej wygląda wasza dwójka, młody brylant Domen Prevc, Daniel Andre Tande i Stefan Kraft. Każdy z tej piątki może wygrać następny konkurs, układ na czele powinien się często zmieniać, dlatego skoki bardzo dobrze się ogląda. Świetnie zapowiada się Turniej Czterech Skoczni. Powinien mieć wielu kandydatów do zwycięstwa.
- Jeśli masz podwójne zwycięstwo, to musisz być usatysfakcjonowany i Stefan na pewno czuje satysfakcję. Ale rozumiem to, że nie szaleje ze szczęścia. Każdy trener widzi, jaki potencjał mają jego skoczkowie. Stefan się cieszy się, że Stoch i Kot wygrywają, ale pewnie wie, że jeszcze wcale nie oddają swoich najlepszych skoków. O takie w zawodach jest bardzo trudno. Pamiętam, że siadając na belce zawsze jesteś trochę zdenerwowany, że musisz mieć szczęście do wiatru. Z drugiej strony to bardzo dobra sytuacja, kiedy twój zawodnik jeszcze nie oddaje swoich najlepszych skoków, a już i tak zajmuje miejsca na podium. My mamy tak ze Stefanem Kraftem. Skacze dobrze, już dwa razy był na podium, a kiedy będzie skakał naprawdę bardzo dobrze i kiedy dopisze mu szczęście, to może się okazać najlepszy. Przypomnijcie sobie czwarte i piąte pozycje Kamila i Macieja. Możliwe, że obaj zajmując je skakali nawet lepiej niż w niedzielę, gdy wygrali. Stefan takie rzeczy widzi, to dobrze, że zwraca na nie uwagę.
- Tak, to jest dobry, spokojny człowiek. I jednocześnie jest fachowcem, świetnie pracuje. Bardzo ważne jest takie połączenie. Stefan ma wielką wiedzę o skokach, zna je od wielu lat, i ze strony zawodnika, i już również trenera. Bardzo dobrze zna się sprzęcie, jest specem od kombinezonów, materiałów, nart i wielu innych rzeczy. Zajmował się tym już w Niemczech. Dbać o wszystko - to jego filozofia. Dlatego jest skuteczny. Ale też musicie przyznać, że polscy skoczkowie nie byli źli, że Stefan od razu miał z kim pracować (śmiech). Macie nowego trenera, zawodnicy dostali nowego ducha, znów czują ogień i chętnie wykonują ciężką pracę. Trener też ma jej bardzo dużo, ale Stefan to lubi. Poznał chłopaków, błyskawicznie wziął się z nimi za robotę i są efekty. Radzi sobie świetnie, wszyscy widzą dowód, że jest dobrym trenerem.