Pobudka skoczków w Niżnym Tagile

- W piątek Kamil Stoch był tak zły, że nie podchodź. W niedzielę trenerzy innych ekip gratulowali nam, że tak szybko się pozbierał - mówi trener Zbigniew Klimowski. W jakiej formie jest dwa tygodnie przed Turniejem Czterech Skoczni?

Tydzień temu Stoch zajął 47. miejsce w Lillehammer. Wtedy, w trzecim indywidualnym konkursie tej zimy, punkty dla Polski zdobył tylko Stefan Hula - był 10. W Niżnym Tagile podwójny mistrz olimpijski najpierw przepadł w kwalifikacjach, a drugi konkurs skończył na szóstym miejscu, najlepszym w sezonie. Tuż przed wyjazdem skoczków do Rosji wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego Andrzej Wąsowicz podjął się pierwszego podsumowania tradycyjnie już słabego rozpoczęcia sezonu przez naszych zawodników.

Wiceprezes PZN tłumaczył, że skoczkom "wyjeżdżają nogi", bo jeszcze się nie przestawili z porcelanowych rozbiegów stosowanych na skoczniach igelitowych na lodowe tory na obiektach zaśnieżonych. I wskazywał na naszych kombinatorów norweskich, którzy na początku sezonu skaczą dobrze, bo ich trener Jan Szturc w połowie listopada zabrał ich do Skandynawii, gdzie każdy oddał 30 prób na śniegu.

- My na śniegu nie skakaliśmy wcale - mówi jednak trener kadry B Maciej Maciusiak. A to właśnie jego zawodnicy brylowali latem (świetny był Dawid Kubacki, bardzo dobry Maciej Kot), a teraz stanowią czasem nawet ponad połowę siódemki, która startuje w Pucharze Świata.

- Uznaliśmy, że na dobre nam wyjdzie, jak tuż przed startem sezonu zostaniemy w domu, ograniczymy podróże i zajmiemy się spokojnym treningiem. Po rozmowach z zawodnikami wiem, że w pierwszych startach brakowało im czucia śniegu, że obawiali się lądowań na nim. Potrzebowali czasu, żeby się przyzwyczaić. Dopiero teraz wszystko wraca do normy - dodaje Maciusiak.

Klimowski ma mocny argument: - Nie po raz pierwszy słabo zaczynamy sezon, a w poprzednich latach w końcówkach przygotowań zawsze jeździliśmy poskakać na śniegu. Teraz spróbowaliśmy czegoś innego.

Jak dużo pracy przed ekipą, która w Niżnym Tagile wreszcie wypadła przyzwoicie? Tam punktowało w sobotę czterech, a w niedzielę pięciu Polaków i gdyby nie piątkowa wpadka Stocha, ocena ich wypadu do Rosji mogłaby być nawet bardzo dobra.

Do Engelbergu, na ostatnie zawody przed Turniejem Czterech Skoczni, kadra będzie pracować w niemal niezmienionym składzie. Odpadł z niej tylko Jan Ziobro, który jako jedyny nie zdobył punktów w Rosji. Jego miejsce zajmie debiutant Andrzej Stękała, który w Renie wygrał inauguracyjny konkurs Pucharu Kontynentalnego, w drugim prowadził na półmetku, ale został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon (Maciusiak mówi, że zawodnik przez cały weekend startował w tym samym sprzęcie, dziwi więc, że raz kombinezon uznano za nieodpowiedni, a dwa razy nikt nie miał zastrzeżeń), w trzecim zaś zajął drugą pozycję.

- Wszyscy w naszej grupie byliśmy zniesmaczeni po Klingenthal i Lillehammer. Nie tylko kibiców denerwuje, że z wyjątkiem jednego sezonu zawsze zaczynamy słabo. Trudno było nam zrozumieć, co się dzieje, bo Dawid Kubacki, Maciek Kot, Piotrek Żyła i oczywiście Kamil Stoch od początku są w naprawdę bardzo dobrej formie. Ulżyło nam, że w końcu zaczynają to pokazywać - mówi Klimowski.

Największą ulgę cały zespół odczuł po niedzielnym występie Stocha.

- Kiedy w piątek odpadł w kwalifikacjach, przez jakiś czas byliśmy mocno rozczarowani. Później skok przeanalizowaliśmy i wyszło, że duży wpływ na odległość miały warunki pogodowe. Otuchy dodał nam też Adam Małysz, który zadzwonił do Łukasza i powiedział, że wiele razy skok Kamila obejrzał i z tego, co widział na progu, wynikało, że lot powinien być o co najmniej o kilkanaście metrów dalszy niż na 102,5 metra - opowiada Klimowski.

To prawda, że w Niżnym Tagile wiatr miał duży wpływ na odległości. Stoch przekonał się o tym również w niedzielę, gdy w drugiej serii przesunął się z dziewiątego na szóste miejsce, korzystając z drugiego najlepszego podmuchu w stawce (-18,8 punktu za wiatr pod narty wiejący z prędkością 1,9 m/s - lepsze warunki miał tylko Severin Freund: - 20,3 pkt, 2,05 m/s). - Lot na 136 m pomógł Kamilowi się odbudować. On w piątek naprawdę niewiele spóźnił skok i gdyby nie pech, w konkursie zająłby podobną pozycję jak w niedzielę - przekonuje Klimowski.

Szóste miejsce lidera naszej kadry po jego dwóch wpadkach z rzędu trzeba docenić, ale też trzeba zauważyć, że do zawodników walczących o podium Stoch stracił dużo. Najlepszy Peter Prevc pokonał go o 25,4 pkt. Czy to różnica, którą da się zniwelować w dwa tygodnie, które pozostały do Turnieju Czterech Skoczni?

- Czasu jest dużo, będziemy pracować spokojnie, a nie pochopnie. Zimny prysznic już za nami. A nawet bardzo zimny. W Niżnym Tagile się przebudziliśmy i zdążymy dogonić najlepszych - obiecuje Klimowski.

Hipsterskie skoki narciarskie, czyli narty zjazdowe na "Planicy", udana podróbka Wielkiej Krokwi. Najlepsze amatorskie skocznie

Czy Stoch wrócił już do formy?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.