W piątkowych kwalifikacjach bardzo dobrze wypadł Kubacki, kończąc je na drugim miejscu. Ale Kamil Stoch w stawce 50 zawodników walczących o prawo udziału w sobotnich zawodach był dopiero 42. i tego prawa nie zyskał. Trudno było więc jednoznacznie ocenić, jaki był to dzień dla podopiecznych Łukasza Kruczka.
Po sobocie też nie jest to łatwe. Niby 15. Kot, 19. Żyła, 23. Hula i 25. Kubacki to dużo lepszy układ niż 10. Hula i cała reszta poza drugą serią, jak było w ostatnim konkursie PŚ, w Lillehammer. Ale trzeba pamiętać, że obsada konkursów w Niżnym Tagile jest trochę słabsza (nie przyjechali m.in. Noriaki Kasai, Gregor Schlierenzauer czy rewelacyjny debiutant Domen Prevc) i trzeba zauważyć, że Polakom trochę pomogło szczęście do pogody.
Już po piątkowych kwalifikacjach Kubacki podkreślał, że duże znaczenie dla wyników ma zmienny wiatr. W sobotę w pierwszej serii Kota poniósł podmuch tak mocny, jakiego nie miał żaden z pozostałych 49. zawodników. Z wiatrem pod narty wiejącym z prędkością 1,89 m/s (minus 18,7 pkt) Kot doleciał do dziewiątego miejsca, osiągając 133,5 m (dalej - na 134. metr - skoczył tylko Severin Freund, pieczętując w drugiej serii swoje zwycięstwo). W finale z wiatrem już prawie nieodczuwalnym (0,32 m/s, minus 3,2 pkt) Kot osiągnął o 17 metrów mniej, miał w tej serii dopiero 23. wynik, spadł na 15. pozycję.
Kto miał drugi najlepszy wiatr w całej stawce? Tak, Kubacki. Z podmuchem prędkości 1,72 m/s (minus 17 pkt) podopieczny Macieja Maciusiaka doleciał tylko do 120. metra i po pierwszej serii był 28. Można przypuszczać, że gdyby miał trochę gorsze warunki, mogłoby go zabraknąć w czołowej "30".
Jako jedyny z punktujących w sobotę Polaków z wiatrem w plecy musiał walczyć Hula. Po pierwszej serii był 16., w drugiej miał 24. wynik i spadł na 23. miejsce w końcowej klasyfikacji. Różnica w odległościach, jakie osiągnął wyniosła aż 15 metrów (124,5 i 109,5 m), co pokazuje, jak duże znaczenie ma wiatr. W pierwszej serii Huli wiało z prędkością 0,81 m/s pod narty (-8,1 pkt), w drugiej - 0,19 m/s w plecy (+2,3 pkt). Minimalne znaczenie miało obniżenie belki startowej o jedną pozycję.
Jan Ziobro i Klemens Murańka z niekorzystnymi warunkami zupełnie sobie nie poradzili, przepadając w pierwszej serii. Ziobro z niemal nieodczuwalnym wiatrem z przodu (0,10 m/s) doleciał do 107. metra i zajął 39. miejsce. Murańka (0,07 m/s i minus 0,7 pkt) lądował pół metra dalej, ale ruszał z wyższego rozbiegu i zajął 44. pozycję.
- Pojedyncze skoki naszych zawodników są już bardzo dobre - przekonywał Rafał Kot. To prawda, te z wiatrem pod narty. - Z tych gorszych trzeba wyciągnąć wnioski - dodawał były fizjoterapeuta kadry. Chyba właśnie to zrobiliśmy.
Patrząc tylko w tabelę wyników trzeba stwierdzić, że w sobotę polscy skoczkowie trochę poprawili się po słabych startach w Klingenthal i Lillehammer. Ale dopiero niedziela pokaże czy to tendencja, czy jednorazowy wyskok. Szczególnie dużo do udowodnienia będzie miał Stoch, który zawalił dwa ostatnie starty - w Lillehammer był 47., w Niżnym Tagile w sobotę miał wolne.