- Dla mnie ważniejsze są zawody w Wiśle i Zakopanem - powtarzał Kamil Stoch podczas Turnieju Czterech Skoczni, gdzie startując z marszu po kontuzji stawu skokowego i operacji, doleciał do 10. miejsca w klasyfikacji generalnej. Poza igrzyskami i mistrzostwami świata nie ma zawodów bardziej prestiżowych od narciarskiego Wielkiego Szlema, ale dwukrotny mistrz z Soczi miał prawo wyróżniać konkursy w kraju. Kibicowanie skoczkom stało się ostatnio jednym z najbardziej popularnych zbiorowych hobby Polaków, a magia i entuzjazm Zakopanego kilka razy pomagały się wydobyć ze sportowego dołka Adamowi Małyszowi.
Od 2013 r. swoją historię w Pucharze Świata pisze Wisła, gdzie na miejscu starej skoczni wybudowano nowy obiekt imienia Małysza. Pierwsze zawody wygrał tu Norweg Anders Bardal, Piotr Żyła był szósty, wyprzedzając Stocha. Przed rokiem zwyciężał Niemiec Andreas Wellinger, choć po pierwszej serii prowadził Jan Ziobro, który tego dnia został ojcem. Po drugim skoku spadł na szóste miejsce, ale na drugą pozycję wspiął się lider PŚ Stoch. W tamtym konkursie punkty zdobyło jeszcze czterech innych Polaków.
Dziś eskadra Kruczka nie imponuje siłą taką jak przed rokiem. Stoch wciąż szuka szczytu formy po kontuzji. Jak mówił trener, jego celem po TCS była poprawa motoryki. Dwukrotny mistrz olimpijski ćwiczył ostatnio na małej skoczni w Szczyrku, pracując nad detalami technicznymi, przede wszystkim nad ustabilizowaniem pozycji dojazdowej na rozbiegu. Wiadomo jednak, że poza formą czysto sportową istotny jest ten tajemniczy impuls przekazywany zawodnikowi przez tłumy kibiców. Na to rozproszeni i zagubieni ostatnio skoczkowie Kruczka liczą dziś w Wiśle, a od piątku - na Wielkiej Krokwi w Zakopanem.
- O naszych kibiców się nie martwię, oni zawsze stają na wysokości zadania. Obyśmy my wspięli się na ich poziom - mówi Maciej Kot.
Jeden z najzdolniejszych polskich skoczków osiągał tak słabe wyniki na starcie sezonu, że przerwał starty w PŚ i zamiast rywalizować na TCS, odbudowywał formę, trenując w kraju. To samo spotkało Jana Ziobrę i Klemensa Murańkę, którzy przerwali starty po bardzo słabym noworocznym konkursie w Ga-Pa. Kubacki też nie błyszczał - cała czwórka uciułała w tym sezonie PŚ zaledwie 60 pkt. - Czołówka nam odjechała - komentował Kot.
W miniony weekend pogubieni skoczkowie Kruczka wystartowali w Pucharze Kontynentalnym, zawodach niższej rangi rozgrywanych w Wiśle, i zdominowali je. Ziobro wygrał w sobotę, Kot w niedzielę, Murańka był dwa razy drugi, Kubacki zajął w niedzielę najniższe miejsce na podium. - O naszej formie, o tym, czy udało się ją poprawić i zmniejszyć dystans do czołówki, świadczyć będą wyniki w PŚ - powiedział Kot. Ale tak jak wszyscy w ekipie wierzy, że w Wiśle i Zakopanem dokona się zwrot, który zaowocuje wysokimi lotami na MŚ w Falun za cztery tygodnie. Stoch będzie bronił w Szwecji złota na dużej skoczni, a zespół - brązowego medalu. Tymczasem w jedynym konkursie drużynowym w tym sezonie, w Klingenthal, skoczkowie Kruczka nie zdołali nawet awansować do czołowej ósemki. Kolejne zawody drużynowe odbędą się w sobotę na Wielkiej Krokwi, gdzie Polacy mają odbudować morale.
Choć w Europie wiosna (a może wciąż jesień), skocznie w Wiśle i Zakopanem są przygotowane od dawna, z ich zaśnieżeniem nie było problemu. Obawy budzi wiatr, który storpedował ostatni konkurs PŚ na mamucie Kulm w Austrii, w Polsce ograniczył zawody w Pucharze Kontynentalnym do jednej serii zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Kruczek opowiadał, że na każdym z ostatnich treningów kadrowicze zmagali się z silnymi podmuchami, stąd tak trudno ocenić obiektywnie ich aktualną formę. Dzisiejszy konkurs w Wiśle, na który ma przybyć 6 tys. kibiców, może przypominać loterię.
Kryzys podobny do tegorocznego, choć nie aż tak głęboki, polscy skoczkowie przeżywali dwa lata temu, kiedy do konkursów w Wiśle i Zakopanem wywalczyli w PŚ tylko 562 pkt. A przecież lider drużyny Stoch był wtedy zdrowy. Przełom dokonał się w Polsce, gdzie w trzech konkursach zawodnicy Kruczka wywalczyli 249 pkt. Dziś mają ich zaledwie 366 - po 14 zawodach tego sezonu. Z czego Żyła zdobył 175 pkt w 12 startach i Stoch 118 w czterech. Jedynym wygranym w ekipie może się czuć 20-letni Aleksander Zniszczoł z kadry B, choć i jego 13 pkt nie powala.
Atmosferą polskich trybun wokół skoczni będą chcieli się bawić wszyscy najwięksi, z Gregorem Schlierenzauerem (53 zwycięstwa w PŚ), 42-letnim Noriakim Kasai, zwycięzcą TCS Stefanem Kraftem i liderem PŚ Michaelem Hayböckiem. Poza kontuzjowanym po upadku w Bischofshofen Simonem Ammannem wystartują najlepsi, do rywalizacji wraca nawet legendarny Fin Janne Ahonen.