PŚ w Klingenthal. Stoch i spółka lecą po spokój

- W kwalifikacjach w Willingen mieliśmy najgorszy dzień w tym roku. Ale dalej idziemy swoją ścieżką, która jest dobra - mówi trener polskich skoczków narciarskich Łukasz Kruczek. W środę w Klingenthal o kolejne punkty Pucharu Świata powalczy pięciu naszych zawodników. - Nie mogę powiedzieć, że to moja skocznia, bo ona ma już swoją nazwę, ale rzeczywiście przepadam za nią i w ostatnim starcie przed mistrzostwami świata chcę wypaść na niej jak najlepiej - mówi Kamil Stoch. Transmisja o godz. 15 w Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl

- Warunki, w których startowałem były trudne, ale sam też popełniłem błędy, skok nie był dobry - mówi Stoch o swojej próbie z wtorkowych kwalifikacji. W nich piąty zawodnik PŚ uzyskał tylko 117 m, co w gronie dziewięciu zawodników czołowej "dziesiątki" PŚ (w kwalifikacjach z czołówki nie skakał Anders Jacobsen) było dopiero ósmym wynikiem. W rozegranym wcześniej treningu Stoch też nie zachwycił, choć 130 m, jakie uzyskał było na pewno rezultatem przyzwoitym i w stawce 62 sklasyfikowanych zawodników dało mu 13. miejsce.

Dojazd do progu i chłodna głowa

- Ten skok nie był najlepszy, ale niezły, generalnie mam problem z pozycją dojazdową. Nie potrafię dobrze ułożyć ciała przed wyjściem z progu, a przez to nie umiem odbić się tak dobrze, jak powinienem - tłumaczy Stoch.

Kłopoty z dojazdem do progu mają też koledzy lidera naszej kadry. Otwarcie mówią o nich m.in. Maciej Kot i Piotr Żyła, którzy w kwalifikacjach zajęli odpowiednio dopiero 28. i 34. miejsce, a w treningu uplasowali się na pozycjach 32. i 24.

- To rzeczywiście jest jeden z najważniejszych elementów skoku, bo od niego wszystko się zaczyna. Nad dojazdem będziemy pracować w Szczyrku, gdzie pojedziemy prosto z Klingenthal. Spokojne trzy dni treningu dobrze nam zrobią przed mistrzostwami świata - mówi Kruczek.

Najlepiej naszym czołowym skoczkom, którzy opuszczą weekendowe loty w Oberstdorfie (tam pokaże się zaplecze pierwszej kadry) zrobiłyby jednak dobre wyniki w Klingenthal. Największe szanse na sukces na Vogtland Arenie ma Stoch, który w lutym 2011 roku wygrał na tym obiekcie zawody Pucharu Świata, a w październiku 2010 i 2011 roku był na nim najlepszy w konkursach Letniej Grand Prix.

- Licząc zimę i lato na tej skoczni odniosłem aż trzy ze swoich 11 zwycięstw. To prawda, że za nią przepadam - mówi Stoch. - Ale nie można twierdzić, że to obiekt Kamila Stocha, bo on ma już swoją nazwę. Po prostu nie jestem zawodnikiem, który wygrywa seryjnie, nie ma miejsca, w którym miałbym monopol na zwycięstwa - dodaje.

Na wygrywanie Stoch nie chce się nastawiać, bo - jak twierdzi - takie podejście zawsze obraca się przeciw niemu. - Muszę się trzymać swojego planu, a mój plan to dobre skakanie. Ostatnio więcej było we mnie chęci gonienia wyniku niż racjonalnego myślenia i chłodnej głowy - tłumaczy.

Spokój i rozsądek to zarówno według Stocha, jak i Kruczka idealna recepta na wyeliminowanie błędów. - Tych, które popełniam, da się pozbyć nawet ze skoku na skok. Szybko potrafię przeanalizować, co robię źle, bo skaczę już parę ładnych lat - przekonuje Stoch. I nie wypada mu nie wierzyć, pamiętając, jak szybko poprawił się przed kilkoma dniami w Willingen. W piątek zawodził, skacząc w treningu i kwalifikacjach jak zawodnicy z drugiej i trzeciej dziesiątki PŚ, a już w sobotę brylował w konkursie drużynowym, uzyskując indywidualnie czwarty wynik.

Kruczek pewny, Kot nie

- Kamil jest spokojny i pewny swego. Zresztą, pozostali chłopcy też wiedzą, ile potrafią. Piątek był dla nas najgorszym dniem w tym roku, do niedzielnego konkursu [ostatecznie odwołanego z powodu złej pogody] awansowało tylko trzech naszych skoczków, ale wszystko sobie błyskawicznie poukładaliśmy i już w sobotę było dobrze - mówi Kruczek.

Niestety, to nie do końca prawda. Poza Stochem w "drużynówce", w której Polska zajęła piąte miejsce, naprawdę dobrze spisał się jeszcze tylko Dawid Kubacki (indywidualnie miał 13. wynik), a Miętus i szczególnie Żyła skakali przeciętnie. W Klingenthal też obaj prezentują się mizernie, a Kot, który skakanie w Willingen zakończył już w piątek, po wtorkowych próbach na Vogtland Arenie wyraźnie się denerwuje.

- Meczę się, skaczę katastrofalnie, coś z tym trzeba zrobić - mówi 18. zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ. - Wiem, że czasem wystarczy nawet dzień spokojnego treningu, żeby wszystko sobie poukładać, dlatego czekam na Szczyrk, bo tam będę testował nowe narty i kombinezony. Ale przyznaję, że w swoim ostatnim konkursie przed mistrzostwami świata chciałbym osiągnąć przyzwoity wynik - dodaje.

Tak naprawdę na niezły występ poza Stochem największe szanse ma Kubacki, który wyraźnie wraca do formy z pierwszej części sezonu. - Czuję, że przed mistrzostwami spokojnie zdążę dojść do takiej dyspozycji, która w grudniu dała mi dziewiąte miejsce w Engelbergu - mówi szósty zawodnik wtorkowych kwalifikacji i 15. skoczek rozegranego wcześniej treningu. Z postawy 34. zawodnika PŚ zadowolony jest też trener. - Jego forma wyraźnie zwyżkuje, już w Willingen fajnie to wyglądało. Na skoczniach mamucich było mu trudniej, bo lotów narciarskich dopiero się uczy. Ale po powrocie na mniejsze skocznie, skończyło się wachlowanie. Dawid nie skacze już na przemian dobrze i źle, jest stabilny, prezentuje się naprawdę bardzo dobrze - mówi Kruczek, który jeszcze kilka dni temu przyznawał, że pewniakami na rozpoczynające się 20 lutego mistrzostwa w Val di Fiemme są tylko Stoch i Kot. Teraz wygląda na to, że trener ma już gotową trójkę, a o dwa pozostałe miejsca w kadrze walczyć będą Żyła, Miętus i Stefan Hula. - Możliwe, że do Szczyrku zabiorę sześciu zawodników, ale ich nazwiska podam dopiero po konkursie w Klingenthal. W każdym razie problemu nie mamy, jest z kogo wybierać i na mistrzostwa na pewno dobrze się przygotujemy, żeby we Włoszech walczyć o dobre miejsca - kończy Kruczek.

Więcej o:
Copyright © Agora SA