Kamil Stoch: Nie jest miło kończyć weekend klepiąc bulę

Kamil Stoch, w rozmowie z TVP Sport, wytłumaczył znaczenie słów skierowanych do sędziów "no i co, panie Borek?" po tym, gdy oddał swój drugi skok w fatalnych warunkach. Szczęśliwie dla Polaka, runda finałowa została anulowana na trzy skoki przed jej końcem.

Kamil Stoch został puszczony przy bardzo silnym wietrze w plecy. Po raz kolejny w tym sezonie, nie miał absolutnie żadnych szans na dobry skok. Efekt? 159 metrów i spadek z 4. pozycji. Po swojej próbie mógł jedynie rozłożyć ręce, mając świadomość, że w tych warunkach nie dało zrobić się nic więcej. "No i co, panie Borku?" - skomentował swoją próbę, co zarejestrowały kamery.

Zobacz wideo

Stoch w rozmowie z TVP Sport wytłumaczył znaczenie tych słów. - Chodziło mi o to, co teraz zrobią. Nie chcę złorzeczyć na sędziów, bo w takim dniu mają naprawdę trudną robotę i nie są w stanie wszystkiego przewidzieć. Byłem jedynie ciekaw, co zrobią, bo było wiadomo, że będzie coraz gorzej. Można było powiedzieć po pierwszej serii "do widzenia". I tak wygrał najlepszy - powiedział 4. zawodnik konkursu na mamucie w Bad Mitterndorf.

Kamil Stoch: W pierwszej serii miałem bardzo dobre warunki

Kamil Stoch jest uważany za największego pechowca w tym sezonie, biorąc pod uwagę warunki, w jakich zostaje puszczany przez sędziów. On sam się z tym nie zgadza. - Nie można mówić, że jestem największym pechowcem w sezonie. Na przykład w pierwszej serii miałem bardzo dobre warunki, dopiero w drugiej były gorsze - dodał Stoch.

Stoch mimo wszystko wyjedzie z Kulm w dobrym nastroju. - Wyjadę stąd w lepszym nastroju niż podczas poprzednich przyjazdów. Szkoda tylko tego ostatniego skoku, choć nie był tak dobry jak poprzednie. Mimo wszystko go szkoda, bo nie jest miło kończyć weekend klepiąc tak bulę - podkreślił.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.