Apoloniusz Tajner ujawnia: Mamy najlepszego fachowca na świecie. Zarabia więcej od trenera

- Trener Michał Doleżal wie, więc powiem: Harald Pernitsch zarabia więcej od niego - mówi Apoloniusz Tajner w rozmowie ze Sport.pl. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego zdradza też, że za nowe, ponoć cudowne, buty dla polskich skoczków federacja nie zapłaciła ani złotówki.

W sobotę trzecie miejsce drużyny, w niedzielę trzecia pozycja Kamila Stocha - tak polska kadra skoczków rozpoczęła sezon 2019/2020. Jak wyglądały przygotowania Wisły do zorganizowania konkursów można zobaczyć w poniższym materiale wideo.

Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Słyszę, że już po lecie jest Pan w stu procentach zadowolony z pracy nowego trenera kadry skoczków, Michała Doleżala.

- Absolutnie. Wydaje mi się nawet, że zmiana, która nastąpiła z inicjatywy Stefana Horngachera jest nawet korzystniejszą sytuacją, niż gdyby Horngacher został.

Dlaczego? Układ z Horngacherem się wypalał?

- Nie, ale trzy miesiące z huśtawką czy odchodzi czy nie, z poczuciem w nas wszystkich, że odchodzi, ale tego nie przyznaje, to był trudny czas. Jak już się to skończyło, to zamiast żalu, że straciliśmy trenera było patrzenie w kierunku przyszłości, czyli na tego człowieka, który to poprowadzi dalej. A Doleżal niebędący na smyczy działa jeszcze lepiej. Parę drobnych rzeczy zmienił i już kilka miesięcy pracy ekipy z nim w roli głównego trenera pokazało, że wszystko działa świetnie. Atmosfera w grupie jest bardzo dobra. Wszyscy są w komitywie, a to jest straszna siła. Dzięki niej można budować skuteczniej niż wtedy, gdy ktoś sypie piasek w tryby. Doleżal naprawdę wprowadził kilka takich drobiazgów, których być może nie wprowadziłby Horngacher.

Jakie to są rzeczy?

- Nie, nie, proszę pytać trenerów i Adama Małysza.

Czyli chodzi o nowinki sprzętowe?

- Też. Nie chcę niczego wyprzedzać i zdradzać szczegółów, bo te wiadomości racjonują trenerzy i Adam. Umówiliśmy się, że oni decydują, co możemy powiedzieć, a co ukrywamy. Powiem tylko, że pewne elementy były badane w tunelu aerodynamicznym. Chodzi o drobiazgi, które zebrane razem mogą dać bardzo dobre efekty. Zmiany w treningu Doleżal też wprowadził. Ale niech opowiadają fachowcy - Doleżal i Małysz [Doleżal o tych zmianach szczegółowo opowiedział w rozmowie ze Sport.pl].

Powiedział Pan o atmosferze w grupie, ale przecież przez lata z Horngacherem też na nią nie narzekaliśmy. Oczywiście aż do momentu, gdy zaczęła się saga z jego przenosinami do Niemiec.

- Tak, ale były też bariery - językowa i mentalnościowa - których z Doleżalem nie ma. On jest przez nas uważany za swojego. Rozumuje podobnie jak my, mówi po polsku, pracuje u nas od kilku lat. Bariery pękły, grupy w naturalny sposób zbliżyły się do siebie kadry A i B.

A czy po odejściu Horngachera nie zabraknie kogoś, kto na wszystkich naciska? W tym i na Pana. Trzyletnia kadencja Austriaka to był czas dużych inwestycji - nowe platformy dynamometryczne, kamery do nagrywania pozycji dojazdowej, materiały na kombinezony kupowane od dwóch najlepszych, konkurencyjnych firm - był Pan zmuszony dużo wydawać.

- I dalej jestem. Na przykład korzystamy z dwóch tuneli Dwa tuneli aerodynamicznych. Oba mamy w Warszawie - jeden na Politechnice, drugi w Instytucie Lotnictwa. W jednym ćwiczą zawodnicy, w drugim badamy różne elementy sprzętowe. Od Łukasza Kruczka mamy takich trenerów, którzy o wszystkie te aspekty bardzo dbają. Doleżal to doskonały wybór, jeszcze bardziej nas rozwinie. Uważam, że za trzy lata o Doleżala będą się bić wszystkie reprezentacje.

Mamy z nim umowę właśnie na trzy lata, do igrzysk olimpijskich w Pekinie?

- Tak. I to dobrze. Różnie bywa, coś się czasem załamuje, kontrakt do Pekinu to najlepsza opcja. Każdy trener ma czas najskuteczniejszej pracy. Zazwyczaj najlepszy jest drugi-trzeci sezon. Czwarty-piąty to już trudniejsza sprawa, już się mogą pojawiać jakieś problemy: brak pomysłów na zmiany, zmęczenie, relacje międzyludzkie mogą siadać. Generalnie trzy lata to najlepszy okres. Cieszę się, że jesteśmy na starcie takiego okresu. Doleżal jest fachowcem, Adam niesamowicie sztab wzmacnia, ja wszystkiego pilnuję z góry, dbam, żeby im niczego nie brakowało - dobrze to wygląda.

Małysz często musi Pana mocno przekonywać, że warto dać pieniądze na jakiś pomysł? Czy Pan tak w tę grupę wierzy, że inwestuje zawsze, gdy tylko ma potrzebne pieniądze?

- To jest grupa priorytetowa, tak ją traktujemy. Ale Adam nie jest taki, żeby wszystkie pomysły chciał zaraz realizować. Jeśli uważa, że ktoś chce robić coś, co za bardzo nie ma sensu, to mi to mówi. Mam do Adama pełne zaufanie, jeśli on widzi w czymś sens, to to robimy. On nie przychodzi z byle czym.

Ile kosztuje Was najnowszy pomysł Małysza, czyli produkowanie butów wyłącznie dla polskiej kadry?

- Na razie nic.

Jak to? Przecież pojawiały się różne kwoty.

- Na razie produkcję butów specjalnie dla nas firma finansuje z pieniędzy, które pozyskała z jakiegoś grantu na badania. Jak już utworzą produkcję po zakończeniu badań, to będziemy płacić. Ale koszt będzie podobny jak za buty Rassa, czyli te niemieckie, w któych skacze cały świat. A my będziemy mogli ciągle realizować swoje nowe pomysły i dostawać kolejne buty w kilkanaście dni, zamiast czekać pół roku. Nie będzie już tak, że my coś wymyślimy i zaraz cały świat będzie to miał. Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo nasze buty już są jak mercedes przy zwykłym samochodzie. I na razie to jest mercedes za darmo.

Jaki roczny budżet ma sama kadra A skoczków?

- W ubiegłym roku kosztowała nas 3,2 mln. Budżet rośnie, cały czas wyskakują nowe wydatki. Za czasów Łukasza Kruczka ten budżet nie przekraczał dwóch milionów.

To są pieniądze już na wszystko: na zgrupowania, sprzęt, szukanie nowinek, pensje dla sztabu?

- Tak, jest w tym też utrzymanie doktora Haralda Pernitscha.

Austriacki spec od przygotowania fizycznego jest aż tak drogi, że Pan go wspomina?

- Jest najdroższy, ale jak się chce mieć najlepszego fachowca na świecie, to w każdej dziedzinie za kogoś takiego trzeba zapłacić, czy to menedżer, czy naukowiec.

Ale Pernitsch chyba nie zarabia więcej od Doleżala?

- Trener główny wie, więc powiem - Pernitsch zarabia więcej.

Aż tak twardo negocjował warunki pozostania, kiedy odchodził Horngacher?

- Po prostu powiedział, ile chce dostawać, a gdybyśmy się nie zgodzili, to nie pracowałby dalej z nami. To jest człowiek, który stawia warunki. Naszą rolą jest znaleźć pieniądze, skoro coś przynosi efekty.

Pan też spróbował jego treningu z osłami? [Pernitsch prowadzi zajęcia z osłami, które ludzi mają nauczyć m.in. cierpliwości - dop. red.] Pytam, bo zadowoleni są Piotr Żyła i Maciej Kot, a Michał Doleżal opowiadał mi, że sprawdził to na sobie i od razu postanowił wysłać na takie zajęcia Stefana Hulę.

- Zaskakujące to jest. Nie widziałem tego, ale z Piotrkiem Żyłą rozmawiałem i to co on mi powiedział było bardzo interesujące. On się do tego bardzo zapalił. Głęboko uwierzył, że można kogoś bardzo opornego do czegoś przekonać, jak się do tego odpowiednio podejdzie.

Rozmawiałem z Żyłą i byłem zaskoczony jego postawą. Mówił tak, jak zdarza mu się to bardzo rzadko, stwierdził, że rzeczy dookoła skoków przestały go interesować, że patrzy w lustro i widzi osła.

- Na pewno Piotrek jest bardzo specyficzną osobowością. Trudno go do czegokolwiek przekonać. Praca z osłem pokazuje mu, jak to jest kiedy chcemy kogoś do czegoś przekonać, a ten ktoś nie przyjmuje tego do wiadomości. I Piotrek musi znaleźć drogę do upartego osła, musi mu się udać. Coś mi mówi, że to pomogło.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.