PŚ w Zakopanem. Walka skoczków o miejsce w olimpijskim konkursie drużyn będzie trwała do końca. I być może rozstrzygnie się między kolegami z pokoju

W sobotę ostatnia drużynówka przed igrzyskami. Wraca Maciej Kot, miejsce oddaje Piotr Żyła. Ale to nie jest jeszcze czas na decydującą odpowiedź, których czterech skoczków będzie walczyć o medal dla Polski. I kto będzie tym piątym.

W żadnych olimpijskich zawodach w Pjongczangu prawdopodobieństwo medalu dla Polski nie będzie tak duże jak 19 lutego, w drużynowym konkursie na dużej skoczni. To zawody kończące igrzyska skoczków. - Szansa medalowa na 60, 70 procent. Taka z gatunku: byle nie zepsuć - mówi prezes PZN Apoloniusz Tajner.

Drużynówki, oczko w głowie Horngachera

Polacy są drużynowymi mistrzami świata z Lahti, brązowymi medalistami MŚ w lotach. W ostatnich 10 zespołowych konkursach Pucharu Świata i mistrzostw świata tylko raz nie stanęli na podium: w grudniu 2017 w Kuusamo, gdzie Piotrowi Żyle nie pozwolono oddać skoku w pierwszej serii przez nieregulaminowy kombinezon (w drugiej serii już skakał, i gdyby w pierwszej miał podobny skok, to Polacy zajęliby drugie miejsce).

Drużynówki to oczko w głowie Stefana Horngachera. Austriak sam zdobył wiele medali olimpijskich i mistrzostw świata drużynowo (indywidualnie żadnego) i takie sukcesy ceni sobie wyjątkowo. - Bo wtedy masz w kadrze samych zwycięzców, albo samych medalistów. Dla mnie ten piąty, rezerwowy, też jest zwycięzcą - powtarza Austriak. Ale też jest oczywiste, że żaden ze skoczków którego Horngacher zabierze do Pjongczang nie chciałby być tym piątym.

Kot znalazł wreszcie dobrą aktualizację

W mistrzostwach świata w Lahti był nim Jan Ziobro, na początku obecnego sezonu pierwszym rezerwowym pozostawał Stefan Hula. Ale potem Hula zaczął skakać tak dobrze, że Horngacher w mistrzostwach świata w lotach zdecydował się zmienić skład swojej żelaznej czwórki - Kamil Stoch, Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Maciej Kot - i tym piątym został Kot.

W Zakopanem będzie kolejna zmiana. I nie zmiana powrotna, Hula-Kot, tylko zmiana między przyjaciółmi z jednego pokoju na zgrupowaniach: Kot za Żyłę. Ten pierwszy podczas Turnieju Czterech Skoczni walczył z obniżką formy, tam zaczął, opisując słowami Maćka, resetować swój system skoków, usuwać wirusy, wgrywać aktualizacje. I chyba wreszcie znalazł to czego szukał. A Żyła nie może się w Zakopanem uporać z technicznym problemem.

Pewny tylko Kamil Stoch

Stefan Horngacher chce unikać nieporozumień w grupie i kryteria awansu do konkursu drużynowego są teraz jasne: pewne miejsce w drużynie ma tylko Kamil Stoch, a pozostałe trzy miejsca przypadają najlepszym skoczkom z treningów i kwalifikacji. Tym razem zdecydowanie najniższą formę prezentował Piotr Żyła, który skończył kwalifikacje dopiero na 33. miejscu. - Jestem w świetnej dyspozycji fizycznej, nie wiem czy kiedykolwiek byłem w lepszej. Mój problem tkwi na razie w pozycji dojazdowej. Mogę powiedzieć, że moje skoki było dobre, ale niezbyt dalekie - mówił po kwalifikacjach Piotr Żyła.

Kot z kolei swój skok kwalifikacyjny nazwał najlepszym w tym roku. - To były takie stabilne próby. Udawało mi się poprawiać błędy. Mogę powiedzieć, że w każdym skoku miałem dużo dobrego czucia. Moim największym problem jest ta pierwsza faza lotu, w której troszkę mnie skręca. Myślę, że dałem podstawy trenerowi, by na mnie postawił - mówił Kot.

Tajner: Maćka pochwaliliśmy w Oberstdorfie za to, jak przyjął rolę rezerwowego

Drużynówka  w Zakopanem jest ostatnią przed igrzyskami, ale do drużynowej walki o medale zostaną po zawodach na Wielkiej Krokwi jeszcze trzy tygodnie i bardzo dużo skakania: pięć konkursów indywidualnych w Zakopanem, Willingen i Pjongczang. I wcale nie jest przesądzone, że walka o miejsce w drużynie rozstrzygać się będzie między Żyłą i Kotem. Ale jak mówi Apoloniusz Tajner, bez względu na to, kto będzie tym piątym, atmosfery to nie zepsuje.

- W mistrzostwach świata w lotach Maciek Kot pokazał wielką klasę. Jak się sportowiec zachowuje w takich sytuacjach, świadczy o jego dojrzałości. Sportowej i życiowej. My tam w Oberstdorfie przy całym zespole pochwaliliśmy Maćka: że się w taki koleżeński sposób zachowywał i że przyjął decyzję trenera jako coś naturalnego i z nią nie dyskutował, tylko spokojnie oczekiwał na swoją szansę. To było dla mnie nawet trochę zaskoczenie, bo wiedząc jak ambitny jest Maciek, spodziewałem się że on może być urażony. Ale nic takiego nie nastąpiło. I jestem pewien, że czas Maćka jeszcze nadejdzie. A w Pjongczang przecież wygrywał rok temu - kończy Tajner.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.