Katastrofa? Polak rok temu wygrał próbę przedolimpijską, teraz jest bardzo źle

W sobotę w Bischofshofen zajął 41. miejsce, najgorsze w Pucharze Świata od dwóch lat, siłą rzeczy najgorsze odkąd naszą kadrę prowadzi Stefan Horngacher. - Nie mówcie, że to katastrofa, to po prostu nie był dobry skok, więc muszę z nim porozmawiać i spróbować znaleźć dla niego właściwą drogę - mówi trener. Maciej Kot ma miesiąc na odnalezienie się przed igrzyskami w Pjongczangu. W piątek kwalifikacje do konkursu lotów w Bad Mitterndorf. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 14

TCS: 19 miejsc niżej. PŚ: prawie 300 punktów mniej

Poprzedniej zimy punktował we wszystkich 28 indywidualnych konkursach Pucharu Świata. Dwa starty wygrał (w tym w próbie przedolimpijskiej na normalnej skocznie w Pjongczang), raz był drugi, 15-krotnie plasował się w czołowej "10". Najdalej był na 18. miejscu. Teraz z 11 rozegranych konkursów dwa skończył bez awansu do drugiej serii, a w Top 10 był tylko raz. Jego najlepszym wynikiem jest ósma pozycja z Niżnego Tagiłu. Po 66. Turnieju Czterech Skoczni ma 148 punktów w "generalce" PŚ, a rok temu, po 65. edycji turnieju, miał 428 pkt. Wtedy niemiecko-austriacką imprezę skończył na czwartej pozycji, teraz był dopiero 23. Wówczas do podium zabrakło mu 7,5 pkt, tym razem - aż 209,6 pkt.

Jest zjazd? Niestety, wyraźnie widoczny. Gdyby już dziś trzeba było zestawić skład kadry na drużynowy konkurs olimpijski, to Kota pewnie zabrakłoby w "czwórce". W Pucharze Świata jest dopiero 19., z Polaków wyżej od niego plasują się Kamil Stoch (pierwsze miejsce, 723 punkty), Dawid Kubacki (283 pkt i 11. pozycja), Piotr Żyła (ma 213 pkt i jest 15.) oraz Stefan Hula (16. miejsce, 190 punktów).

"Maciek jest stworzony dla drużyny"

Oczywiście Hula nie ma takiego doświadczenia jak Kot, ale jego pozycja staje się coraz lepsza, bo dopiero co został mistrzem Polski i osiągnął życiowy wynik w PŚ, zajmując piątą pozycję w Oberstdorfie, a Turniej Czterech Skoczni ukończył na 12. miejscu. - Stefanek jest w tej chwili chyba nawet naszym numerem trzy. Nie tylko przed Maćkiem, ale też przed Piotrkiem Żyłą - mówi Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków i kombinacji. - W "drużynówce" Maciek zawsze skoczy dobrze, choćby zupełnie nie miał formy. Gdyby wszystkie konkursy były drużynowe, a później zaliczałyby się z nich indywidualne wyniki, to on zawsze byłby w "10" - broni swojego syna Rafał Kot. - Maciek jest po prostu stworzony dla drużyny. Nigdy, przez całą swoją karierę, nie zepsuł skoku w drużynie. Nawet jak formy nie miał, a był wystawiony, to zdobywał bardzo dużo punktów. Nawet w debiucie, kiedy miał 15 lat i został zabrany na Puchar Świata przez Hannu Lepistoe, skoczył ponad oczekiwania - przekonuje były fizjoterapeuta kadry.

"Miesiąc to jeszcze dużo czasu"

Problem w tym, że słowa to za mało. Niecały miesiąc został do pierwszego występu skoczków na igrzyskach. Już 8 lutego w Pjongczangu odbędą się kwalifikacje do konkursu na skoczni normalnej, dwa dni później zaplanowano walkę o medale. Jeszcze kilka dni temu w Innsbrucku Maciej spokojnie tłumaczył, że to dużo czasu. - Rozmowy ze Stefanem Horngacherem i z psychologiem pomogły. Ustaliliśmy plan działania, umówiliśmy się, że forma nie musi przyjść jutro, że trzeba dać sobie czas i myśleć przede wszystkim o igrzyskach. One są za miesiąc, to jeszcze dużo czasu, żeby zbudować formę. Mając te priorytety w głowie i troszkę też odpuszczając myślenie tutaj o wyniku, udało się wszystko pozbierać do kupy, ustalić plan i pracować krok po kroku nie po to, żeby stanąć na podium w turnieju, tylko po to, żeby iść do przodu i na igrzyskach pokazać dobre skakanie - mówił po 13. miejscu na Bergisel. Tam opowiadał, że stopniowo wprowadza do swoich skoków kolejne elementy, budując się od nowa. Niestety, już dzień później w Bischofshofen kolejny raz tej zimy przyznawał, że budowla się rozsypuje. - Próbowałem wgrać kolejną aktualizację, zwłaszcza w kwestii pozycji dojazdowej, ale okazało się, że muszę najpierw usunąć stare wirusy. Trudno to zrobić na tej skoczni z wyjątkowo długim dojazdem do progu - opowiadał po kwalifikacjach w Bischofshofen. W nich był 20., następnego dnia konkurs skończył na 41. pozycji. I - co do niego niepodobne - nawet nie zatrzymał się przy czekających dziennikarzach

"Nie mówcie, że to katastrofa"

Swojego zawodnika bronił później trener. - Katastrofalny skok jak na Maćka? Nie mówcie, że to katastrofa, to po prostu nie był dobry skok, więc muszę z nim porozmawiać i spróbować znaleźć dla niego właściwą drogę - tłumaczył Horngacher. Pytanie: jak to zrobić? Za chwilę loty na Kulm, następnie loty na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Mamucie skocznie nie są idealnym miejscem do pracy nad szwankującą techniką. Błędy najłatwiej eliminuje się na mniejszych obiektach. Nadzieją jest praca w Zakopanem. Tam kadra będzie w najbliższym czasie często, tam wystąpi w Pucharze Świata tuż przed igrzyskami - w weekend 27-28 stycznia (jeszcze nie wiadomo czy później Polacy pojawią się na PŚ w Willingen, gdzie zawody zaplanowano na zaledwie pięć i cztery dni przed igrzyskami).

"Jeszcze ciężej przygotowywał się do tego sezonu"

- Cała nadzieja w tym, że w znanym sobie miejscu Maciek się odnajdzie. Źle mu ta zima idzie. Jestem zaskoczony, myślałem, że będzie nie gorzej niż w poprzednim sezonie. Niestety, on ciągle nerwowo podchodzi do skoków, widać to po odbiciu, w którym nie ma płynności, a jest szarpnięcie sprawiające, że później brakuje metrów. A jeszcze i w locie go często wykręca, choć to bardzo stary błąd i wydawało się, że już z nim sobie Maciek poradził - ocenia Kazimierz Długopolski, odkrywca talentu Kota. - Moim zdaniem problemem jest drugi skok Maćka z konkursu indywidualnego w Wiśle na inaugurację sezonu. Tam zawalił, spadł z siódmego miejsca na 19. i według mnie później za bardzo to analizował, za mocno się przejął. Takie mam odczucie - dodaje trener.

- Pierwszy trener dużo wie, dobrze zna zawodnika. Na pewno Maciek nie miał wymarzonego startu sezonu. Super było w poprzednim. Skończył go na piątym miejscu, miał dwa zwycięstwa i jedno drugie miejsce, do tego sukcesy z drużyną. I po tym miał większe oczekiwania na kolejną zimę. Tym bardziej że jeszcze dużo ciężej przygotowywał się do tego sezonu. A jak źle zaczął, to ten start się za nim trochę ciągnie - dodaje Rafał Kot.

"Jak były skoki, nie było warunków, jak były warunki, nie było skoków"

- Szanuję opinie i taty, i pana Kazka Długopolskiego, ale tym razem się nie zgadzam. Konkurs w Wiśle od razu zostawiłem za sobą. Wiedziałem, że to był mój błąd, poszedłem dalej, kontynuowałem pracę. Później nie poukładały się konkursy, bo jak były dobre skoki, to były złe warunki, a jak były dobre warunki, to były złe skoki. Ciągle czegoś brakowało do osiągnięcia fajnego wyniku. Turniej Czterech Skoczni miał być przełomowy, a szybko się okazało, że nie będzie - mówi Maciej.

Czy ten przełom jeszcze przyjdzie? - Najgorzej jak się w skokach błąd ciągle powtarza. To się koduje i siedzi w głowie. Coś o tym wiem - mówi Długopolski. - Mimo to wierzę, że będzie lepiej, że sztab Maćkowi pomoże i że do igrzysk on jeszcze zdąży uwolnić swój potencjał - kończy pierwszy trener Kota.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.