Poprzedniej zimy punktował we wszystkich 28 indywidualnych konkursach Pucharu Świata. Dwa starty wygrał (w tym w próbie przedolimpijskiej na normalnej skocznie w Pjongczang), raz był drugi, 15-krotnie plasował się w czołowej "10". Najdalej był na 18. miejscu. Teraz z 11 rozegranych konkursów dwa skończył bez awansu do drugiej serii, a w Top 10 był tylko raz. Jego najlepszym wynikiem jest ósma pozycja z Niżnego Tagiłu. Po 66. Turnieju Czterech Skoczni ma 148 punktów w "generalce" PŚ, a rok temu, po 65. edycji turnieju, miał 428 pkt. Wtedy niemiecko-austriacką imprezę skończył na czwartej pozycji, teraz był dopiero 23. Wówczas do podium zabrakło mu 7,5 pkt, tym razem - aż 209,6 pkt.
Jest zjazd? Niestety, wyraźnie widoczny. Gdyby już dziś trzeba było zestawić skład kadry na drużynowy konkurs olimpijski, to Kota pewnie zabrakłoby w "czwórce". W Pucharze Świata jest dopiero 19., z Polaków wyżej od niego plasują się Kamil Stoch (pierwsze miejsce, 723 punkty), Dawid Kubacki (283 pkt i 11. pozycja), Piotr Żyła (ma 213 pkt i jest 15.) oraz Stefan Hula (16. miejsce, 190 punktów).
Oczywiście Hula nie ma takiego doświadczenia jak Kot, ale jego pozycja staje się coraz lepsza, bo dopiero co został mistrzem Polski i osiągnął życiowy wynik w PŚ, zajmując piątą pozycję w Oberstdorfie, a Turniej Czterech Skoczni ukończył na 12. miejscu. - Stefanek jest w tej chwili chyba nawet naszym numerem trzy. Nie tylko przed Maćkiem, ale też przed Piotrkiem Żyłą - mówi Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków i kombinacji. - W "drużynówce" Maciek zawsze skoczy dobrze, choćby zupełnie nie miał formy. Gdyby wszystkie konkursy były drużynowe, a później zaliczałyby się z nich indywidualne wyniki, to on zawsze byłby w "10" - broni swojego syna Rafał Kot. - Maciek jest po prostu stworzony dla drużyny. Nigdy, przez całą swoją karierę, nie zepsuł skoku w drużynie. Nawet jak formy nie miał, a był wystawiony, to zdobywał bardzo dużo punktów. Nawet w debiucie, kiedy miał 15 lat i został zabrany na Puchar Świata przez Hannu Lepistoe, skoczył ponad oczekiwania - przekonuje były fizjoterapeuta kadry.
Problem w tym, że słowa to za mało. Niecały miesiąc został do pierwszego występu skoczków na igrzyskach. Już 8 lutego w Pjongczangu odbędą się kwalifikacje do konkursu na skoczni normalnej, dwa dni później zaplanowano walkę o medale. Jeszcze kilka dni temu w Innsbrucku Maciej spokojnie tłumaczył, że to dużo czasu. - Rozmowy ze Stefanem Horngacherem i z psychologiem pomogły. Ustaliliśmy plan działania, umówiliśmy się, że forma nie musi przyjść jutro, że trzeba dać sobie czas i myśleć przede wszystkim o igrzyskach. One są za miesiąc, to jeszcze dużo czasu, żeby zbudować formę. Mając te priorytety w głowie i troszkę też odpuszczając myślenie tutaj o wyniku, udało się wszystko pozbierać do kupy, ustalić plan i pracować krok po kroku nie po to, żeby stanąć na podium w turnieju, tylko po to, żeby iść do przodu i na igrzyskach pokazać dobre skakanie - mówił po 13. miejscu na Bergisel. Tam opowiadał, że stopniowo wprowadza do swoich skoków kolejne elementy, budując się od nowa. Niestety, już dzień później w Bischofshofen kolejny raz tej zimy przyznawał, że budowla się rozsypuje. - Próbowałem wgrać kolejną aktualizację, zwłaszcza w kwestii pozycji dojazdowej, ale okazało się, że muszę najpierw usunąć stare wirusy. Trudno to zrobić na tej skoczni z wyjątkowo długim dojazdem do progu - opowiadał po kwalifikacjach w Bischofshofen. W nich był 20., następnego dnia konkurs skończył na 41. pozycji. I - co do niego niepodobne - nawet nie zatrzymał się przy czekających dziennikarzach
Swojego zawodnika bronił później trener. - Katastrofalny skok jak na Maćka? Nie mówcie, że to katastrofa, to po prostu nie był dobry skok, więc muszę z nim porozmawiać i spróbować znaleźć dla niego właściwą drogę - tłumaczył Horngacher. Pytanie: jak to zrobić? Za chwilę loty na Kulm, następnie loty na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Mamucie skocznie nie są idealnym miejscem do pracy nad szwankującą techniką. Błędy najłatwiej eliminuje się na mniejszych obiektach. Nadzieją jest praca w Zakopanem. Tam kadra będzie w najbliższym czasie często, tam wystąpi w Pucharze Świata tuż przed igrzyskami - w weekend 27-28 stycznia (jeszcze nie wiadomo czy później Polacy pojawią się na PŚ w Willingen, gdzie zawody zaplanowano na zaledwie pięć i cztery dni przed igrzyskami).
- Cała nadzieja w tym, że w znanym sobie miejscu Maciek się odnajdzie. Źle mu ta zima idzie. Jestem zaskoczony, myślałem, że będzie nie gorzej niż w poprzednim sezonie. Niestety, on ciągle nerwowo podchodzi do skoków, widać to po odbiciu, w którym nie ma płynności, a jest szarpnięcie sprawiające, że później brakuje metrów. A jeszcze i w locie go często wykręca, choć to bardzo stary błąd i wydawało się, że już z nim sobie Maciek poradził - ocenia Kazimierz Długopolski, odkrywca talentu Kota. - Moim zdaniem problemem jest drugi skok Maćka z konkursu indywidualnego w Wiśle na inaugurację sezonu. Tam zawalił, spadł z siódmego miejsca na 19. i według mnie później za bardzo to analizował, za mocno się przejął. Takie mam odczucie - dodaje trener.
- Pierwszy trener dużo wie, dobrze zna zawodnika. Na pewno Maciek nie miał wymarzonego startu sezonu. Super było w poprzednim. Skończył go na piątym miejscu, miał dwa zwycięstwa i jedno drugie miejsce, do tego sukcesy z drużyną. I po tym miał większe oczekiwania na kolejną zimę. Tym bardziej że jeszcze dużo ciężej przygotowywał się do tego sezonu. A jak źle zaczął, to ten start się za nim trochę ciągnie - dodaje Rafał Kot.
- Szanuję opinie i taty, i pana Kazka Długopolskiego, ale tym razem się nie zgadzam. Konkurs w Wiśle od razu zostawiłem za sobą. Wiedziałem, że to był mój błąd, poszedłem dalej, kontynuowałem pracę. Później nie poukładały się konkursy, bo jak były dobre skoki, to były złe warunki, a jak były dobre warunki, to były złe skoki. Ciągle czegoś brakowało do osiągnięcia fajnego wyniku. Turniej Czterech Skoczni miał być przełomowy, a szybko się okazało, że nie będzie - mówi Maciej.
Czy ten przełom jeszcze przyjdzie? - Najgorzej jak się w skokach błąd ciągle powtarza. To się koduje i siedzi w głowie. Coś o tym wiem - mówi Długopolski. - Mimo to wierzę, że będzie lepiej, że sztab Maćkowi pomoże i że do igrzysk on jeszcze zdąży uwolnić swój potencjał - kończy pierwszy trener Kota.