Turniej Czterech Skoczni. Adam Małysz: W tym momencie Kamil Stoch jest w stanie zrobić wszystko

- Biega każdego dnia po 20 razy do ubikacji, boi się wyjść z szatni, jak go na dole widzimy, to idzie i trzepie się tak, że trzeba go łapać, żeby się nie przewrócił - żartuje Adam Małysz. Dyrektor PZN ds. skoków i kombinacji jest przekonany, że Kamil Stoch może powtórzyć wyczyn Svena Hannawalda z sezonu 2001/2002 i zostać drugim w historii zawodnikiem, który wygra wszystkie cztery konkursy w jednej edycji Turnieju Czterech Skoczni.

Powtórzyć wyczyn Hannawalda? Marzy nam się to

Łukasz Jachimiak: Słyszymy takie opinie, że Kamil Stoch jest blady, zielony wręcz ze strachu. My tego nie widzimy, ale nie wiemy, jak funkcjonował w niemieckiej części Turnieju Czterech Skoczni, bo dojechaliśmy tak jak pan dopiero na austriacką połowę. Jak Pan ocenia - on rzeczywiście jest przestraszony tym, co się może stać?

Adam Małysz: Myślę, że on jest bardzo przestraszony. Biega każdego dnia po 20 razy do ubikacji, boi się wyjść z szatni, jak go na dole widzimy, to idzie i trzepie się tak, że trzeba go łapać, żeby się nie przewrócił. Ha, ha, ha. Kto to wymyślił, że jest przestraszony? To jest zawodnik topowy, z dużym doświadczeniem, więc jeśli ktoś coś takiego wymyśla, no to nie wiem, chyba musi być bardzo niedoświadczony.

Skąd decyzja, żeby Kamil nie rozmawiał z dziennikarzami w dniu treningów i kwalifikacji w Innsbrucku? Chcecie go trochę odciąć od presji i też dać mu odsapnąć?

- Jak wczoraj przyjechałem [we wtorek], to Stefan Horngacher ze mną rozmawiał i mówił: była konferencja, miała trwać pół godziny, a była dużo dłużej. To jest wyczerpujące dla zawodników, więc ustalamy, że na skoczni Kamil z mediami nie rozmawia, bo wczoraj były rozmowy i co tu więcej rozmawiać? Po zawodach oczywiście tak.

Kamila nie pytamy czy powtórzy wyczyn Svena Hannawalda, ale Pana pytamy.

- Co tu mówić - wiem, że wy wszyscy wymagacie.

Nie wymagamy, nam się marzy.

- Marzyć to się nam marzy.

Nam też.

- Wy mówicie o tym. Jasne, że trzeba unikać takich wypowiedzi, ale jest w topowej formie, co tu więcej mówić. Po prostu musi dobrze skoczyć i w tym momencie jest w stanie wszystko zrobić.

$Puchar Swiata w skokach narciarskich $Puchar Swiata w skokach narciarskich )Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl

Tylko jedno piwo za wygranie czterech konkursów?

Hannawald powiedział, że jeżeli Kamil wygra w Innsbrucku, to praktycznie wygra już Turniej Czterech Skoczni i wtedy będzie się liczyła już tylko jego głowa w walce o zwycięstwo również w Bischofshofen. Pan jest przekonany, że Stoch mentalnie sobie poradzi?

- To nie jest łatwe, ale Sven nie był tak doświadczony gdy wygrywał Turniej Czterech Skoczni, jak teraz doświadczony jest Kamil. Kamil ma o wiele większe doświadczenie. Nie mówię, że będzie łatwo. Presja rośnie, ale Kamil w tym momencie jest w takim gazie, że na pewno nic mu nie jest w stanie przeszkodzić w dążeniu do celów.

Hannawald powiedział, że stawia piwo każdemu, kto zatrzyma Kamila. Pan postawi piwo Kamilowi, jeśli powtórzy wyczyn Niemca?

- Widocznie Sven jest biedny, skoro tylko piwo stawia, ha, ha. Jeśli tak chce pozostać jedynym, który cztery razy konkursy wygrał, to powinien się bardziej postarać i coś więcej postawić. Piotrek jak kiedyś dobrze skoczył w Zakopanem, to powiedział, że stawia całą skrzynkę flaszek, już nie pamiętam czego. To był gest. A tutaj tylko jedno piwo?

Jesteście bardziej wyluzowani na tym etapie turnieju niż rok temu?

- Bo to jest tak, że nic nie musisz, tylko możesz. Jeśli podchodzisz do sprawy w ten sposób, to jest zdecydowanie łatwiej. Co tu więcej mówić? Jesteś w formie, wszystko wykonujesz tak jak trzeba, to dużo zależy od twojego dobrego humoru, od pogody, od dobrego wyspania się. Na spokojnie i z uśmiechem trzeba do tego wszystkiego podchodzić.

Nie irytują pytania czy forma nie pojawiła się za wcześnie?

- Szczerze? W Skandynawii się nas pytano, co jest tą formą. Na takie pytania nigdy nie ma dobrej odpowiedzi, nie da się wybrać, kiedy ta forma będzie. Wszystko się robi w tym kierunku, żeby była w danym momencie, a kiedy ona przyjdzie? To już nie od nas zależy.

Austriakom zaczyna się marzyć zatrudnienie Stefana Horngachera. Mamy powody, żeby się bać, że go nam podbiorą po sezonie?

- Myślę, że nie. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo.

Umowa dla Horngachera gotowa

Jest już dla trenera propozycja przedłużenia umowy?

- Jest, jest. Już była gwarancja, która mówiła, żeby ze Stefanem przedłużyć. To znaczy na razie tylko gwarancję dać, ale myślę, że to będzie długoterminowa umowa.

Do igrzysk w Pekinie? Tak słyszeliśmy.

- Ja się na ten temat nie wypowiadam, bo nie jestem od umów. Ale był nacisk na prezesa w tym kierunku, żeby przedłużyć nie z roku na rok, tylko od igrzysk do igrzysk.

Czyli jeśli prezes Tajner zapyta: "Dyrektorze Adamie, przedłużamy i dajemy podwyżkę", to od Pana będzie rekomendacja?

- Moją odpowiedź zna na pewno.

Stefan Horngacher chce przedłużyć umowę?

- Jak z nim rozmawiałem, to mówił, że chce.

Jan Szturc opowiadał mi, że kiedy Tomasz Pilch miał dwa latka, to Pan mu kupował narty do skoków. I to takie z najwyższej półki. Jest duma, że teraz siostrzeniec debiutuje w Turnieju Czterech Skoczni?

- Dwa latka? Chyba przesadził Jasiu. Myślę, że Tomek miał 5-6 lat, jak dostał ode mnie pod choinkę narty skokowe, Fischery. Wiadomo, że się chce pomóc, bo to jest rodzina. Jeśli chce chłopak skakać, to dobrze, że idzie w tym kierunku i trzeba mu pomagać, ile się tylko da. Ale na pewno nie jest tak, że skoro on jest moim siostrzeńcem, to miał lepiej. Każdy musi dochodzić do sukcesów sam, a jeśli dochodzi po różnych trudach, to wtedy to sobie bardzo ceni. Chciałbym, żeby Tomek dochodził do sukcesów, ucząc się na własnych błędach i żeby sukcesy smakowały mu tak jak mi kiedyś i tak jak teraz Kamilowi.

Podobno trochę go pan przed nami, dziennikarzami ostrzegał?

- Przed wami? Uuu. Tylko mu powiedziałem, żeby za długo z wami nie rozmawiał. Bądźmy szczerzy - Tomek jest bardzo spokojny, zresztą zauważyliście, że trochę cicho mówi i w ogóle.

Staramy się chronić Pilcha

Trochę przypomina Pana z dawnych czasów.

- A dziękuję bardzo. To jest jakaś presja, dodawanie mu jej nie jest dla niego korzystne. Jak żeśmy przyjechali na skocznię, to Stefan mówi: idź z nim na rozbieg, żeby nie chodzili za nim, pilnuj go tam na dole. Staramy się go chronić. Chroni się najlepszych, którzy są wysoko w Pucharze Świata, odnoszą sukcesy, ale tak samo robi się, gdy przyjeżdża zawodnik z Pucharu Kontynentalnego, junior. Jego tym bardziej trzeba chronić, bo jeszcze nie wie co go czeka.

Dobrze wypadł w treningu, pewnie awansował do konkursu. Spisał się tak, jak liczyliście?

- Od trenera Macieja Maciusiaka wiem, że on jest zawsze naładowany na zawodach. Jak w treningach skacze dobrze, to trener wie, że w konkursie spisze się jeszcze lepiej. I rzeczywiście coś w tym jest. To jego pierwsze w życiu skoki na Bergisel, debiut w Turnieju Czterech Skoczni i w Pucharze Świata. Myślę, że można pozytywnie ocenić jego rozpoczęcie przygody z Pucharem Świata. Miejmy nadzieję, że to będzie długa i fajna przygoda.

W parze KO jego rywalem będzie Stephan Leyhe. Niemiec był 12. w kwalifikacjach, czyli to będzie trudny przeciwnik.

- Na pewno trudny, ale jeśli Tomek skoczy dobrze, to ma szansę. Jak nie na bezpośredni awans, to na to, żeby być w piątce szczęśliwych przegranych. Ale podejdźmy do sprawy tak, że dla Tomka to nowa przygoda. On ma 17 lat, dopiero niedawno zdobył pierwsze w karierze punkty w Pucharze Kontynentalnym, więc nie możemy od niego wymagać nie wiadomo czego. On się musi uczyć, dla niego najważniejsza impreza to mistrzostwa świata juniorów. Tutaj ma przetarcie, ale patrząc po jego skokach i opiniach trenerów z kadry A, jest bardzo pozytywnie.

Poza Stochem w Innsbrucku bardzo dobrze skaczą Dawid Kubacki i Stefan Hula. Będą wysoko w konkursie?

- Myślę, że najlepsi będą wysoko. Nawet w trudnych warunkach. Jak Dawid skoczy swoje normalne skoki, to też. Stefan - bądźmy szczerzy - chyba mimo wszystko troszkę się w Garmisch spalił. To już nie jest młody zawodnik, ale jakby nie było, po Oberstdorfie to była dla niego nowa sytuacja - osiągnął najlepszy wynik w karierze, musiał sobie z tym poradzić. Teraz już go to puściło, znów skacze normalnie, tak dobrze jak potrafi.

O czym rozmawiał Pan po kwalifikacjach z Walterem Hoferem i Horstem Nilgenem?

- O naszym hymnie. Byli zszokowani wersją z Garmisch. Powiedzieli, że oni nie mają za co przepraszać, ale przepraszają w imieniu organizatorów, choć naprawdę nie mają na takie rzeczy wpływu. Mówili, że jak to usłyszeli, to coś im nie pasowało. Pytali się mnie czy tam są inne słowa. Powiedziałem, że nie chodziło o słowa, tylko o to, że nasz hymn brzmiał jak marsz pogrzebowy. Myśmy dostali w związku sygnał z ministerstwa sportu w tej sprawie, ja dostałem na maila hymn, który ma być grany. Ale Horst [rzecznik prasowy FIS] już sobie zdążył załatwić dobrą wersję. Puścił mi, pytał czy ta jest odpowiednia. Jest bardzo dobra, czyli następny zagrany dla nas hymn będzie już taki, jak trzeba.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.