Turniej Czterech Skoczni. Dawid Kubacki wreszcie odleciał jak jego helikoptery

- Dobrze, że na podium stanął ze Stochem i Freitagiem, bo gdyby nie trafiło na gwiazdy, to mógłby nie wiedzieć, z kim wymienia gratulacje - śmieje się Maciej Maciusiak po trzecim miejscu Dawida Kubackiego. W Oberstdorfie, w konkursie otwierającym 66. Turniej Czterech Skoczni, swój pierwszy duży sukces w Pucharze Świata wywalczył czwarty skoczek naszej złotej drużyny z MŚ w Lahti. - Zawsze był cichy, spokojny, zupełnie inny od Kamila - mówi Zbigniew Klimowski, trener, który nauczył skoków obu naszych bohaterów.
Dawid Kubacki Dawid Kubacki MATTHIAS SCHRADER/AP

Cudowne dziecko to nie on

Polski Związek Narciarski zmieniał swoje przepisy, by dopuścić go do startu. Zmieniał znacznie, granicę wieku, w którym można rywalizować z seniorami, przesuwał w dół aż o dwa lata. To było prawie 10 lat temu, dokładnie 24 stycznia 2008 roku. W kwalifikacjach w Zakopanem w Pucharze Świata debiutował Klemens Murańka, który miał wtedy 13,5 roku. Zajął ostatnie, 65. miejsce. Jako jedyny nie doleciał do setnego metra. Płakał po tym, jak uzyskał tylko 88,5 m. - Ledwo zdążył na belkę. Do ostatniej chwili stał na wadze i pił wodę. Wcześniej założono mu specjalne obciążniki. Gdyby wskaźnik nie pokazał tyle kilogramów, ile trzeba, nie zostałby dopuszczony do startu, bo przecież już nikt nie zdążyłby mu skrócić nart - opowiadał ojciec chłopca, Krzysztof Murańka. On i syn przeżyli zawód. Wielki, komentowany przez wszystkie media, nie tylko sportowe. W tym samym czasie swoje pierwsze rozczarowanie przeżywał też Kubacki. Miał prawie 18 lat, również był młody, ale mało kto myślał o nim "obiecujący", a kompletnie nikt nie mówił o nim "cudowne dziecko" i nie typował go do roli następcy Adama Małysza. Dawid skoczył 109 metrów, zajął 61. miejsce, jeszcze na kilka lat pozostał nieznany.

"Dawid jest trudny do zmian, to każdy wie"

- Z pięć lat go prowadziłem. A może nawet i z siedem. Na pewno kawał czasu. W klubie był u mnie, a później byłem trenerem kadry juniorów i z Adamem Celejem i Janem Szturcem się nim zajmowaliśmy - opowiada Józef Jarząbek. - Dawid nigdy nie błyszczał, nie wygrywał zawodów. Taki Klimek zawsze jeździł bardzo agresywnie, zawsze miał lepsze czucie powietrza. Problem Kubackiego był taki, że jak tylko podrósł, to zaczął skakać pod górę. Miał ten swój dziwny styl i latami przez to tracił - mówi trener, który najbardziej znany jest z tego, że szlifował talent Murańki. - Od Dawida w juniorach zawsze był ktoś lepszy. Kuba Kot, Dawid Kowal i jeszcze paru innych. Przecież w juniorskich mistrzostwach świata Kubacki nigdy nie zaistniał - dodaje.

To prawda. W 2006 roku w Kranju był 44. Wtedy miał dopiero 16 lat, ale jego rówieśnik, Gregor Schlierenzauer, już wygrywał. Trzy lata później w Strbskim Plesie zajął 33. miejsce. Wygrał młodszy od niego o dwa lata Austriak Lukas Mueller. W 2010 roku w Hinterzarten mógł tylko pomarzyć o takich skokach jak te Michaela Hayboecka. Austriacki 19-latek wygrał, nasz 20-latek był 31.

Wysoko zamiast daleko Dawid skakał przez wiele lat. - W 2015 roku został zdegradowany z kadry A i trafił do mnie. Zmieniliśmy mu parabolę, ale to było wyzwanie dla nas, dla sztabu. Było nas trzech - ja, asystent Wojtek Topór i fizjoterapeuta Dawid Kwiatkowski. W tym gronie ustaliliśmy, że będziemy chcieli namówić Dawida do nowej techniki. A że Dawid jest trudny do zmian, to każdy wie - opowiada Maciej Maciusiak.

Kubacki zaczął z nim pracować po rozczarowujących sezonach 2013/2014 i 2014/2015. W tamtym czasie miał pójść za ciosem, do brązowego medalu w drużynie na MŚ w Val di Fiemme z 2013 roku dołożyć sukcesy indywidualne. Tymczasem przez te dwie zimy uzbierało mu się zaledwie 12 konkursów PŚ, w których punktował. I to marnie, nigdzie nie był wyżej niż na 17. miejscu. Na igrzyskach olimpijskich w Soczi wystąpił raz, zajął 32. miejsce na skoczni normalnej. Na MŚ w Falun też pokazał się raz - był 29. na obiekcie dużym. Ani w Rosji, ani w Szwecji nie zmieścił się w składzie drużyny. Musiało boleć, zwłaszcza że na mistrzostwach świata zespół wywalczył brąz. Kiedy rok później Łukasz Kruczek żegnał się z kadrą po jej najsłabszej zimie od wielu lat, zawsze uważający na słowa Dawid stwierdził, że nie interesowało go zamieszanie związane z Kruczkiem, bo to nie jego trener odchodził.

Co i komu udowadniał?

Swoją prawdziwą wartość temu szkoleniowcowi Kubacki chciał udowadniać przez zimę 2015/2016, razem z odsuniętym od kadry A w tym samym czasie Maciejem Kotem. Dawid zdobył 182 punkty w PŚ, a sezon wcześniej miał ich tylko 35. W Kuopio osiągnął "życiówkę", kończąc zawody na siódmym miejscu. Ale już wtedy chciał więcej, bo już wtedy przekonał się, że stać go na więcej. - Dawid chciał racjonalnych argumentów za zmianą techniki i je dostał. Później chciał na skoczni sprawdzić jak to wszystko będzie działać. I szybko się przekonał, że warto skakać po nowemu. W pierwszych startach w Pucharze Kontynentalnym w Kranju dwa razy wygrał, a później wygrał też dwa pierwsze konkursy Letniej Grand Prix - przypomina Maciusiak. - Miał szansę wygrać cały cykl, ale był piąty, bo odpuściliśmy końcówkę, zrezygnowaliśmy ze startów. Bardzo mocno się wtedy szykowaliśmy na start zimy. Teraz inaczej bym to wszystko poprowadził. Spokojniej. Ale łatwo nie było, bo my ciągle musieliśmy walczyć o prawo startów w Pucharze Świata, cały czas oczekiwano, że będziemy udowadniać, że to się nam należy, mimo że skoczkowie z kadry A byli w słabszej formie. Doszło do tego, że między konkursami nie można było odpocząć. Na szczęście u Stefana Horngachera takich rzeczy już nie ma - dodaje trener.

MP w Wiśle Malince MP w Wiśle Malince GRZEGORZ CELEJEWSKI

Uparciuch jak Żyła? "Mózgowiec, wyjątkowy gość"

Maciusiak prowadził Kubackiego tylko przez rok, ale to musiał być dla Kubackiego rok wyjątkowy. Jesienią, po wygraniu Letniej Grand Prix, właśnie Maciusiakowi skoczek dziękował. Podkreślał, że zmianom wprowadzonym przez byłego serwismena kadry zawdzięcza dołączenie do światowej czołówki. Trener opiekujący się obecnie kadrą juniorską mówi, że z Dawidem się zżył, że cały czas mają bardzo dobry kontakt. Jaki jest według niego Kubacki? - O Piotrku Żyle się mówi, że to uparciuch, a Dawid wcale nie jest taki łatwiutki w prowadzeniu. Ale to nie znaczy, że z nim się źle pracuje. Przeciwnie. On każdy błąd stara się od razu wyeliminować i zawsze chce, żeby mu od podstaw tłumaczyć, dlaczego ma coś zrobić. Mówię mu, żeby tyłek trzymał trochę wyżej na dojeździe, a on pyta, co mu to da. Większość zawodników się nie zastanawia, jak powiesz zrób, to zrobi, a z Dawidem trzeba usiąść i cierpliwie mu wszystko poopowiadać. Najważniejsze, żeby zrozumieć, że warto tak do niego podejść. On potrzebuje wiedzieć jak najwięcej, bo dzięki temu wyraźnie lepiej sobie wszystko układa - tłumaczy Maciusiak.

- Dawid to jest wyjątkowy gość. Nasz mózgowiec. Bardzo bystry, cały czas pyta, analizuje swoją pracę, naszą pracę. Chce wiedzieć, dlaczego coś robimy tak, a nie inaczej. I wszystko czego się dowie od razu wprowadza do swoich skoków. Dobrze się z nim pracuje - zgadza się Horngacher, który w ten sposób opisywał Kubackiego w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem przed startem sezonu.

Piłki nie ogląda. Liczy żołnierzy

- On takie podejście ma pewnie dzięki tym swoim modelom - mówi Jarząbek. - Od zawsze je klei, składa, montuje im silniczki. Tam musi wiedzieć dokładnie co do czego, bo przecież inaczej nie startowałby w ogólnopolskich zawodach, i to z sukcesami. A skoro tam jest taki dokładny, to i na skoki to przenosi - twierdzi trener.

Zdalnie sterowane helikoptery, samochody i inne maszyny, to ulubione zabawki Kubackiego. Kibice mocniej zainteresowani skokami pewnie kojarzą auta, którymi kadra bawiła się na MŚ w Val di Fiemme. Należały do Dawida. - Na zgrupowania samolotów raczej nie zabierał, bo są za duże. Ale autka na pilota lubił ze sobą wozić - mówi Maciusiak. - Poza tym Dawid zawsze musi mieć komputer. Gra w strzelanki, a jeszcze częściej w gry strategiczne. Jak tylko oglądaliśmy wspólnie jakieś piłkarskie mecze, to on się wykruszał, wolał siąść z komputerem, telefonem i kalkulatorem i liczyć czy mu nie zabraknie jednego żołnierza, żeby przeprowadzić jakiś atak. Ja bym czegoś takiego nie wytrzymał, ciepnąłbym taką grą. W jakiś sposób go podziwiam, że on się przy czymś takim relaksuje - dodaje trener.

Rafał Sonik na Rajdzie Dakar Rafał Sonik na Rajdzie Dakar Marcelo Machado de Melo

Nie zna rywali, lata z mistrzem Dakaru

Kubacki nie ogląda piłki nożnej i - jak się okazuje - przesadnie nie interesuje się również skokami. - Na pewno nie jest kibicem sportu. A już piłką absolutnie nie się nie pasjonuje. Ma swój świat. Kiedy razem jeździliśmy na zawody, to zauważyłem, że on nawet nie znał swoich rywali. Rozpoznawał tylko tych, którzy byli obok niego na liście startowej, bo do nich się już przyzwyczaił - mówi Maciusiak. I żartuje: - Dobrze, że na podium w Oberstdorfie z Dawidem stanęli Kamil i Richard Freitag, bo gdyby nie trafiło na gwiazdy, to Dawid mógłby nie wiedzieć, z kim wymienia gratulacje.

Niewykluczone, że po konkursie w Oberstdorfie Kubacki słowa uznania odebrał m.in. od zwycięzcy Rajdu Dakar. - Na miarę swoich możliwości Dawid jest aktywnym członkiem sekcji modelarskiej Aeroklubu Nowy Targ - mówi nam jego prezes, Paweł Kos. - To bardzo zapalony pasjonat lotnictwa. Myśli o tym, żeby w przyszłości szkolić się na szybowcach czy samolotach. Wiadomo, że teraz czas mu na to nie pozwala, ale modelarstwem cały czas się zajmuje i u nas na lotnisku przebywa - dodaje. - W naszych szeregach mamy też Rafała Sonika, mistrza Dakaru jeżdżącego na quadach. Nasz aeroklub ma więc dwóch mistrzów sportu. Rafał jest pilotem samolotowym, Dawid pewnie kiedyś też zrobi takie uprawnienia. Jestem przekonany, że będzie chciał iść w tym kierunku. Dla własnej przyjemności. Przecież doskonale się odnajdzie w powietrzu - mówi Kos.

Mały dostawał, ale się nie skarżył

Kubacki ma swój świat, ale nie jest tak, że nie potrafi funkcjonować poza nim. Szkołę życia przeszedł bardzo szybko. - On tak jak Zbyszek Klimowski pochodzi z Nowego Targu i kiedy tam był klub, to trenował w nim u Zbyszka. Ale gdy klub się rozpadł, to Zbyszek wziął go ze sobą do Zębu i tam Dawid musiał się odnaleźć w grupie z chłopakami starszymi o dwa, a nawet trzy lata, jak Kamil Stoch. U dzieci taka różnica to przepaść, trudno wygrać nawet z chłopakiem o rok starszym, bo jest silniejszy, wyższy, ma lepsze parametry. Za to na pewno w takich warunkach można sobie wyrobić charakter - mówi Kazimierz Długopolski, sportowy wychowawca m.in. braci Kotów.

Kubacki skakać zaczął w tak wczesnym wieku, że swoich początków dokładnie nie pamięta. Wiadomo, że miał pięć lat, kiedy oglądając transmisję telewizyjną jakiegoś konkursu, zaczął krzyczeć, że chce być jak Kazuyoshi Funaki. Mniej więcej w tamtym czasie trener Klimowski miał zobaczyć, jak Dawid zjeżdżając na nartach z innymi dziećmi, usypuje sobie ze śniegu górki i bawi się w skoczka. Dlatego zaproponował rodzicom, by malec zaczął naprawdę ćwiczyć ten sport.

- Dawid był zawsze cichym, spokojnym chłopakiem. Drobny, niski, ale fizyczne braki nadrabiał wielką pracowitością. Kamil był zupełnie inny, jego zawsze wszędzie było pełno, on już jako dziecko mówił o swoich wielkich marzeniach - opowiada Klimowski, który od lat pracuje ze swoimi wychowankami, będąc asystentem w kadrze - teraz Horngachera, a wcześniej Kruczka.

- Dawida zapamiętałem głównie z tego, że zawsze był cierpliwy i małymi kroczkami szedł w górę. On się nigdy na nic nie skarżył i nie zniechęcał. Inni narzekali, że coś ich boli, że są zmęczeni, a on nigdy. Naprawdę - słowa poprzedników potwierdza trener Jarząbek.

Głowa Dawida wreszcie uwolniona?

Na co teraz będzie stać Kubackiego? Czy wyczekiwane miejsce na podium stanie się dla niego trampoliną do kolejnych sukcesów? - Na pewno z Dawidem był jakiś mały problem. Nikt z nas tego nie ukrywał. Każdy widział, że on skacze bardzo dobrze na treningach i w kwalifikacjach, a w zawodach występuje u niego napięcie, przez co już jego pozycja dojazdowa nie jest tak swobodna i ciężko mu wszystko płynnie wykonać - mówi Klimowski. - Jego od początku sezonu było stać na dobry wynik, ale ten wynik nie przychodził. Ważne, że Dawid cały czas pracował ze swoją panią psycholog, do tego troszkę odpoczął przez święta, przemyślał wszystko i wreszcie przyszedł przełom - dodaje. - W sztabie jesteśmy przekonani, że ten jeden dobry wynik uwolni Dawidowi głowę. Teraz on powinien skakać na pełnym luzie, a dzięki temu walczyć o największe rzeczy - kończy asystent Horngachera.

Więcej o: