Turniej Czterech Skoczni z nowinką technologiczną: mały chip przyniesie wielkie zmiany?

W skokach narciarskich pojawia się właśnie nowa zabawka: małe pudełko montowane za wiązaniem nart. A w nim chip, który pomaga zbierać bezcenne dane. Czy zmieni sposób pokazywania i analizowania skoków? - Wygląda jak pudełeczko pasty do butów - mówi o plastikowym pojemniku z chipem Walter Hofer, dyrektor skoków w FIS. To pudełeczko można będzie oglądać w zbliżeniach z kamer już od piątku, od kwalifikacji w Oberstdorfie. Umieszczony w środku chip waży tylko 30,7 gramów, ale dobrze użyty może zaważyć na przyszłości skoków. Tak przynajmniej zachwala go dyrektor Hofer, znany ze słabości do technologicznych nowinek.
Puchar Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. Konkurs drużynowy Puchar Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. Konkurs drużynowy MICHAŁ ŁEPECKI

Dotąd mieli to Niemcy. Teraz mogą korzystać wszyscy

Skoczek z takim nadajnikiem na nartach jest jak satelita, a odbiornik zapisuje parametry przelotu tego satelity z dużą dokładnością. Prędkości odbicia na progu - w pionie i poziomie - kąty ułożenia nart w różnych fazach skoku, rozkład prędkości podczas lotu, itd. Dotąd z tak dokładnych danych mogli korzystać Niemcy, zbierali je dla nich specjaliści z Instytutu Stosowanych Nauk Treningowych w Lipsku. Teraz zabawkę dostaną do testowania wszyscy chętni, w tym Polacy. FIS zaprezentował ją na odprawie technicznej w Engelbergu, a testowanie umożliwi podczas Turnieju, w Oberstdorfie i Innsbrucku.

Stefan Horngacher SPORT Stefan Horngacher SPORT Fot. Michał Łepecki / Agencja Wyborcza.pl

Horngacher zna i zachwala

System stworzyła firma Swiss Timing, czyli stały partner FIS w sprawach technologicznych (to systemy tej firmy mierzą odległość skoku, siłę wiatru, prędkość na progu itd.). - Chcemy, żeby system pomógł słabszym reprezentacjom w rozwoju - deklaruje Hofer w wywiadzie dla "Tiroler Zeitung". Polaków trudno nazwać słabszą reprezentacją, ale Stefan Horngacher mówił swego czasu w wywiadzie dla Sport.pl, że jeśli czegoś brakuje w polskim systemie skoków, to właśnie mocnego zaplecza naukowego, uniwersyteckiego. Horngacher zna osiągnięcia naukowców z Lipska z czasów, gdy pracował jako asystent Wernera Schustera w niemieckiej kadrze. I w rozmowie z "Tiroler Zeitung" zachwala nowy system. - To znakomite, że będziemy mogli korzystać z tych samych danych - mówi. - Jeśli chodzi o naukową analizę, skoki są jeszcze w powijakach. Mówiłem wiosną, że musimy na to mocniej postawić - chwali pomysł Aleksander Stoeckl, trener Norwegów.

Wielu próbowało, ale koszty były zbyt wysokie

- To jest mega! My sami nie moglibyśmy sobie pozwolić na stworzenie takiego systemu - cieszy się trener Austriaków Heinz Kuttin. To właśnie koszty powstrzymywały wiele ekip w pracach nad stworzeniem własnego systemu analizy skoku, powstawały tylko systemy szczątkowe. - A ten system to ma być hit - mówi Kuttin. Dla Hofera najważniejszy jest element wyrównywania szans. - Od trzech lat mamy w skokach co najmniej dziewięciu różnych zwycięzców konkursów w każdym sezonie. To bardzo ważne dla tego sportu - mówi Austriak. - Element wyrównywania szans? I tak i nie, bo ktoś jeszcze te dane musi obrobić. Ale ja raczej skorzystam z systemu, bo nie mam innych możliwości uzyskania danych, a mogą być ciekawe - mówi Sport.pl Łukasz Kruczek, prowadzący kadrę Włoch.

MP w Wiśle Malince MP w Wiśle Malince GRZEGORZ CELEJEWSKI

Turniej Czterech Skoczni w TV: u Niemców analizy, jakich jeszcze nie było

Ale jeszcze ważniejsze dla sportu może być to, co z danymi zbieranymi przez system może zrobić telewizja podczas transmisji. Jeśli test w TCS będzie udany, to podczas igrzysk olimpijskich w Pjongczang będziemy mogli na ekranie zobaczyć grafiki, jakich jeszcze nie było. A już w niemieckiej części TCS, w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen, widzowie ARD i ZDF mają dostać wyjątkowo szczegółowe analizy wyjścia z progu. Tego kluczowego momentu, w którym się rozstrzyga, czy skok jest dobry czy zły. Na tych dwóch skoczniach producenci sygnału telewizyjnego zamontowali przy progu po osiem specjalistycznych kamer. Widzowie mają dzięki nim zobaczyć w analizie skoku m.in. o ile centymetrów skoczek był przy wybiciu oddalony od wyznaczonego idealnego punktu odbicia na progu danej skoczni (mówiąc prościej: o ile spóźnił odbicie albo je przyspieszył).

Maciej Kot w Pjongczang Maciej Kot w Pjongczang Lee Jin-man (AP Photo/Lee Jin-man)

Jak będzie w Pjongczang? Decyzja należy do trenerów

Podczas igrzysk w Pjongczang grafiki mogą być jeszcze dokładniejsze i bardziej urozmaicone (np. prędkość skoczka na dziesiątym metrze za progiem, bardzo ważna informacja, bo pokazująca, jaka była strata prędkości przy przejściu do lotu). Ale na to, jak wynika z wypowiedzi Hofera w wywiadzie z "Sueddeutsche Zeitung" muszą się zgodzić trenerzy. Hofer nie będzie ich zmuszać do ujawniania danych o swoich skoczkach. Ani nawet do montowania nadajników. Dyrektor liczy na to, że się zgodzą na ujawnianie. Skuszeni tym, że w zamian za odsłonięcie swoich danych, będą mogli do woli analizować dane rywali.