Skoki narciarskie. Prezent na święta: Gregor Schlierenzauer po polsku

- Ludzie ekscytowali się jego wygranymi, a nie nim - mówi pod koniec filmu "Idę dalej" Hubert Neuper, menedżer Gregora Schlierenzauera. To nie dokument o dziecku, które stało się legendą skoków narciarskich, tylko rzecz o samotności i smutku. To zaproszenie skierowane do widzów: idźcie ze mną i zobaczcie mnie, a nie moje medale i puchary
Gregor Schlierenzauer Gregor Schlierenzauer ARNE DEDERT/AP

Wróciłeś? Tak. Gdzie byłeś? Na szczycie

Film o Gregorze Schlierenzauerze w polskiej wersji językowej przygotował Red Bull, główny sponsor zawodnika. Dokument można oglądać za darmo na stronie redbull.tv/idedalej

Jest rok 1999, dziewięcioletni Gregor kończy odrabiać lekcje i wychodzi z domu. Biorąc kurtkę i idąc do drzwi, słyszy swoją mamę.

- Będziesz na siebie uważał podczas zabawy, Gregor? - pyta Angelika Schlierenzauer. Nie czekając na odpowiedź dodaje: - Wróć niedługo i baw się dobrze!

Przez kilkadziesiąt kolejnych sekund oglądamy skoczka w jego żywiole. Najpierw małego, ale mającego wielką frajdę z każdego, nierównego, jeszcze niestabilnego lotu. Po chwili obserwujemy skoczka perfekcyjnego technicznie i nawet jeśli uśmiechniętego, fetującego kolejne zwycięstwa, to wyraźnie odizolowanego od świata, wpatrzonego tylko w siebie. Wreszcie na kilka sekund to my wpatrujemy się w niego. W jego twarz. Zmęczoną, taką, z której można wyczytać, że głowa na pewno nie jest na zawodach razem z resztą ciała.

- Cześć Gregor, wróciłeś? - znów słyszymy panią Schlierenzauer, obserwując teraz jak jej syn wchodzi drzwiami, którymi wyszedł kilkanaście lat wcześniej. Napis na ekranie mówi nam, że jest styczeń 2016 roku.

- Tak - pada odpowiedź.

- Gdzie byłeś?

- Na szczycie.

Wygrywało dziecko

Styczeń 2016 roku to miesiąc, w którym Schlierenzauer skończył 26 lat. Kilka dni przed swoimi urodzinami zajął 33. miejsce w konkursie Pucharu Świata w Innsbrucku. Na skoczni Bergisel, na której wychował się jako zawodnik, zrozumiał, że dłużej już nie chce i nie potrafi być na szczycie. W trzecim konkursie 64. Turnieju Czterech Skoczni wielki faworyt miejscowych nie wszedł nawet do drugiej serii. Trzy i cztery lata wcześniej wygrywał tę imprezę. Pięć lat wcześniej zdobył indywidualnie tytuł mistrza świata w skokach. Siedem lat wcześniej wywalczył pierwszy z dwóch Pucharów Świata. Osiem lat wcześniej został mistrzem świata w lotach. Dziesięć lat wcześniej, gdy rocznikowo był zaledwie 16-latkiem, odniósł pierwsze ze swych 53 zwycięstw w PŚ. Film "Idę dalej" trwa 52 minuty i byłby za krótki, gdyby Schlierenzauer chciał w nim zaledwie wspomnieć o wszystkim, co wygrał, wtedy, kiedy był na szczycie. Ale on załatwia to w kilka sekund. "To, co mi się udało osiągnąć, gdy byłem dzieckiem, jest wspaniałe" - ocenia, wyraźnie w ten sposób zaznaczając, że przyszedł czas na nowy etap (wymowne: "gdy byłem dzieckiem") - na inne, lepsze życie.

Gregor Schlierenzauer podczas zawodów PŚ w Zakopanem, 22 stycznia 2017 Gregor Schlierenzauer podczas zawodów PŚ w Zakopanem, 22 stycznia 2017 Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Łzy, nauka dziękowania i przyjmowania pomocy

W "Idę dalej" spotykamy się twarz w twarz ze Schlierenzauerem, który opowiada nam, ile płacił za dążenie do sportowej perfekcji. Gregor mówi do kamery i płacze. Gregor siedzi z psychoterapeutą i opowiadając o tym co było, odkrywa, dlaczego tak było. Tam uczy się poznawać i okazywać swoje emocje. Ćwiczy na przykład szczere dziękowanie. W roli kogoś w rodzaju drugiego terapeuty występuje Neuper. - Każdy wie, że jesteś zwycięzcą. Teraz musisz odkryć swoje drugie oblicze. Odkryj to, z czego jesteś zrobiony - mówi Schlierenzauerowi człowiek, który pomógł mu iść dalej.

Kiedy skoczek z Tyrolu zastanawiał się czy na pewno chce tylko przerwy, a nie sportowej emerytury, Neuper skontaktował się z nim i opowiedział mu swoją historię. Przed 20. urodzinami zdążył wygrać Turniej Czterech Skoczni i Puchar Świata oraz zdobyć srebrny medal olimpijski. Na podium konkursu PŚ wskoczył już w debiucie, gdy jako 18-latek zajął drugie miejsce w Cortinie. W 1981 roku drugi raz z rzędu wygrał TCS, w 1982 był najlepszy w Pucharze Świata w lotach, drugi na MŚ i drugi w klasyfikacji generalnej PŚ. Czyli Neuper też bardzo szybko wygrał prawie wszystko i również bardzo szybko poczuł wypalenie. Nie miał siły dłużej zostać w sporcie, więc odszedł w wieku 24 lat. Schlierenzauerowi powiedział, że później przez 20 lat tego żałował.

Szkoła do poprawki

Gregor pokazuje w swoim filmie, że żałować i rozpamiętywać nie chce. Celem jest odzyskanie radości. Przecież to przede wszystkim dla niej dzieciaki zakładają narty i marzą o lataniu. Mistrz szukając ratunku wraca do Stams, czyli do kuźni talentów, z której poza nim wyszli jeszcze m.in. Andreas Kofler, Andreas Widhoelzl, Martin Hoellwarth, Martin Koch czy Heinz Kuttin. Tam ochoczo przystaje na propozycję trenowania z nastolatkami. Swój pierwszy pobyt w tym miejscu wspomina jak programowanie na mistrza. Nic dziwnego - miał 14 lat, gdy trafił do szkoły, a 16, gdy zaczął być na szczycie. Druga szansa jest mu potrzebna, by mógł nauczyć się sportu inaczej niż za pierwszym razem.

Gregor Schlierenzauer Gregor Schlierenzauer MATTHIAS SCHRADER/AP

Austriacki miś z Krupówek?

Po tych treningach, po kontuzjach, po zabiegach i po rehabilitacji - m.in. bardzo inspirującej, polegającej na wspólnych zajęciach z niepełnosprawnym narciarzem Simonem Wallnerem (warto zobaczyć, jak podciąga się na drążku, dźwigając nie tylko swoje ciało, ale też wózek inwalidzki) - Schlierenzauer wrócił. Ale nie na szczyt, tylko do życia.

W październiku, gdy film miał swą uroczystą, wiedeńską premierę, skoczek szykował się do inauguracji olimpijskiego sezonu, jeszcze nie wiedząc, że z powodu kolejnego urazu kolana straci początek zimy. Startować zaczął dopiero trzy tygodnie temu, z trzech indywidualnych konkursów tylko jeden skończył z pucharowymi punktami. Na zwycięstwo czeka już ponad trzy lata. Na miejsce na podium tyle samo. Ale czy to znaczy, że już zawsze będzie występował na skoczniach w roli byłego, seryjnego zwycięzcy, a teraz "tylko" pozytywnego człowieka opowiadającego o tym, że życie ma sens? Czy Schlierenzauer stanie się austriacką wersją misia z Krupówek?

Człowiek, nie robot

To skrajny perfekcjonista, który ma wysokie oczekiwania względem swojego otoczenia. Jeśli im się nie sprosta, nie ma z nim dyskusji. Wtedy mówi, że nie chce takiej współpracy, że nie chce tego kontynuować, że dalszych postępów nie będzie - mówi Christoph Ebenbichler, jego trener przygotowania fizycznego.

W 2012 roku w Predazzo Schlierenzauer wygrał, nazajutrz był drugi, za Kamilem Stochem. Chciałem z nim porozmawiać, ale był wściekły. Odmówił, rzucił tylko, że wcale nie byłby zadowolony, gdyby podobnie jak Puchar Świata ułożyły się mistrzowskie konkursy planowane w Predazzo na rok 2013. Skoro osoba z jego otoczenia mówi, że nadal jest "skrajnym perfekcjonistą", to taką informację trzeba przyjąć. Ale jednocześnie widać, że to nie przeszkodziło mu stać się bardziej człowiekiem niż robotem zaprogramowanym tylko na wygrywanie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.