Co, gdzie, kiedy? Wszystko o Turnieju Czterech Skoczni
Na TCS obowiązuje system KO. Skoczkowie rywalizują w parach - zwycięzca kwalifikacji skacze z zawodnikiem z ostatniego, 50. miejsca, drugi skoczek z zawodnikiem z 49. itd. Dlatego podczas TCS kwalifikacje są traktowane przez zawodników niemal tak poważnie jak zawody.
W TCS jest o co walczyć, tegoroczna pula nagród przekroczyła 300 tys. franków szwajcarskich, triumfator dostanie hondę crv. Turniej na niemiecko-austriackich skoczniach to historia, tradycja, wspaniała atmosfera na trybunach, tysiące ludzi z kubkiem grzańca wokół skoczni oraz dziesiątki anegdot związanych nie tylko z noworocznym konkursem w Garmisch-Partenkirchen, na który wielu fanów przychodzi w jeszcze mocno sylwestrowym nastroju.
To w Ga-Pa swoje najlepsze wyniki w turnieju osiągał najlepszy polski skoczek Kamil Stoch. Rok temu był czwarty, dwa lata wcześniej ósmy - na żadnej innej skoczni TCS nie wylądował wyżej w klasyfikacji. Do czołowej dziesiątki wskakiwał tylko w Innsbrucku i Bischofshofen - w styczniu był tam dwa razy dziewiąty.
- Żadna skocznia jakoś szczególnie mi nie odpowiada, ale jeśli musiałbym wybrać, wskazałbym na Innsbruck. Tam zawsze jest wspaniała atmosfera - mówił Stoch. - TCS to świetna lekcja dla wszystkich skoczków. Trzeba być idealnie przygotowanym, bo na turnieju nie ma czasu, by cokolwiek zmienić czy poprawić. Konkurs goni konkurs, kwalifikacje są ważne. Z dnia na dzień mamy zawody, a przejazdy powodują, że nie ma chwili na spokojny trening. Odpowiada mi to, że jest tak intensywnie. Dzień przerwy przydaje się na odpoczynek psychiczny, pracę z fizjoterapeutą.
Stoch po bardzo słabym początku - w trzech pierwszych konkursach zdobył punkt, dwa kolejne opuścił, by trenować - wrócił do formy. W połowie grudnia w szwajcarskim Engelbergu wskoczył na podium PŚ, a do zwycięstwa zabrakło mu 0,1 pkt. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia oddał kapitalny skok podczas konkursu w Wiśle-Malince i wygrał zawody z dużą przewagą. Takimi skokami wygrywa się konkursy pucharowe, a przecież po wtorkowych zawodach Stoch przyznał: "To były takie trochę rezerwowe skoki". Znaczy, że stać go na więcej.
Ale na razie Polak nie jest wymieniany wśród faworytów TCS. Wszyscy przewidują, że będzie to pojedynek Austriaków z Niemcami, a jedynymi, którzy mogą wtrącić się do tej rywalizacji, są Norwegowie.
Austriacy zdominowali ostatnie TCS. Wygrali 13 z 16 konkursów, czterech różnych skoczków Aleksa Pointnera triumfowało w czterech ostatnich edycjach TCS. Rok temu całe podium turniejowe było czerwono-biało-czerwone - wygrał Gregor Schlierenzauer przed Thomasem Morgensternem i Andreasem Koflerem. Tym razem przede wszystkim niemieccy współorganizatorzy mają nadzieję, że ich zawodnicy - po raz pierwszy od czasów Svena Hannawalda, który w wielkim stylu wygrał w 2002 roku - wrócą do rywalizacji o czołowe miejsca. Dla nich brak sukcesów w TCS to niemal klęska narodowa, od 2003 roku tylko Michael Neumayer był na podium turnieju.
Niemcy liczą na 17-letniego Andreasa Wellingera, absolutnego debiutanta w PŚ, który wskoczył między najlepszych. Dwa razy stawał na podium, czterokrotnie był w czołowej piątce. Jeszcze większą nadzieją jest starszy o siedem lat Severin Freund - wygrał dwa z siedmiu tegorocznych konkursów PŚ i był liderem PŚ. Żółtą koszulkę odebrał mu Schlierenzauer, który w Engelbergu triumfował trzeci raz w sezonie i 43. raz w karierze. 7 stycznia Austriak skończy dopiero 23 lata, a już jest legendą dyscypliny. Do tego, by wyprzedzić legendarnego Fina Mattiego Nykänena i mieć najwięcej pucharowych zwycięstw w historii, brakuje mu czterech wygranych. Sprawę powinien załatwić jeszcze w tym sezonie. - Mało prawdopodobne, by komuś, nawet Gregorowi, udało się powtórzyć wyczyn Hannawalda i wygrać wszystkie cztery konkursy. Przy obecnych przepisach, zmiennym wietrze i bardzo wyrównanym poziomie o wynikach decydują detale. Trudno spodziewać się dominacji jednego skoczka - mówi Kruczek.
Austriacko-niemiecki karnawał, na który szykują się organizatorzy, może popsuć Norweg Anders Bardal, który nieoczekiwanie zdobył Kryształową Kulę w ubiegłym sezonie. Sensację może sprawić któryś z młodych Słoweńców. A polscy kibice liczą, że zabawę gospodarzom rozbije Stoch. Kruczek nie wymaga od skoczków niemożliwego - jeden zawodnik powinien być w ścisłej czołówce, dwóch kolejnych w drugiej dziesiątce i jeszcze przynajmniej jeden ma kończyć konkurs z punktami. Czterech zawodników regularnie zbierających punkty PŚ to podstawa silnej drużyny, a jej powstanie i walka o medal MŚ w Val di Fiemme to cel główny na ten sezon.
- W Engelbergu wszystko wróciło do normy, jest spokojniej, teraz chodzi o stabilizację formy i powtarzalność dobrych skoków - mówi Kruczek. Do Oberstdorfu trener zabrał Stocha, Piotra Żyłę, Macieja Kota, Krzysztofa Miętusa, Dawida Kubackiego, Klemensa Murańkę i Stefana Hulę.
Źródło: bet365
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony