Ja się cieszę! - wywiad z Adamem Małyszem

Spokojny, wyluzowany i uśmiechnięty wszedł wicemistrz świata Adam Małysz na konferencję prasową z polskimi dziennikarzami, zorganizowaną tuż przy wiosce sportowców. Na pytania odpowiadał przez pół godziny.

Ja się cieszę! - wywiad z Adamem Małyszem

Spokojny, wyluzowany i uśmiechnięty wszedł wicemistrz świata Adam Małysz na konferencję prasową z polskimi dziennikarzami, zorganizowaną tuż przy wiosce sportowców. Na pytania odpowiadał przez pół godziny.

Jak się Pan czuje 12 godzin po zdobyciu srebrnego medalu MŚ?

Adam Małysz: Normalnie. Spałem spokojnie. Nie miałem żadnych koszmarów, nie śniły mi się skoki Schmitta. Jestem zadowolony ze swoich. Czuję radość. Choć warunki pogodowe mi nie pomogły w takim stopniu, jak Martinowi, i w poniedziałek nie miałem szans z nim wygrać.

W drugim skoku do 60. metra po odbiciu miał Pan ciszę. Gdyby miał Pan tak dobre warunki jak Schmitt...

- Skoki to wielka loteria. Nic nie da się przewidzieć. Do tego się trzeba przyzwyczaić. Raz się wygrywa, raz przegrywa. Zresztą co tu dużo mówić o porażce. Ja jestem zadowolony.

Co Panu powiedziała żona?

- Mówiła, że bardzo się cieszy, że ważny jest medal, to, że ja się dobrze czuję, że mam medal.

Czy uważa Pan, że Schmitt maskował się w ostatnich tygodniach? Tu, w Lahti, właściwie nie oddał jednego dobrego skoku. Dopiero podczas konkursu.

- Na pewno się nie maskował. To nie miałoby sensu. To byłaby głupota. Musiałby specjalnie popełniać błędy. I mógłby się do nich przyzwyczaić, i powtórzyć podczas konkursu. A tego skoczkowi robić nie wolno. Podczas treningów zawodził, ale w poniedziałek skoczył na swoim normalnym poziomie. To wciąż świetny zawodnik i to, czego dokonał, jest niesamowite. Wiedział, że szanse ma małe, ale na zawodach potrafił wycisnąć z siebie wszystko...

Czy nie żal Panu, że zawody nie odbywały się tak jak je zaplanowano, czyli przy świetle dziennym?

- To tylko gdybanie. Wolę skakać za dnia, ale byłem przygotowany na skoki wieczorne. Nie lubię za bardzo startować przy sztucznym świetle. Razi mnie i zlewa się spad. Ale to nie miało żadnego wpływu. Skakałem dobrze. To wy, dziennikarze, mówicie mi, że źle...

Po konkursie powiedział Pan, że przed swoim drugim skokiem, a po skoku Niemca, miał Pan na górze "głupie myśli". O co chodziło?

- Wiedziałem, że aby wygrać, muszę skoczyć bardzo daleko, jeszcze dalej niż Martin. A wiadomo, czym grozi taki skok. Że mogę nie ustać, nie wylądować... Skoczyłem dobrze, ale krócej niż Martin.

Co Pan powie kibicom, którzy są rozczarowani tylko srebrnym medalem?

- To ich sprawa. Ja się cieszę. Jestem wicemistrzem świata.

Czy lubi Pan dowcipy o sobie?

- Słyszałem kilka i są śmieszne.

W piątek konkurs na średniej skoczni. W tym sezonie nie było zawodów PŚ na takim obiekcie...

- Lubię skakać na średnich skoczniach. Skakaliśmy na takich przed Turniejem Czterech Skoczni i teraz, w Ramsau. Sądzę, że będzie dobrze.

Czy mistrzostwo świata na średniej skoczni nie jest uznawane przez Wasze środowisko za mniej prestiżowe niż na dużej?

- Po wygranej Soininena na igrzyskach w Nagano nikt nie mówił o złotych medalach Japończyków na dużej skoczni, tylko o wyczynie Fina na średniej. Znowu dwa lata temu w Ramsau na MŚ głośniej było o sukcesie Schmitta na dużej niż o triumfie Funakiego na średniej skoczni. Wszystko zależy od popularności zawodnika i promowania go.

Dlaczego odbił się Pan trochę za wcześnie w pierwszym skoku?

- Tak bywa. To mi się zdarza bardzo często, ale nie odgrywa ważnej roli. Ja odbijam się za wcześnie o stopę czy dwie, nie o metr.

Czy po wylądowaniu w drugim skoku wiedział Pan, że nie ma złotego medalu?

- Wiedziałem tylko, że skoczyłem bliżej niż Martin, że nie ma 130 metrów i że będzie ciężko o złoto. Ale czekałem na wyniki, bo nie znałem not Martina, usłyszałem tylko, że pobił rekord skoczni. Nie wiedziałem, czy lądował telemarkiem, czy na dwie narty. Łudziłem się, że moja strata nie będzie za duża, że jednak zdobędę złoto.

Co Pan poczuł, gdy okazało się, że jest drugi?

- Byłem szczęśliwy, że zdobyłem medal. To był mój cel na te mistrzostwa.

Nie był Pan ani trochę zawiedziony?

- Zawsze, gdy zajmuje się drugie miejsce, jest pewne uczucie niedosytu. Wiadomo, prowadziłem po pierwszej serii. Ale przewaga nie była duża. A o medal walczył jeszcze także Ahonen. I równie dobrze mogłem wywalczyć brązowy medal.

Czy na średniej skoczni będzie Panu łatwiej, czy presja będzie mniejsza?

- Pan takie pytania zadaje, że chyba jest psychologiem... Na pewno będzie trochę łatwiej. Prezes Związku powiedział, że gdybym zdobył złoto, na średniej skoczni nie miałbym już tak ogromnej motywacji. W piątek zamierzam walczyć o coś więcej niż zdobyłem w poniedziałek. Ten srebrny medal to dla mnie bodziec na przyszłość. Chcę skakać jeszcze lepiej, ale nie mogę myśleć o tym, że za wszelką cenę muszę zdobyć medal. To byłoby najgłupsze.

Czyli z psychologicznego punktu widzenia lepiej dla Pana, że zdobył srebrny medal?

- O psychologiczny punkt widzenia to się trzeba doktora Blecharza spytać.

Jak Pan oceni warunki panujące w Lahti, całą otoczkę tych mistrzostw?

- Jest tak, jak na olimpiadzie. Mieszkamy w specjalnej wiosce, nikt nam nie przeszkadza. Na skoczniach jest różnie, dlatego konkursy są przekładane. Inne konkurencje odbywają się bez zakłóceń. Oglądaliśmy kilka biegów... Narzekać możemy trochę na jedzenie. Jest bez smaku. Jem tylko suchy ryż i makaron oraz sałatki. Jest niedoprawione, nie smakuje, jak powinno. Mięs raczej nie jem, może podłożyli jakąś wściekłą krowę... Raz zobaczyliśmy, że ktoś je kurczaka. Poszliśmy do kuchni i poprosiliśmy o kilka porcji. Pani powiedziała, że zaraz przyniesie. Czekaliśmy pół godziny i się nie doczekaliśmy.

Ostatnio wystąpił Pan w reklamie telewizyjnej. Jak Pan wspomina pobyt na planie?

- Podobało mi się, choć cały dzień spędziłem w butach skokowych, kombinezonie i kasku. Na planie mówiono w różnych językach. Wszystko się plątało, ale było fajnie.

Jak to się stało, że podczas konkursów możemy słuchać zespołu Golec uOrkiestra?

- Kilka tygodni przed mistrzostwami organizatorzy dzwonili do najlepszych zawodników świata i pytali, kto jaką muzykę lubi. Ja odpowiedziałem, że braci Golców. A resztę oni załatwili. Podałem ich tytuły kilku piosenek... Moja córka bardzo lubi śpiewać utwory Golców, niedawno dostałem ich nową płytę, Karolinka może się uczyć nowych piosenek.

Jaka jest atmosfera wśród zawodników na górze, kilka minut przed skokiem?

- Wszyscy są bardzo skoncentrowani. Przeszkadzają trochę przedskoczkowie, którzy ciągle się śmieją i robią sobie żarty. W niedzielę naśmiewali się z upadków Goldbergera i Stensruda... Nam nie było do śmiechu.

DLA GAZETY

Walter Hoffer, szef FIS ds. skoków narciarskich:

- Oczywiście, że Małysz wygrał. Mam wrażenie, że najbardziej z tego srebrnego medalu cieszy się Adam. A całe jego otoczenie jest zawiedzione. Czym? Macie przecież wicemistrza świata... Każdy sportowiec myśli o medalu MŚ i rzadko kiedy płacze, kiedy zajmuje drugie miejsce. A to, że był faworytem? Za to kocham skoki. Że to taka nieprzewidywalna konkurencja.

Robert Mateja o swoim występie:

Na treningach nie skakałem za dobrze. Trudno mi było przystosować się do nowego kombinezonu. Tuż przed konkursem zdecydowałem więc startować w starym. Pierwszy skok był w miarę przyzwoity, drugi nawet trochę lepszy. Byłem z nich zadowolony, ale z lokaty, którą zająłem, nie za bardzo.

Wojciech Skupień:

Zawaliłem. Drugi skok był zupełnie nieudany. Lepiej skakałem na treningach. Liczyłem na więcej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.