Adam Małysz: Normalnie. Spałem spokojnie. Nie miałem żadnych koszmarów, nie śniły mi się skoki Schmitta. Jestem zadowolony ze swoich. Czuję radość. Choć warunki pogodowe mi nie pomogły w takim stopniu, jak Martinowi, i w poniedziałek nie miałem szans z nim wygrać.
- Skoki to wielka loteria. Nic nie da się przewidzieć. Do tego się trzeba przyzwyczaić. Raz się wygrywa, raz przegrywa. Zresztą co tu dużo mówić o porażce. Ja jestem zadowolony.
- Mówiła, że bardzo się cieszy, że ważny jest medal, to, że ja się dobrze czuję, że mam medal.
- Na pewno się nie maskował. To nie miałoby sensu. To byłaby głupota. Musiałby specjalnie popełniać błędy. I mógłby się do nich przyzwyczaić, i powtórzyć podczas konkursu. A tego skoczkowi robić nie wolno. Podczas treningów zawodził, ale w poniedziałek skoczył na swoim normalnym poziomie. To wciąż świetny zawodnik i to, czego dokonał, jest niesamowite. Wiedział, że szanse ma małe, ale na zawodach potrafił wycisnąć z siebie wszystko...
- To tylko gdybanie. Wolę skakać za dnia, ale byłem przygotowany na skoki wieczorne. Nie lubię za bardzo startować przy sztucznym świetle. Razi mnie i zlewa się spad. Ale to nie miało żadnego wpływu. Skakałem dobrze. To wy, dziennikarze, mówicie mi, że źle...
- Wiedziałem, że aby wygrać, muszę skoczyć bardzo daleko, jeszcze dalej niż Martin. A wiadomo, czym grozi taki skok. Że mogę nie ustać, nie wylądować... Skoczyłem dobrze, ale krócej niż Martin.
- To ich sprawa. Ja się cieszę. Jestem wicemistrzem świata.
- Słyszałem kilka i są śmieszne.
- Lubię skakać na średnich skoczniach. Skakaliśmy na takich przed Turniejem Czterech Skoczni i teraz, w Ramsau. Sądzę, że będzie dobrze.
- Po wygranej Soininena na igrzyskach w Nagano nikt nie mówił o złotych medalach Japończyków na dużej skoczni, tylko o wyczynie Fina na średniej. Znowu dwa lata temu w Ramsau na MŚ głośniej było o sukcesie Schmitta na dużej niż o triumfie Funakiego na średniej skoczni. Wszystko zależy od popularności zawodnika i promowania go.
- Tak bywa. To mi się zdarza bardzo często, ale nie odgrywa ważnej roli. Ja odbijam się za wcześnie o stopę czy dwie, nie o metr.
- Wiedziałem tylko, że skoczyłem bliżej niż Martin, że nie ma 130 metrów i że będzie ciężko o złoto. Ale czekałem na wyniki, bo nie znałem not Martina, usłyszałem tylko, że pobił rekord skoczni. Nie wiedziałem, czy lądował telemarkiem, czy na dwie narty. Łudziłem się, że moja strata nie będzie za duża, że jednak zdobędę złoto.
- Byłem szczęśliwy, że zdobyłem medal. To był mój cel na te mistrzostwa.
- Zawsze, gdy zajmuje się drugie miejsce, jest pewne uczucie niedosytu. Wiadomo, prowadziłem po pierwszej serii. Ale przewaga nie była duża. A o medal walczył jeszcze także Ahonen. I równie dobrze mogłem wywalczyć brązowy medal.
- Pan takie pytania zadaje, że chyba jest psychologiem... Na pewno będzie trochę łatwiej. Prezes Związku powiedział, że gdybym zdobył złoto, na średniej skoczni nie miałbym już tak ogromnej motywacji. W piątek zamierzam walczyć o coś więcej niż zdobyłem w poniedziałek. Ten srebrny medal to dla mnie bodziec na przyszłość. Chcę skakać jeszcze lepiej, ale nie mogę myśleć o tym, że za wszelką cenę muszę zdobyć medal. To byłoby najgłupsze.
- O psychologiczny punkt widzenia to się trzeba doktora Blecharza spytać.
- Jest tak, jak na olimpiadzie. Mieszkamy w specjalnej wiosce, nikt nam nie przeszkadza. Na skoczniach jest różnie, dlatego konkursy są przekładane. Inne konkurencje odbywają się bez zakłóceń. Oglądaliśmy kilka biegów... Narzekać możemy trochę na jedzenie. Jest bez smaku. Jem tylko suchy ryż i makaron oraz sałatki. Jest niedoprawione, nie smakuje, jak powinno. Mięs raczej nie jem, może podłożyli jakąś wściekłą krowę... Raz zobaczyliśmy, że ktoś je kurczaka. Poszliśmy do kuchni i poprosiliśmy o kilka porcji. Pani powiedziała, że zaraz przyniesie. Czekaliśmy pół godziny i się nie doczekaliśmy.
- Podobało mi się, choć cały dzień spędziłem w butach skokowych, kombinezonie i kasku. Na planie mówiono w różnych językach. Wszystko się plątało, ale było fajnie.
- Kilka tygodni przed mistrzostwami organizatorzy dzwonili do najlepszych zawodników świata i pytali, kto jaką muzykę lubi. Ja odpowiedziałem, że braci Golców. A resztę oni załatwili. Podałem ich tytuły kilku piosenek... Moja córka bardzo lubi śpiewać utwory Golców, niedawno dostałem ich nową płytę, Karolinka może się uczyć nowych piosenek.
- Wszyscy są bardzo skoncentrowani. Przeszkadzają trochę przedskoczkowie, którzy ciągle się śmieją i robią sobie żarty. W niedzielę naśmiewali się z upadków Goldbergera i Stensruda... Nam nie było do śmiechu.
- Oczywiście, że Małysz wygrał. Mam wrażenie, że najbardziej z tego srebrnego medalu cieszy się Adam. A całe jego otoczenie jest zawiedzione. Czym? Macie przecież wicemistrza świata... Każdy sportowiec myśli o medalu MŚ i rzadko kiedy płacze, kiedy zajmuje drugie miejsce. A to, że był faworytem? Za to kocham skoki. Że to taka nieprzewidywalna konkurencja.
Na treningach nie skakałem za dobrze. Trudno mi było przystosować się do nowego kombinezonu. Tuż przed konkursem zdecydowałem więc startować w starym. Pierwszy skok był w miarę przyzwoity, drugi nawet trochę lepszy. Byłem z nich zadowolony, ale z lokaty, którą zająłem, nie za bardzo.
Zawaliłem. Drugi skok był zupełnie nieudany. Lepiej skakałem na treningach. Liczyłem na więcej.