Rozmowa z Adamem Ma³yszem

Szkoda, ¿e nie by³o hymnu. By³em jednak tak wzruszony, ¿e ³zy by³y w oczach. Gdyby zagrali Mazurka D±browskiego, pewnie bym siê pop³aka³ - mówi³ na konferencji prasowej w Bischofshofen Adam Ma³ysz, pierwszy Polak, który wygra³ najbardziej presti¿owy dla narciarzy Turniej Czterech Skoczni

Rozmowa z Adamem Małyszem

Szkoda, że nie było hymnu. Byłem jednak tak wzruszony, że łzy były w oczach. Gdyby zagrali Mazurka Dąbrowskiego, pewnie bym się popłakał - mówił na konferencji prasowej w Bischofshofen Adam Małysz, pierwszy Polak, który wygrał najbardziej prestiżowy dla narciarzy Turniej Czterech Skoczni

Szkoda, że nie było hymnu. Byłem jednak tak wzruszony, że miałem łzy w oczach. Gdyby zagrali Mazurka Dąbrowskiego, pewnie bym się popłakał - mówił na konferencji prasowej w Bischofshofen Adam Małysz, pierwszy Polak, który wygrał najbardziej prestiżowy dla narciarzy Turniej Czterech Skoczni

Tradycyjnie już na konferencji prasowej Małyszowi zadawali pytania tylko zagraniczni dziennikarze. Z polskimi rozmawiał już po części oficjalnej. Podczas konferencji doszło do zgrzytu za sprawą prowadzącego Szwajcara Kurta Hinauera, który ni stąd, ni zowąd zapytał zwycięzcę: - Czy nie boisz się, że w Polsce ktoś może ukraść ci to wspaniałe audi, które dostałeś za wygranie w Turnieju Czterech Skoczni? Małysz wybrnął jednak z sytuacji. - Złodzieje są wszędzie. Auto mogliby ukraść także w Niemczech czy Austrii. A poza tym może ci w Polsce oszczędzą mnie za to, czego tutaj dokonałem.

Jak się Pan czuł po ostatnim skoku?

- Ja jeszcze teraz [konferencja zaczęła się ponad godzinę po zakończeniu konkursu - red.] nie mogę dojść do siebie. Trudno powiedzieć, co czułem. Nie wiem, jak się czuje medalista olimpijski, ale to chyba podobne wrażenie. Po skoku poszedłem udzielać wywiadu telewizyjnego i z radości oraz wzruszenia nie mogłem wykrztusić z siebie słowa.

Czy ma Pan żal, że nie było polskiego hymnu?

- Żałuję, ale... Byłem tak wzruszony, że miałem łzy w oczach. Gdyby jeszcze zagrali Mazurka Dąbrowskiego, pewnie bym się rozpłakał ze szczęścia.

Czy bał się Pan przed ostatnim konkursem, że mimo gigantycznej przewagi może nie wygrać Turnieju?

- Strach jest zawsze. Czułem się jednak silny fizycznie i mocny psychicznie. Ale tu takich jak ja było więcej. Na szczęście nie stało się nic złego.

O tym, że jest Pan zwycięzcą, było wiadomo właściwie po pierwszej serii. Kasai skoczył beznadziejnie, a reszta rywali miała prawie sto punktów straty. Czy w drugim skoku nie myślał Pan o tym, by nie iść na całość?

- Ja nigdy nie "wariuję" na skoczni. Zawsze staram się, by skok był bezpieczny i daleki. Nie kalkuluję jednak. Jedyne, o czym myślę, to to, by się dobrze odbić i ładnie, daleko wylądować.

Czego spodziewa się Pan w dalszej części sezonu?

- Jeśli wciąż będę w takiej formie, to może być mój najlepszy rok w życiu. Ale poczekajmy. Zamierzam osiągnąć jak najwięcej. Za miesiąc są mistrzostwa świata. Po tym, czego tutaj dokonałem, presja i oczekiwania będą ogromne.

Audi za zwycięstwo w TCS jest znacznie lepsze od tego czteroletniego, które Pan sprzedał latem...

- To wspaniały samochód. Chciałbym zabrać go do Polski, ale nie wiem, czy to możliwe. Cło, jakie musiałbym zapłacić na granicy, byłoby ogromne. Zastanowię się, co robić. Może wezmę równowartość tego samochodu? Ale z drugiej strony on bardzo mi się podoba i byłby wspaniałą pamiątką. A może uda się dojść do porozumienia z firmą Audi Polska i taki sam samochód odbiorę w kraju? Możliwości jest wiele, jeszcze nie zdecydowałem, którą wybiorę.

Komu oddał Pan kluczyki po prezentacji nagrody?

- Trenerowi. W kombinezonie nie mam kieszeni [Małysz rozmawiał z dziennikarzami w stroju i butach narciarskich - red.].

To zwycięstwo oznacza dla Pan spore zmiany. Będzie Pan gwiazdą, jak Martin Schmitt...

- Chciałbym tego uniknąć. Martin ma bardzo ciężkie życie. Jest wręcz prześladowany przez dziennikarzy, którzy chodzą za nim krok w krok. Ja chcę skakać jak najlepiej, ale żyć tak jak kiedyś.

Czy po tym zwycięstwie myśli Pan o zdobyciu PŚ, wygraniu rywalizacji ze Schmittem?

- Motywację mam ogromną. Ale nie będę wciąż wygrywał z taką przewagą. Tu rywale popełniali błędy, ale na pewno wyciągną z nich wnioski. Ja zamierzam walczyć.

Kiedy uwierzył Pan w to, że wygra Turniej?

- Ja nie wierzyłem jeszcze po drugim skoku, nawet podczas udzielania wywiadu telewizyjnego to jeszcze do mnie nie docierało.

Czy uczucie szczęścia można porównać z tym, co czuł Pan po urodzinach córki?

- Wtedy byłem jeszcze bardziej szczęśliwy. Ale dziś też jestem w euforii.

Dla "Gazety"

Paweł Włodarczyk, prezes PZN

Nie byłem tutaj od początku, bo nie chciałem przeszkadzać i dekoncentrować ekipy. Przyjechałem na ostatni konkurs i byłem przekonany, że Adam wygra. Przed Turniejem miałem nadzieję, że Polak będzie w pierwszej trójce, trenerzy na bieżąco informowali mnie o jego formie i postępach. Udowodniliśmy, że i w sportach zimowych Polska może osiągać sukcesy na skalę światową. Chwała trenerowi Tajnerowi, który jako pierwszy nie bał się otworzyć na współpracę z psychologiem i fizjologiem. A tego nie chciał Czech Mikeska. Jestem dumny, bo skoczkowie to jest ekipa z prawdziwego zdarzenia.

Teraz nie będzie im brakowało już naprawdę niczego. Godzinę przed konkursem w Bischofshofen podpisaliśmy kolejną umowę sponsorską. Po firmie Loos sponsorem naszych skoczków będzie Poczta Polska. Loga tej firmy naszywaliśmy na stroje kilkadziesiąt minut przed startem. Umowę podpisaliśmy na rok, do olimpiady. Oczywiście z możliwością przedłużenia.

not. w Bischofshofen rb i lop

Copyright © Agora SA