Zdzisław Ambroziak. Poezja i proza

Zasłaniasz mi sobą cały świat - to poezja. Taki masz szeroki zad - to proza.

Zdecydowanie nie jest to, choć popularny, dwuwiersz najwyższego lotu. Ale nasunął mi się akurat teraz, podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Do naszej sytuacji pasuje bowiem jak ulał.

Poezja to oczywiście Adam Małysz. On jest fantastycznym sportowcem, robi wspaniale to, co potrafi najlepiej, skacze jak anioł, zdobywa tytuły, złote medale, daruje radość, wzruszenia i nadzieję także i tym ludziom, którzy na co dzień wcale nie interesują się sportem. Nie jest jego przewiną, że znienacka stał się najlepszym eksportowym produktem III RP.

Proza natomiast to tuziny najrozmaitszych działaczy, oficjeli, a także polityków, którzy próbują wykorzystać sukcesy Małysza dla budowania własnego wizerunku, własnych karier, własnych interesów wreszcie. Symbolem tej licznej rzeszy jest dla mnie prezes Polskiego Związku Narciarskiego pan Paweł Włodarczyk. Kiedy czytałem i czytam po raz kolejny, dlaczego Adam i jego trener Apoloniusz Tajner - też przecież człowiek dobrej roboty - nie dostali za swoje sukcesy na olimpiadzie obiecanych im przez prezesa pieniędzy (Małysz w końcu je otrzymał), budzą się we mnie najgorsze instynkty.

Opowieści o kłopotach ze sponsorami, o nierzetelnych partnerach i jak najlepszych intencjach prezesa są wyjątkowo irytujące. Przecież gdyby pan Włodarczyk powstrzymał się od ciągłych podróży "z ziemi polskiej do włoskiej", by tam w Predazzo zadawać szyku oraz dzielić się przed kamerami z milionami telewidzów swoim szczęściem i swoimi sukcesami (jakimi? przecież polskie narciarstwo klasyczne nie istnieje!), to może udałoby się mu zgromadzić (zaoszczędzić) choć trochę pieniędzy, by zacząć spłacać przyjęte na siebie zobowiązania wobec ludzi prawdziwego sukcesu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.