TCS. Adam Małysz: Lubię skakać, kiedy się rozkręcam

Wiem, kiedy przychodzi do mnie forma. Zaczynam skakać jak w Innsbrucku. Automatycznie, powtarzalnie i stabilnie - powiedział po zawodach najlepszy polski skoczek. Ostatnie zawody TCS w czwartek 6 stycznia. Adam Małysz jest trzeci w klasyfikacji generalnej.

Robert Błoński: Piękna rywalizacja z Thomasem Morgensternem...

Adam Małysz: Spotkało się dwóch red bulli i walczyli, ale "Morgi" był poza zasięgiem. Moje skoki były bardzo dobre, jego - jeszcze lepsze. To były bomby, ciężko było wygrać. Kiedy wieje z tyłu, jest bardzo mocny - odbija się bardzo mocno i dynamicznie w górę. Jestem zadowolony z miejsca na podium.

Morgenstern o krok od wygrania TCS, Małysz bliski pierwszego podium od 2003 Lubi pan takie pytania, więc je zadamy. Trzeci w Ga-Pa, drugi w Innsbrucku, więc w Bischofshofen...?

- (śmiech)...będę walczył o pierwsze miejsce. Forma idzie do góry, skaczę dobrze. Do tej pory brakowało mi stabilizacji, jeden skok był trochę gorszy od drugiego. W Innsbrucku już większych różnic nie było. Cały czas trzymałem się czołówki, wcześniej nie bardzo wiedziałem, w jakiej jestem formie. Teraz jestem przekonany, że stać mnie na walkę z najlepszymi. Co zresztą udowodniłem dwa razy lądując na podium.

W drugim skoku zrobił pan wszystko, ale Morgenstern jeszcze więcej.

- To były jego warunki, wiało z tyłu, a on jest mocny. Mówił to w Oberstdorfie, kiedy przy tylnym wietrze ja swój skok zepsułem, a on pofrunął o 16,5 metra dalej.

Jest pan trzeci w klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Wyprzedza o 0,4 pkt. Matti Hautamaekiego.

- To podium Turnieju było moim celem, kiedy tu jechałem. Nie chciałem psuć skoków i, oprócz tego pierwszego w Oberstdorfie, udało mi się. Kibice znowu są zadowoleni, ale może tego szczęścia i radości dostarczę im jeszcze więcej? Sezon się nie skończył, wciąż się rozkręcam. Mam taką skrytą nadzieję, bo skaczę na luzie. Jestem doświadczony i wiem kiedy forma przychodzi. Wtedy skaczę automatycznie, stabilnie. Tak jest teraz.

To był uczciwy konkurs?

- Tak.

Przed drugą serią Simon Ammann, który zajmował czwarte miejsce, mówił że lubi jak w czołówce jest ścisk. Do Morgensterna tracił 3,3 pkt., do pana - 1,3 pkt.

- Kłamał (śmiech). Nie lubi takich sytuacji, nikt nie lubi jak jest niewiadoma. Każdy woli mieć po pierwszym skoku dziesięć punktów przewagi i spokój przed drugim.

Będzie pan liczył wieczorem wyniki, ile brakuje do Ammanna, ile jest przewagi nad Hautamaekim, co robić we czwartek?

- Nie. To nie w moim stylu. Ja nawet nie wiedziałem, że wyprzedziłem Fina w klasyfikacji Turnieju. Nie warto kalkulować, to nie jest dobre.

Morgenstern wygrał już Turniej?

- Patrząc, jaką ma przewagę, to raczej tak. Musiałoby zdarzyć się coś wyjątkowego, żeby przegrał. Ale nigdy nie mów nigdy. Czy ktoś, po moim jedenastym miejscu w Oberstdorfie, przypuszczałby, że po następnych dwóch konkursach będę trzeci w Turnieju? Nie. Dlatego będę robił swoje i walczył. "Morgi" jest wielkim faworytem, wszystko mu będzie sprzyjało i pewnie wygra. Jesteśmy kolegami, życzę mu wygranej. W tym momencie jest najlepszy i najlepsi powinni wygrywać.

Pana czeka rywalizacja z Hautamaekim.

- To nieprzewidywalny zawodnik. Potrafi skoczyć daleko, potrafi zepsuć. Nie ma co kalkulować przed konkursem. Tak samo jak mówić o tym, czy mogę dogonić Simona. On skacze w tym momencie dobrze, ale już jest w moim zasięgu.

U pana jest duża rezerwa?

- Parę rzeczy jest do poprawienia i to cieszy. Bo to nie jest szczyt formy, może być jeszcze lepiej.

Czuje pan zmęczenie Turniejem? Trzy konkursy w sześć dni dały w kość?

- Nie. Dwa razy byłem na podium, więc nie odczuwam jakiegoś wyczerpania. Dla mnie jest dobre, że się rozkręcam. A, jak się rozkręcam, to lubię skakać i nie jestem zmęczony.

Znów podium Małysza - Polak drugi w Innsbrucku ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.