Polak fenomenalnie poleciał w drugiej serii konkursu drużynowego (Polacy zajęli 3. miejsce) i o pół metra pobił rekord Stefana Krafta, który skakał tuż przed nim.
Stoch miał ogromne problemy przy lądowaniu i wyraźnie dotknął śniegu swoim ciałem, ale mimo to od sędziów dostał trzy oceny po 16,5. - Myślę, że ten rekord powinno się cofnąć. Sędziowie nie potraktowali tej próby jako upadek, ale sam skoczek powinien wiedzieć, czy ustał, czy nie. Sytuacja była jasna, śnieg aż trysnął, a jego kombinezon był mokry.
Zdaniem Evensena sędziowie znajdują się za daleko od strefy lądowania, przez co nie mogą dobrze ocenić sytuacji. - Mają monitory, na których pokazywane jest lądowanie, ale widzą tylko pierwsze trzy, cztery metry po lądowaniu. Sytuacja ze Stochem miała miejsce nieco później. Sędziowie są oddaleni od sytuacji o 150 metrów, podczas gdy powinni być znacznie bliżej.
Na sędziów narzeka również Clas Brede Brathen, były skoczek narciarski i dyrektor sportowy norweskiej kadry. Jego zdaniem już od dawna sędziowie pobłażliwie patrzą na najlepszych skoczków i przyznają im wysokie noty bez względu na okoliczności, "czego szczyt widzieliśmy w sobotę".
- Uderzyłem trochę tyłkiem o zeskok, ale bądźmy poważni. Jak uderzasz o ziemię z prędkością 140 km/h, ciężko, żeby nogi się nie ugięły. Na szczęście tylko delikatnie "drapnąłem" - powiedział Stoch w rozmowie po konkursie. CZYTAJ WIĘCEJ >>
Stoch: Strach? Chciałem lecieć jeszcze, jeszcze i jeszcze dalej! CZYTAJ WIĘCEJ >>