PŚ w skokach. W grudniu Lillehammer było przełomem, w marcu też będzie?

W niedzielę w Oslo polscy skoczkowie zanotowali najgorszy występ ze wszystkich 26 w sezonie. W poniedziałek kwalifikacje nazywane w turnieju Raw Air prologiem, we wtorek konkurs w Lillehammer. Czy na Lysgardsbakken podopieczni Stefana Horngachera mają szansę wypaść tak, jak w grudniu, gdy po dwóch latach bez Polaka na podium Kamil Stoch wygrał, a Maciej Kot był drugi? Relacja na żywo z kwalifikacji w poniedziałek o godz. 17.30 w Sport.pl

Obserwuj @LukaszJachimiak

W niedzielę w Oslo przez błąd w fazie lotu Stoch zajął dopiero 22. miejsce. Spadł na nie z piątej pozycji zajmowanej po pierwszej serii. Wobec zwycięstwa Stefana Krafta podwójny mistrz olimpijski stracił prowadzenie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Stoch miał nad Austriakiem 60 punktów przewagi, teraz traci do niego 31 "oczek".

Stoch ma problemy ze sprzętem

W stolicy Norwegii nasi skoczkowie zaliczyli najsłabszy tej zimy start w konkursie drużynowym, zajmując w sobotę trzecie miejsce. Wcześniej w PŚ odnieśli dwa zwycięstwa i raz byli drudzy, a na mistrzostwach świata w Lahti wywalczyli złoto. W niedzielę Stoch, Piotr Żyła, który zajął dziewiąte miejsce, sklasyfikowany na 11. pozycji Kot i 23. ostatecznie Dawid Kubacki zgromadzili łącznie tylko 70 punktów do klasyfikacji Pucharu Narodów. Była to najskromniejsza zdobycz w całym sezonie. Czy bohaterowie są zmęczeni?

Trener Horngacher uważa, że nie. Oczywiście Stoch nie skacze na takim poziomie, jak dwa miesiące temu, gdy wygrywał Turniej Czterech Skoczni. Ale szkoleniowiec twierdzi, że powtarzające się problemy mistrza z fazą lotu biorą się głównie z kłopotów sprzętowych (prawdopodobnie chodzi o wiązania). Jeśli usterkę uda się wyeliminować - a pomysł jak to zrobić podobno już jest - Stoch powinien spokojnie plasować się w czołowej "10".

Nie trzeba Horngachera, by zauważyć, że w Oslo szczęścia do pogody nie mieli Kot i Żyła. Zwłaszcza drugi z nich w lepszych warunkach wietrznych niż w niedzielę (w rundzie finałowej gorszą pogodę od niego mieli tylko dwaj zawodnicy) może walczyć o miejsca na podium. W Raw Air po pięciu z 16 serii jest czwarty, do trzeciego Markusa Eisenbichlera traci zaledwie 2,9 pkt.

Zobacz wideo

Lillehammer oswojone?

Do Lillehammer skoczkowie przyjechali już po raz drugi w sezonie. W grudniu miasto igrzysk olimpijskich z 1994 roku w trybie nagłym przejęło zawody od nieprzygotowanego Niżnego Tagiłu. Wtedy byliśmy po niezłym wejściu w sezon w Kuusamo i bardzo obiecującym weekendzie w Klingenthal z pierwszym w historii zwycięstwem polskiej drużyny. I obawialiśmy się czy Lillehammer nie wyhamuje podopiecznych Horngachera. Historycznie było to dla nas trudne miejsce. Z 37 konkursów Pucharu Świata, które tam rozegrano, tylko cztery skończyły się z Polakiem na podium - trzy razy trzecie miejsce zajmował Adam Małysz, raz na tej pozycji uplasował się Stoch. - Nie lubiłem tam skakać, szczególnie na dużej skoczni. Tam mają ten swój śnieg robiony sztucznie, z chemią, przez którą trudno się jeździ. Zazwyczaj mieliśmy duże problemy z prędkościami. Tylko norwescy skoczkowie tam dobrze jeździli, bo sobie na rozbiegu wytestowali smary i innych później potrafili zaskoczyć - opowiadał Małysz w rozmowie ze Sport.pl. Na szczęście skocznię Lysgardsbakken nasi zawodnicy w końcu oswoili. Najpierw Stoch poleciał w kwalifikacjach tak daleko (144 m), że aż nadwerężył prawe kolano, z którym miał jeszcze później problemy w trakcie Turnieju Czterech Skoczni i konkursów w Wiśle. A drugiego dnia zawodów doczekaliśmy się pierwszego od prawie dwóch lat zwycięstwa Stocha, pierwszego od prawie dwóch lat podium PŚ dla Polaka i pierwszego miejsca na "pudle" w karierze Kota. Dublet zdobyty przez Stocha i Kota był dopiero trzecim w historii polskich skoków.

Powtórki raczej nie będzie

Kto wie czy tamten konkurs nie był najlepszym w całym sezonie. Między zwycięzcą a sklasyfikowanym na 10. miejscu Andreasem Wellingerem było tylko 10,1 pkt różnicy. To około 5,5 metra. Blisko najmniejszej w historii różnicy między pierwszym a 10. zawodnikiem, też odnotowanej w Lillehammer, tyle że na skoczni normalnej, gdy w grudniu 2015 roku wygrał Severin Freund, mając notę tylko o 5,3 pkt wyższą od 10. Manuela Poppingera.

Teraz na powtórkę tak zaciętej walki w czołówce się nie zanosi, bo Kraft dominuje, daleko za nim, ale dużo przed innymi zdaje się być Wellinger, a dopiero za tą dwójką jest kilku skoczków z szansami na podium. Tym bardziej nie powinniśmy liczyć na powtórkę polskiego dubletu. Ale przełom po słabym występie w Oslo jest potrzebny i trudno wyobrazić sobie, by nie przyszedł. Tylko 70 punktów wyskakanych przez mistrzów świata w niedzielę na pewno nie jest wynikiem pokazujących ich aktualne możliwości.

Więcej o:
Copyright © Agora SA