PŚ w skokach. Sapporo - miejsce cudów i loterii

Garstka zawodników ze światowej czołówki i przegląd drugich garniturów - w ostatnich latach tak wyglądały listy startowe konkursów Pucharu Świata w skokach w Sapporo. Na wietrznej i często zasypanej śniegiem Okurayamie zanotowano wiele niespodzianek. Czy takie czekają kibiców i w ten weekend, mimo że tym razem do Japonii zjechali najlepsi zawodnicy? Kwalifikacje w piątek o godz. 8.30. Relacja na żywo w Sport.pl

Obserwuj @LukaszJachimiak

Puchar Świata w Sapporo jest rozgrywany od 1980 roku. W ostatnich latach gości tam zazwyczaj tuż przed głównymi imprezami poszczególnych sezonów, dlatego większość skoczków z czołówki rezygnuje ze startu, nie chcąc ryzykować zmian stref czasowych. Poza tym w Sapporo często zawody są loteryjne. Wierzymy, że tym razem będą sprawiedliwe i że będą stały na wysokim poziomie, o co będzie o tyle łatwiej, że w Japonii pojawili się najlepsi zawodnicy bieżącego sezonu. A to dlatego, że zaraz po Sapporo wszyscy przeniosą się do koreańskiego Pjongczangu na próbę przedolimpijską. Wszyscy skoczkowie czołówki uznali, że warto walczyć o w sumie aż 400 punktów Pucharu Świata i przy okazji sprawdzić jedną z aren przyszłorocznych igrzysk. Nawet jeśli mistrzostwa świata w Lahti zaczynają się już za dwa tygodnie.

Skoczkom i sobie samym życzymy, by warunki były bardziej stabilne niż to bywało w przeszłości.

82 i 135 metrów = zwycięstwo zapomnianego mistrza

Pamiętacie ostatnią wygraną w karierze Kazuyoshiego Funakiego? Wspaniały japoński stylista był jednym z największych skoczków końcówki XX wieku. Od 1994 do 1999 roku wygrał 15 konkursów Pucharu Świata, został mistrzem olimpijskim, mistrzem świata i mistrzem świata w lotach, wygrał też Turniej Czterech Skoczni. Piątego lutego 2005 roku w Sapporo rozgrywano już 20. konkurs tamtej zimy. Funaki przystępował do zawodów mając na koncie zaledwie pięć punktów w Pucharze Świata. Do tego momentu punktował w trzech startach, a aż siedem razy przepadał w kwalifikacjach do konkursów. Miejscowi kibice specjalnie się nie zdziwili, gdy w domowych zawodach spadł na 82. metr. Mimo że obsada była słaba, że na starcie stanęło tylko 41 zawodników, znów nie zdobyłby punktów. Nie zdobyłby, gdyby nie decyzja jury o anulowaniu m.in. jego skoku i ponownym rozpoczęciu pierwszej serii, z innej belki startowej (wtedy nie było jeszcze systemu dodawania i odejmowania punktów za długość najazdu oraz podmuchy wiatru). Funaki na drugą szansę czekał długo. Skoczył dopiero po najlepszych. Pofrunął tak:

 

Japończyk, który miał walczyć o "30" o 0,1 punktu wyprzedził prowadzącego Thomasa Morgensterna. W drugiej serii swojej pozycji nie musiał bronić, bo tej nie udało się dokończyć i za ostateczne uznano wyniki z pierwszej rundy. Dla Funakiego to był ostatni taki wyskok w karierze. Dzień później zajął jeszcze 10. miejsce, a w kolejnych latach, w których startował już sporadycznie, nigdy nie uplasował się w czołowej "10". W Top 10 tamtych wygranych przez Funakiego zawodów znalazł się m.in. Fin Kimmo Yliriesto, który zajmując siódme miejsce osiągnął życiowy sukces. W drugiej "dziesiątce", na 14. pozycji, uplasował się Christian Bruder. Dla Niemca były to pierwsze pucharowe punkty w karierze. Ostatnie zdobył następnego dnia, zajmując 24. miejsce. Czy trzeba mówić więcej o poziomie zawodów w Sapporo z 2005 roku?

Wichura, cisza, wichura

Danych dot. prędkości i kierunków wiatru w konkursie wygranym przez Funakiego nie mamy, FIS ich nie opublikował. Ale pogląd na to jak kapryśna jest pogoda na Okurayamie dał nam choćby rok 2011. W drugim konkursie Adam Małysz był trzeci po pierwszej serii. Ale w drugiej uzyskał tylko 114 m i ukończył zawody na piątej pozycji. Przy bardzo krótkim rozbiegu (dziewiąta belka) i bardzo małej prędkości (86,7 km/h) nie dało się odlecieć, nie mając wiatru pod narty. Małyszowi wiało z siłą 0,61 m/s (minus 7,1 pkt). Andreas Kofler, który ruszał zaraz po nim, z wiatrem o prędkości 2,07 m/s (minus 24,2 pkt) osiągnął 132,5 m i wygrał konkurs. W tej serii kręciło tak bardzo, że między zawodnikiem, który miał najgorsze warunki (Daiki Ito: 0,11 m/s wiatru w plecy i plus 1,3 pkt), a tym, który miał największe szczęście do pogody (Kenshiro Ito: 2,98 m/s pod narty i aż minus 34,9 pkt) było aż 36,2 pkt różnicy w bonifikacie. W takich warunkach nie mogło być mowy o sprawiedliwych rozstrzygnięciach.

Tu można zobaczyć końcówkę konkursu:

 

Skok Małysza od 6:45. A jeśli ktoś się zastanawia, z której pozycji na podium awansował Thomas Morgenstern, to spieszę z odpowiedzią - z 13. W pierwszej serii Austriak miał wiatr 0,19 m/s z przodu, za co od noty odjęto mu 2,2 pkt. Wtedy uzyskał tylko 110 m. W finale z wiatrem o sile 1,42 m/s pod narty (minus 16,6 pkt) "Morgi" osiągnął 136,5 m.

Być jak Roar Ljoekelsoey

Sześć konkursów Pucharu Świata w Sapporo wygrał Matti Nykaenen. Ale to nie Fin jest królem Okurayamy. On skakał w czasach, gdy konkursy rozgrywano też na mniejszym obiekcie, Miyanomori. I na nim wygrywał nawet częściej. Na tej skoczni, na której w weekend Kamil Stoch będzie bronił pozycji lidera PŚ, historycznie najlepszy jest Roar Ljoekelsoey. Tak naprawdę większa skocznia na wyspie Hokkaido powinna chyba nosić imię Norwega. Zawodnik, który w Pucharze Świata wygrał 11 konkursów, aż pięć triumfów święcił na Okurayamie, a w sumie ośmiokrotnie stawał na podium po startach na niej. Ljoekelsoey radził sobie w Sapporo bez względu na wszystko. Trzy pierwsze zwycięstwa - jedno w 2003 i dwa w 2004 roku - odniósł rywalizując z najlepszymi, bo wtedy obsada była mocna. Dwa kolejne wywalczył, gdy PŚ w Sapporo stracił już na prestiżu, czyli w 2005 roku, dzień po Funakim, oraz w 2006 roku. Swoją ostatnią wygraną Norweg okrasił takim skokiem:

 

Tak naprawdę 140 metrów było rekordem skoczni. Oficjalnym, bo przywołany w komentarzu wynik Masahiko Harady nie miał takiego statusu. Rezultat Ljoekelseya dopiero przed rokiem, czyli po 10 latach, oficjalnie poprawił Domen Prevc (141 m), a jego przeskoczyli jeszcze Daiki Ito (141,5 m) i Anders Fannemel (143,5 m).

Miejsce "życiówek"

Sapporo to miejsce, w którym swoje jedyne zwycięstwa (dwa) odniósł Jan Matura, gdzie swoje jedyne miejsca na podium (dwa) zajął Andreas Wank, gdzie jedyny raz w historii swych pucharowych startów zwyciężył Jernej Damjan, gdzie mieliśmy dwa ostatnie przypadki zajęcia podium przez skoczków z jednego kraju. W całej historii Pucharu Świata takich konkursów, po których na "pudło" wskakiwali koledzy z jednej drużyny było tylko 25. Przed rokiem korzystając z nieobecności mocnych rywali (choć akurat tym razem zabrakło tylko najmocniejszych tydzień wcześniej w Zakopanem Stefana Krafta i Michaela Hayboecka) w Sapporo wszystko wzięli Peter Prevc, Domen Prevc i Robert Kranjec.

Tak skakali i tak się cieszyli (warto również ze względu na słoweńskiego komentatora):

 

Dwa lata temu też zrobili to Słoweńcy. Wtedy wygrał Damjan, a za nim uplasowali się najstarszy z Prevców i Kranjec (poprzednie podium dla jednej nacji mieliśmy dawno temu, w 2011 roku w Oberstdorfie, gdy dominowali Austriacy). Ten ostatni to specjalista od lotów. On w swojej karierze na pucharowym podium stał 27 razy, ale tylko 10-krotnie po konkursach skoków. Aż cztery takie okoliczności przeżył w Sapporo.

To wszystko dowodzi, że Sapporo nie było w ostatnich latach pełnowartościowym przystankiem Pucharu Świata. Oby w ten weekend okazało się miejscem konkursów szczególnie udanych i emocjonujących.

Więcej o:
Copyright © Agora SA