Łukasz Jachimiak: przez całą poprzednią zimę próbował pan wyjaśnić, dlaczego naszym skoczkom aż tak nie idzie. Ta chyba zapowiada się jako czas sukcesów?
Andrzej Wąsowicz: kiedy podejmuje się jakieś decyzje personalne, to zawsze jest obawa czy to się uda. Teraz już widać, że trafiliśmy i z trenerem, i że dużo grupie daje Adam Małysz w roli dyrektora. Atmosfera jest świetna. Naprawdę rewelacja. Idziemy w dobrym kierunku, to już wyraźnie widać.
Skoro drużyna wygrywa po raz pierwszy w historii konkurs Pucharu Świata, to chyba idziemy grupą, a nie jak to zwykle bywało jednym skoczkiem?
- Zgadzam się, aczkolwiek zalecam ostrożność w kreowaniu nas na najlepszych. To początek sezonu. Dobry, ale dopiero początek. W Kuusamo nie spodziewaliśmy się rewelacji, a było solidnie, natomiast Klingenthal nasi zawodnicy lubią, już kilku osiągało tam sukcesy. Ten z soboty chłopaków uskrzydli. Będą trzymać kierunek, dalej mocno pracować.
Na pewno nie chodzi o to, żeby popadać w hurraoptymizm, ale robi wrażenie i wygrana na niemieckiej skoczni nad Niemcami różnicą 41,5 punktu, i to, że indywidualnie zdecydowanie najlepsi byli Maciej Kot i Kamil Stoch, a Piotr Żyła i Dawid Kubacki też byli wysoko, na 10. i 12. miejscu.
- To wszystko brzmi bardzo fajnie. A najbardziej cieszy skala zwycięstwa drużyny. Dołożyć Niemcom na ich ziemi o ponad 40 punktów i słuchać tam "Mazurka Dąbrowskiego" to fajna sprawa. Niedzielny konkurs indywidualny zapowiada się dla nas świetnie. Ale teraz czas na pracę. Muszę jechać na skocznię.
Szykuje pan obiekt w Wiśle, by kadra Stefana Horngachera mogła potrenować po powrocie z Klingenthal, a przed wyjazdem do Lillehammer?
- Codziennie mam telefony od trenerów, zwłaszcza prowadzący kadrę B Robert Mateja naciska, by już we wtorek jego grupa mogła w Wiśle poskakać. Dośnieżamy skocznię jeszcze pod samym progiem, w niedzielę ratrak wjedzie na górę i wszystko przygotuje. Kadra A na pewno też skorzysta.
Czterokrotna mistrzyni olimpijska kończy karierę! Oj, będziemy tęsknić [ZDJĘCIA]