PŚ w Kuusamo. Rafał Kot: Nie ma skoczka, który w sytuacji Maćka myślałby o stokrotkach na wiosnę

- Moim zdaniem Maciek psychicznie sobie radzi, mentalnie dobrze wszedł w sezon. A że teraz nie wyszło? Proszę mi wierzyć, nie ma skoczka, który w takich okolicznościach siadłby na belce startowej, a myślałby nie o tym, co za chwilę zrobi, tylko o stokrotkach na wiosnę - mówi Rafał Kot po sobotnim konkursie PŚ w Kuusamo. Maciej Kot po pierwszej serii był trzeci, ostatecznie zajął ósme miejsce

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: rozmawialiśmy po pierwszej serii, kiedy Maciek zajmował trzecie miejsce, mówił pan wtedy, że tętno szaleje, że nerwy są duże. Teraz, po finalnie ósmej pozycji syna, jest niedosyt?

Rafał Kot: jak już ochłonąłem i wszystko sobie przeanalizowałem, to jestem zadowolony. Przed weekendem bardzo chciałem, żeby Maciek dwa razy był w "dziesiątce" i to zostało zrealizowane [w piątek zajął piąte miejsce]. Natomiast w sobotę do wymarzonego podium, na którym jeszcze nigdy zimą nie stał, było bardzo blisko. Po pierwszej serii była znaczna przewaga nad czwartym zawodnikiem [siedem punktów]. Nie udało się, Maciek wie dlaczego, mówił o tym w rozmowie z Sebastianem Szczęsnym zaraz po skoku. Na słabszy wynik i spadek w klasyfikacji złożyły się dwie rzeczy - skrajnie niedobre warunki w drugiej fazie lotu, gdzie został "wessany" i to, że po wyjściu z progu nogi nie podały tak mocno, jak wcześniej i przez to Maciek nie osiągnął takiej wysokości, żeby dał radę przelecieć złe warunki. Leciał nisko, próbował z tego skoku wyciągnąć ile się da, ale nie wystarczyło na więcej niż 124 metry.

Wie pan, że Maciek w drugiej serii miał warunki lepsze tylko od jednego z 29 rywali? Z gorszym wiatrem leciał tylko 26. ostatecznie Fin Jarko Maeaettae.

- Było widać, że szczególnie w drugiej fazie lotu było bardzo ciężko. Może gdyby miał trochę wyższą parabolę, to doleciałby do 130. albo chociaż 128. metra i obroniłby trzecie miejsce.

Usztywnił się sytuacją? Nigdy wcześniej nie bronił miejsca na podium w Pucharze Świata.

- Możemy mówić, że jeden zawodnik potrafi przed skokiem wyluzować, a inny nie, że jeden stres wykorzysta, a drugi nie. Moim zdaniem Maciek psychicznie sobie dobrze radzi, mentalnie fajnie wszedł w ten sezon. A że teraz nie wyszło? Proszę mi wierzyć, nie ma skoczka, który w takich okolicznościach siadłby na belce startowej, a myślałby nie o tym, co za chwilę zrobi, tylko o stokrotkach na wiosnę.

Kilka minut przed drugim skokiem widząc kamerę Maciek się chował, żartował, pokazując, że jest luźny. Według pana to była szczera zabawa?

- Tak, ale taka wesołość kończy się z chwilą, kiedy się idzie na belkę. Wcześniej realizuje się to, czego nauczyli psychologowie, myśli się pozytywnie, ale w końcu przychodzi koncentracja na zadaniu do wykonania. I przychodzą nerwy. Cieszę się, że przy kadrze jest Adam Małysz. To skarbnica wiedzy, człowiek, który nigdy nie odmawia pomocy. Zaraz po drugim skoku był przy Maćku. On potrafi powiedzieć, co następnym razem zrobić przed takim trudnym skokiem, na co zwrócić uwagę. Na treningach nie zawsze jest czas, żeby o takie rzeczy zadbać. Obecność Adama wnosi bardzo dużo dobrego.

Maciek na plus, siódme miejsce w "generalce" trzeba docenić, 13. w niej Piotr Żyła i 14. Dawid Kubacki też spisali się dobrze, a co z Kamilem Stochem?

- Nie musimy się o niego martwić. On potrafi skakać, jest szalenie doświadczony, ma wielkie osiągnięcia, zacznie robić swoje. Chodzi o to, żeby to nastąpiło jak najszybciej, bo Kamil z superskokami jest potrzebny kadrze. Powinien być jej lokomotywą, jest jej naturalnym liderem. Jeśli zacznie skakać na swoim najwyższym poziomie, to i innym będzie łatwiej. Myślę, że Stefan Horngacher go uspokoi, dobrze popracują w najbliższych dniach i już za tydzień w Klingenthal Kamil będzie w czołówce.

Czterokrotna mistrzyni olimpijska kończy karierę! Oj, będziemy tęsknić [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.