Skoki narciarskie. Wąsowicz: Horngacher jest ceniony w Niemczech, ale my się z Niemcami dogadamy

Nie zaraz po zakończeniu PŚ w Planicy, ale najwcześniej 24 marca poznamy nazwisko nowego trenera kadry polskich skoczków. Czy następcą Łukasza Kruczka będzie Stefan Horngacher, który obecnie jest asystentem prowadzącego niemiecki zespół Wernera Schustera? - Niemcy Horngachera cenią, ale my z nimi bardzo dobrze współpracujemy i pewnie się dogadamy - mówi Andrzej Wąsowicz, wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego

Łukasz Jachimiak: Kiedy Polski Związek Narciarski ogłosi nazwisko nowego trenera kadry naszych skoczków narciarskich?

Andrzej Wąsowicz: 24 marca komisja w składzie: Adam Małysz, Apoloniusz Tajner, Andrzej Kozak i Andrzej Wąsowicz otworzy oferty, które wpłyną do związku. Tego dnia termin ich składania minie, skończy się konkurs. Wcześniej na pewno decyzji nie będzie. Na razie nikt z nas nic nie wie, bo oferty przychodzą w zalakowanych kopertach, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kto się zgłosił.

Dużo kopert czeka już na otwarcie w siedzibie związku?

- Nie wiem, nie byłem w Krakowie. Jestem w Wiśle, przygotowujemy się do mistrzostw Polski [odbędą się w dniach 22-23 marca]. Dowiem się w poniedziałek, ale tendencja jest taka, że chętni zgłoszenia przysyłają pod sam koniec.

Ogłosiliście konkurs na swojej stronie internetowej, wysłaliście też informację o nim do największych federacji, tak?

- Zgadza się.

Po co, skoro od dawna prezes Tajner rozmawia z różnymi trenerami? Czy konkurs musi być przeprowadzony, żeby Ministerstwo Sportu i Turystyki dofinansowało pensję nowego szkoleniowca?

- Nie chodzi o pieniądze. Po prostu takie są zasady wyłaniania trenera. Jak niedawno w piłce ręcznej. My nie chcemy wprowadzać niczego innego, chcemy, żeby obowiązywała u nas taka procedura, jak w przypadku innych związków sportowych.

Następcą Łukasza Kruczka zostanie Stefan Horngacher? Adam Małysz zapewnił na łamach "Gazety Wyborczej", że Austriak zgłosi się do konkursu.

- Powiem tak: nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Rozmawiałem ze Stefanem, znamy się, kiedyś u nas pracował. Wiem, że to jeden z dobrych kandydatów.

Rozmawialiście przy okazji Pucharu Świata w Wiśle i to już nie była tylko prywatna rozmowa, jak na Pucharze Świata w Zakopanem, ale tym razem powiedział pan Austriakowi, że dobrze byłoby znów mieć go w Polsce?

- Tak, to się odbyło właśnie w tej konwencji. Do Stefana przekonał mnie Adam. Dużo mówił o korzyściach płynących z jego powrotu, o tym, że Horngacher to dobry fachowiec, który pasowałby do naszej koncepcji.

Wygląda na to, że jesteście skazani na wybór Hongachera, bo trudno znaleźć człowieka, który powiedziałby o nim coś złego. Całe środowisko podkreśla, że to fachowiec, a przy tym świetny człowiek.

- Cieszę się z takiej opinii. Sam Stefana bardzo szanuję i wiem, że pasowałby do naszej nowej koncepcji.

Co to za koncepcja?

- Na pewno trener główny musi być z zagranicy, a asystent z Polski. Niektórzy pańscy koledzy uważają, że powinniśmy postawić na Polaka. Są dziennikarze, którzy mówią o Maćku Maciusiaku. Ja zawsze będę mówił, że trener główny ma prawo powołać sobie swój sztab, a my możemy mu asystenta tylko zaproponować. Ale przyjęło się na całym świecie, że asystent jest z tego kraju, w którym główny trener pracuje. Choćby dlatego, że ważne są kwestie językowe.

Horngacher po polsku chyba dogada się z każdym?

- Tak, ja znam język niemiecki, ale po polsku też rozmawiamy. Tylko czasem Stefan wrzuca w ten swój polski jakieś niemieckie słowa. Obawiam się o jedną rzecz - my Horngachera bardzo dobrze oceniamy, ale równie dobrze może go oceniać niemiecki związek.

Na pewno dobrze go ocenia. Niedawno rozmawiałem z rzecznikiem Deutscher Skiverband, który powiedział, że z Horngachera są zadowoleni i mają z nim umowę na czas nieokreślony.

- Wiemy o tym. Czekają nas trudne negocjacje. Ale powiem panu, że my z Niemieckim Związkiem Narciarskim bardzo dobrze współpracujemy na wielu płaszczyznach i pewnie się dogadamy. Oczywiście o ile zdecydujemy, że chcemy zatrudnić Horngachera.

Zobacz wideo

Wybierz z nami Królową Zimy!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.