PŚ w Wiśle. Wiatr wygrał ze skokami. "Rano łeb chciało urwać"

Organizatorzy przegrali walkę z wiatrem i odwołali sobotnie zawody Pucharu Świata w Wiśle. Jury nie kazało długo czekać na decyzję i podjęło ją już o 16:30.

- Panie, rano w pobliskiej Istebnej łeb chciało urwać - powiedział nam jeden z kibiców. Zgodnie z sobotnimi prognozami pogody w Beskidzie Śląskim wiał dość silny wiatr, który momentami dochodził do 8 m/s. Nie był on jednak stały - chwilami podmuchy ustawały na kilka minut i właśnie to dawało organizatorom i kibicom największą nadzieję na przeprowadzenie konkursów.

Jury w sobotę spotykało się kilkakrotnie. Najpierw - z wyprzedzeniem - podjęło decyzję o odwołaniu kwalifikacji i dopuszczeniu do zawodów wszystkich zawodników. Później dwukrotnie przesuwało godzinę rozpoczęcia zawodów - na 16:30 i 17. W tym czasie sprawdzano prognozy pogody. Te nie były optymistyczne. Cała - nieprzyjemna dla kibiców - procedura przekładania turnieju trwała zdecydowanie krócej niż zwykle. Zapadła o godzinie 16:30, czyli pół godziny po planowanym starcie.

- Może przeniosą na jutro? - to pytanie pojawiało się zarówno w namiocie prasowym, jak i na trybunach. Mimo dodatnich temperatur skocznia w Wiśle - Malince była dobrze przygotowana (na wszelki wypadek zgromadzono zapasowy śnieg) i z pewnością mogłaby gościć najlepszych zawodników również w następnego dnia. Ten wariant nie był brany pod uwagę, między innymi ze względów atmosferycznych. W niedzielę ma wiać jeszcze mocniej. Postąpiono pragmatycznie, nie pozostawiono złudzeń.

Federacja narciarska rozważa rozegranie dodatkowego konkursu w niemieckim Titisee-Neustadt w przyszły weekend. Niektórzy mówią o dodatkowym konkursie w Planicy, ale jest to mało prawdopodobne. Wszystkie te pomysły to wciąż tylko sfera domysłów, nie fakty. Należy poczekać na oficjalną decyzję, która zapadnie zapewne na początku tygodnia.

Wiatr hulał po skoczni, ale dla niektórych miało to też swoje plusy. Kameralność skoczni w Wiśle sprawiała, że fani mieli znacznie łatwiejszy dostęp do skoczków. Ci odgrodzeni małymi barierkami, niczym na scenie, w oczekiwaniu na decyzję grali pokazowe mecze w siatkówkę, chętnie pozowali do zdjęć i rozdawali autografy. Do publiczności wyszedł też wycofany zwykle Peter Prevc, który jednak na rozmowę z dziennikarzami nie chciał się zgodzić.

Słoweniec, który przed tygodniem zapewnił sobie ostateczny triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, był w bardzo dobrym nastroju. Nie popsuł mu go nawet fakt, że nie pobił w Wiśle rekordu największej ilości wygranych konkursów w jednym sezonie (13). Co najmniej do przyszłego weekendu dzierży go wraz z austriakiem Gregorem Schlierenzauerem.

Na trybunach w sobotę pojawiło się około siedmiu tysięcy kibiców. Wśród nich był prezydent Andrzej Duda, który dojechał do Wisły po piątkowym wypadku jego limuzyny na autostradzie.

W piątkowym konkursie triumfował Roman Koudelka. Kamil Stoch zajął 10. miejsce. - Wykonałem dobrą pracę, ale liczyłem, że uda się osiągnąć lepszą lokatę. Mimo wszystko skoki w Wiśle sprawiły mi dużo frajdy - powiedział dwukrotny medalista olimpijski. - Skocznia była przygotowana doskonale, jestem pełen podziwu dla organizatorów. Temperatura i aura nie sprzyjała skokom - dodał Stoch.

Rzeczywiście pogoda nie rozpieszczała. Jedyne zawody, które przeprowadzono odbyły się w gęstej mgle. Widoczność była utrudniona, zawodnicy ukazywali się widzom dopiero w drugiej fazie lotu. - Było takie "mleko", że po wyjściu z progu nie wiedziałem, gdzie jestem i na jakiej wysokości się znajduję - mówił Maciej Kot.

- To były piękne zawody. Wygrał nasz sąsiad zza Olzy i z tego się cieszymy. Chcielibyśmy wpłynąć na warunki, ale nie mamy takiej mocy - rozkładali ręce przemawiający członkowie komitetu organizacyjnego.

Do zakończenia sezonu 2015/16 pozostało jeszcze pięć konkursów. Dwa w Titisee-Neustadt oraz trzy w Planicy. Federacja być może zdecyduje się zorganizować zastępcze zawody w zamian za odwołane zawody w Wiśle.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.