Skoki narciarskie. Czy ze skoczkami leci pilot?

Niedawno słuchaliśmy, że jest kompozytorem, który nie pozwoli orkiestrze zagrać jednej fałszywej nuty, dzisiaj zastanawiamy się czy pod batutą Łukasza Kruczka polscy skoczkowie są jeszcze w stanie grać muzykę, której da się słuchać

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas- Łukasz to jest kompozytor, napisał utwór na orkiestrę, wybrał muzyków, sam dyryguje i nie ma być fałszywych nut. Mnie się ta muzyka podoba, jak Mazurka Dąbrowskiego grają - mówił Zbigniew Klimowski, gdy pod wodzą jego i Łukasza Kruczka Kamil Stoch zostawał podwójnym mistrzem olimpijskim.

Kruczek Stocha poprowadził jeszcze do złota mistrzostw świata i Kryształowej Kuli, a drużynę do dwóch brązowych medali MŚ. Problem w tym, że najlepszy trener polskiego sportu 2013 i 2014 roku w roku 2015 ze swoich muzyków nie potrafi wydobyć talentu, jakim już zachwycali. Czy trzeba im nowego dyrygenta?

Kilkanaście dni temu Stoch zajął w Engelbergu 20. i 26. miejsce w ostatnich konkursach przed Turniejem Czterech Skoczni. Po pierwszym starcie twierdził, że wynik nie ma znaczenia, bo on dobrze się skokami bawi. Dzień później uznał w końcu, że "nie ma co się chować za bajerą" i powiedział o swojej bezradności przed kamera TVP. Martwi, gdy wielki sportowiec mówiąc, że wpadł w największy dół w karierze i nie ma pomysłu, jak z niego wyjść, od trenera słyszy, że "nie można stwierdzić, że popełnione zostały jakieś błędy w przygotowaniach". Oczywiście trudno oczekiwać, że Kruczek też otwarcie powie, że nie wie, co zrobić. Ale dziś jeszcze trudniej uwierzyć, że trener wie, jak działać, żeby sezon 2015/2016 przestał być dla polskich skoków koszmarny.

Taka ocena to nie przesada. Z dziewięciu rozegranych tej zimy konkursów dobry, a raczej - prawdę mówiąc - normalny w wykonaniu naszych zawodników był jeden - drugi w Niżnym Tagile, gdy wichura pod narty pomogła Stochowi wskoczyć na szóste miejsce. We wtorek w Oberstdorfie na rozpoczęcie 64. Turnieju Czterech Skoczni, Polacy skakali tak, że całą pierwszą serię można było poświęcić na odgrzebywanie najgorszych startów kadry w TCS. Długo zanosiło się na to, że żaden z podopiecznych Kruczka nie awansuje do drugiej serii (na 59 konkursów TCS, które odbyły się w XXI wieku w tylko dwóch nie zapunktował żaden Polak), ostatecznie jako "szczęśliwy przegrany" do rundy finałowej prześlizgnął się Stoch. Przegrał z Andreasem Wankiem, doświadczonym już Niemcem, który nigdy w życiu nie skończył sezonu wyżej niż w trzeciej "dziesiątce" PŚ. I który był początkiem ważnych zmian w końcowym etapie kariery Adama Małysza.

To z nim nasz wielki mistrz przegrał rywalizację w parze KO 1 stycznia 2009 roku w Garmisch-Partenkirchen. Później wystartował jeszcze w Innsbrucku, ale niezadowolony z 15. miejsca wrócił do kraju przed zakończeniem Turnieju Czterech Skoczni i doprowadził do stworzenia własnego zespołu z Hannu Lepistoe jako trenerem głównym.

- Mam różne myśli w głowie, włącznie z odpuszczeniem - mówi Stoch po swoim 23. miejscu. - Nie ma powodów do dumy - przyznaje Kruczek, ale też kolejny raz tej zimy mówi o światełku w tunelu, które widzi, a którego dostrzec nie potrafią nawet najbardziej życzliwi i jemu, i Stochowi, i całym polskim skokom.

Bo jak wierzyć, że już za chwilę nastąpi przełom, skoro trener zapowiadał go kilka razy, zawsze się myląc? Jak oczekiwać cudu, widząc Piotra Żyłę spadającego na bulę i słuchając wiceprezesa Polskiego Związku Narciarskiego mówiącego, że zawodnik skoczył tak, jakby startował za karę? - Po minach zawodników i trenerów widzę, że są tym wszystkim przerażeni - mówi Andrzej Wąsowicz. I przyznaje, że gdyby nie zobowiązania sponsorskie, dobrze byłoby nie męczyć zawodników startami w Turnieju Czterech Skoczni, tylko wysłać ich na treningi na jakąś małą skocznię.

Na razie Kruczek odesłał z TCS tylko Żyłę, ściągając na jego miejsce Dawida Kubackiego. Dostrzegł też konieczność eliminowania błędów na stworzonej do tego skoczni normalnej (zapewne po TCS kadra wybierze się na taką), a nie dużej, zwłaszcza łatwej technicznie i świetnie zawodnikom znanej. Bywało, że po kompletnie nieudanym starcie w Pucharze Świata i niezłych treningach w Zakopanem trener zapewniał, że kibice już nie muszą się martwić. Teraz o Wielkiej Krokwi mówi "za łatwa", i dodaje "przydałby się inny obiekt".

Rozczarowany sytuacją Wąsowicz pod nieobecność szefa polskich skoków Apoloniusza Tajnera (nie po raz pierwszy w trudnym czasie jest nieuchwytny) mówi, że nie chce kopać leżącego. - Nie twierdzę, że im się nie chce, nie w tym rzecz - przekonuje. Ale wskazuje wiele obszarów, w których nie dzieje dobrze. Twierdzi, że takim jest m.in. współpraca między kadrami. Gdy kilka tygodni temu jako jedną z przyczyn słabego wejścia w sezon Wąsowicz wskazywał brak treningów na śniegu, kadra A i kadra B mówiły różnymi głosami. - Przed startem sezonu na śniegu nie skakaliśmy wcale, a po rozmowach z zawodnikami wiem, że w pierwszych startach brakowało im czucia - mówił prowadzący kadrę B Maciej Maciusiak. - Spróbowaliśmy czegoś innego, a żaden z zawodników nie mówił, że to mu zaszkodziło - twierdził Klimowski z kadry A.

Różnic zdań w zespole długo uchodzącym za wyjątkowo zgrany i zgodny jest więcej. - Jak już kilkaset razy mówiłem, musi w tej kwestii być zaangażowanie ze strony zawodnika - denerwował się Kruczek na łamach portalu Skijumping.pl gdy po klapie Stocha w Engelbergu pytano go o kwestię nieobecności psychologa w kadrze.

Z eksperta od przygotowania mentalnego ekipa zrezygnowała jeszcze przed startem sezonu z igrzyskami w Soczi. W ubiegłym sezonie na brak psychologa narzekał przeżywający najtrudniejszą zimę w karierze Maciej Kot, po miesiącach męczenia się na skoczniach współpracę ze specjalistą w tym zakresie postanowił rozpocząć Dawid Kubacki. Kruczek nie jest oczywiście Franciszkiem Smudą, który na pytania o psychologa odpowiada, że jego piłkarze nikogo takiego nie potrzebują, bo nie są wariatami, ale czy nie powinien stworzyć zawodnikom możliwości skorzystania z fachowej pomocy? - Na pewno zatrudnilibyśmy psychologa na etat, do dyspozycji zawodników w każdym momencie, gdyby Łukasz stwierdził, że jest taka potrzeba - mówi Wąsowicz. - Jeżeli dzisiaj medycyna sportowa jest tak samo ważnym składnikiem sukcesu jak trening, to nie wolno jej w swoim zespole osłabiać. Czasem trzeba zdecydować za młodych ludzi - dodaje mistrz olimpijski z 1972 roku, Wojciech Fortuna.

Wąsowicz dobrze wspomina czasy, gdy kadra współpracowała z Kamilem Wódką. W ubiegłym sezonie psycholog mówił nam, że możliwy jest jego powrót. Dlaczego do niego nie doszło? - Nawet Adam Małysz po kilku latach współpracy z Janem Blecharzem powiedział, że więcej nie chce, że dziękuje. Układ zawodnik - psycholog po jakimś czasie po prostu się wypala - mówi Wąsowicz.

A czy nie wypala się układ skoczek - trener? Kruczek samodzielnie kadrę A prowadzi od 2008 roku, wcześniej był w niej u boku Hannu Lepistoe, a jeszcze wcześniej Heinza Kuttina. Z Austriakiem szlifował talent Stocha już gdy ten był juniorem. Kruczek i Stoch pracują razem w sumie od kilkunastu lat. Alexander Pointner, który w XXI wieku był najdłużej pracującym trenerem z jedną drużyną, odszedł z kadry Austrii po 10 latach, choć przez ten czas zdobył ze swoimi skoczkami aż 30 medali imprez mistrzowskich (IO, MŚ i MŚ w lotach), cztery Kryształowe Kule, sześć razy wygrał Turniej Czterech Skoczni, a w Pucharze Narodów na 10 sezonów Austria pod jego wodzą najlepsza nie była tylko raz.

Pointner współpracuje teraz z Bułgarem Władimirem Zografskim. Kiedy był do wzięcia, w związku uznano, że jego trudny charakter nie pasowałby polskim skoczkom. Zresztą, trenera PZN nie szukał, nawet na sugestie wzmocnienia sztabu, a nie sprowadzenia kogoś za Kruczka długo odpowiadał "nie ma potrzeby". Ciekawe, jak w tym momencie tak naprawdę stoją akcje trenera.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Zobacz wideo

Wybierz Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE] Mobilna wersja plebiscytu na Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.