MŚ w Falun. Fortuna: Kruczek zasłużył na gratulacje, ale zmiany są konieczne

- Zwątpiłem i jest mi głupio - mówi Wojciech Fortuna po brązowym medalu wywalczonym przez polskich skoczków w konkursie drużynowym MŚ w Falun. Jednak gratulując zawodnikom i trenerowi Łukaszowi Kruczkowi, mistrz olimpijski z Sapporo z 1972 roku przekonuje, że w sztabie kadry po sezonie musi dojść do zmian.

Łukasz Jachimiak: "O medalu nawet nie ma co gadać" - mówił pan przed konkursem drużynowym. Pogadamy po medalu?

Wojciech Fortuna: Myślę, że medal mamy dzięki temu, co w pierwszej serii zrobił Kamil. Po lądowaniu Stocha na 129,5 m, co było zdecydowanie najlepszym wynikiem w grupie liderów poszczególnych drużyn, bardzo uwierzyli w sukces młodzi, czyli Klimek Murańka i Jan Ziobro. Kamil to pociągnął. Mogło być nawet srebro [zdobyli je Austriacy, wyprzedzając nasz zespół o 5,1 pkt], ale nie ma sensu mówić, że jakąś szansę straciliśmy, bo przecież wynik jest rewelacyjny i zespołowi trzeba pogratulować. Prawda jest taka, że nikt się tego medalu nie spodziewał. Sam też zwątpiłem i jest mi głupio.

Dlaczego w ten medal wszyscy przestaliśmy wierzyć?

- Za nami cały tydzień nerwów i rozczarowań, bo w obu konkursach indywidualnych liczyliśmy na dużo więcej. Zapomnieliśmy, że nasi zawodnicy w drużynie mogą skakać na luzie. Oczekiwań już nie było, Kamil mógł im powiedzieć, że jemu nie wyszło, ale im wszystkim może się udać. No i się udało. Świetnie wykorzystali zadziwiającą słabość Niemców.

Może dla faworytów "drużynówki" mistrzostwa potrwały odrobinę za długo, z kolei dla nas być może są trochę za krótkie?

- W skokach trudno jest idealnie trafić z formą. Niemcy wyglądali na zmęczonych. Nawet niesamowity Severin Freund zawiódł. W drugiej serii przeskoczył skocznię tak bardzo, że dawno czegoś takiego nie widziałem [osiągnął 143 m i podparł się po lądowaniu aż osiem metrów powyżej rekordu obiektu], ale w pierwszej skoczył słabo [123,5 m]. Już nie był tak równy, jak jeszcze kilka dni temu. I tu wychodzi jeszcze jedna zasada. Potwierdziło się, że skoki zaczynają się od pierwszego udanego skoku. Niemcy zaczęli od zepsutej próby Michaela Neumayera [118 m], a my na dobre zaczęliśmy od udanego skoku Stocha. Kamil taki naprawdę swój skok pokazał w Falun dopiero teraz, w pierwszej serii drużynówki. I od razu pociągnął resztę za uszy. Druga seria w wykonaniu wszystkich naszych chłopaków była świetna. Najbardziej ucieszył mnie lotem na 128 m Murańka, bo już od lat o niego walczę, widząc, jaki ma talent. Ziobro też się pokazał, niesamowicie zniósł obciążenie po pierwszym nieudanym skoku [po 116 m osiągnął 125,5 m]. Okazało się, że warto na niego stawiać, cieszę się, że zmiękczył Kruczka, obrażając się, gdy ten nie docenił jego ósmej pozycji na skoczni normalnej i nie wystawił go do konkursu na skoczni dużej.

Tu chyba słowa uznania należą się raczej trenerowi? Myśli pan, że wielu szkoleniowców wykazałoby się takim zrozumieniem?

- Kruczek miał do drużyny pewną trójkę, a trzem pozostałym zawodnikom dał szansę na piątkowym treningu. Po nich wybrał najlepszego.

To prawda, ale na zawodnika, który kilka dni wcześniej w takich treningach był najgorszy i nie umiał przyjąć tego do wiadomości, wielu trenerów postawiłoby krzyżyk.

- Kruczek też się obraża. Na Macieja Kota się obraził, dlatego w Falun go nie ma.

A może jednak Kot jest w niższej formie od szóstki, którą trener zabrał do Szwecji, może też częściej niż Ziobro krytykował decyzje tego trenera?

- To prawda, postawił się dwa razy. Później nawet ojciec się za nim próbował wstawiać. Niestety, nie tacy jak Kot już przepadali. Choć mam nadzieję, że ostro popracuje i wróci. To przecież siódmy skoczek igrzysk.

Po konkursach indywidualnych i, ogólnie rzecz biorąc, trudnej zimie naszych skoczków twierdził pan, że w sztabie kadry konieczne są zmiany. Jakie konkretnie?

- Dalej twierdzę, że do zmian musi dojść. Sztab trzeba odświeżyć, wzmocnić, ktoś musi Kruczkowi pomóc. Nie wiem, czy Piotrek Fijas, czy ktoś z zewnątrz. Jeden konkurs nie może nam zamazać obrazu. Zima jest trudna, trenerowi trzeba wsparcia.

Od wiceprezesa PZN Andrzeja Wąsowicza wiem, że Kruczek konsultuje się z Hannu Lepistoe. To za mało?

- Rozmawiać trzeba ze wszystkimi, którzy mogą pomóc. Hannu dużo widzi. Już w 16-letnim Kocie widział wielki talent. Ale trzeba kogoś na stałe, do codziennych treningów. Gratulując Kruczkowi i ciesząc się jego sukcesem, nie możemy zacząć mówić, że jest równie dobrze jak rok i dwa lata temu.

Wielka radość polskich skoczków po zdobyciu brązowego medalu [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.