Łukasz Kruczek: Nie słyszę, ale wiem, jaki zawód wybrałem. Nie idzie, wiadomo, czyja wina.
- Znaleźć to, co nie działało u Kamila, było prosto. Brakowało wysokości, dzięki której można by odlecieć jeszcze dwa, trzy metry. Niedużo. Na normalnej skoczni było inaczej. Ona nawet jak na mniejszą skocznię jest dość mała. Nie dla Kamila. Tam miał kilka pomysłów na skakanie. Na dużej skoczni już tylko jeden, ale jakoś nie mógł złapać tej swobody, uwolnić tego, na co go stać. Na pewno jest rozczarowany. Ale już po normalnej skoczni powiedział: Za dwa lata są następne mistrzostwa. A ja nie jestem bardzo emocjonalnym człowiekiem. Nie lubię też analizować na szybko. Wolę spokojnie układać. Nam się jeszcze mistrzostwa nie skończyły.
- I to oczekiwania wobec Kamila ustawiają nam patrzenie na te konkursy. Bo one, pomijając Kamila, były po prostu normalne. A gdyby Piotrek Żyła nie miał najgorszych warunków z całej finałowej trzydziestki, może rozmawialibyśmy dziś w innych nastrojach. Ale od oczekiwań wobec Kamila nie uciekniemy, sam zresztą deklarował, że przyjechał walczyć o najwyższe miejsca, my też go tam widzieliśmy. Zderzenie z oczekiwaniami musiało zaboleć.
- Nie wiem, czy to jest dołek formy, czy to jest po prostu dołek w Falun, w tym konkretnym miejscu. Pokażą to następne konkursy, niedługo Lahti.
- Im większe sukcesy osiągasz, tym cięższy plecak nosisz. Jest presja, otoczka, coraz więcej myśli. Bo jeśli chodzi o moc fizyczną, o to, co możemy zmierzyć, Kamil jest tutaj w świetnej dyspozycji.
- Jedni mówią 100, inni 150, to jest dawny schemat, gdy jeszcze się inaczej przygotowywaliśmy do sezonu. Teraz sezony są tak rozbudowane, że sezon letni zbiega się z zimowym i dawne reguły nie zawsze się sprawdzają.
- Może są takie dni? Przecież to nie jest tak, że ten sezon jest zły. Na kontuzję trudno coś poradzić, trzeba ją zawsze wliczać w karierę. Potem był powrót, zwycięstwa. Tyle że już byliśmy skazani na ciągłą gonitwę.
- Tak. Poprzednie wielkie imprezy też nie były łatwe, ale jednak inaczej szły.
- Nasze grono doradców się nie zmienia. A grono fachowców czy pseudofachowców rośnie lub maleje w miarę medialnych potrzeb. Prawo popytu i podaży. Przecież ja to rozumiem.
- Pewnie taki moment będzie kiedyś nieunikniony. Nikt nie jest przyspawany do stołka i nie ma nikogo, kto się w życiu sprawdza tylko w jednej roli. My sztaby modyfikujemy z roku na rok. Rewolucje to nie są, ale dzieje się. Może na górze to widać najmniej, ale nawet jeśli są tam te same osoby, to czasem z innymi zadaniami.
- Problem z Piotrkiem? Najmniejszego. Piotrek jest jednym z najcenniejszych ludzi, jakich mamy w skokach. On tak sobie stoi z boku i jest w stanie zawsze dorzucić swój kamyczek, impuls do zastanowienia. On zawsze powie to, co myśli. Bo niektórzy mają dużo pomysłów, ale boją się odezwać. To jest nasz mentor.
- Mam w drużynie zawodników, którzy pracują z psychologiem indywidualnie. Niektórzy poprosili o to podczas sezonu. To jest najlepsze rozwiązanie: potrzebujesz, działaj. Wcześniej Kamil Wódka zrobił z chłopakami ogromną pracę. Ale też nie ze wszystkimi. Musi się zgrać gotowość obu stron. Dwa charaktery, które sobie zaufają całkowicie. Nie mogę narzucić kadrze konkretnej osoby, nie mogę narzucić tempa. To bardzo delikatna materia.
- W tym momencie nie. To on pracował z psychologiem najdłużej, był w to najbardziej zaangażowany i najwięcej z tego wyniósł.
- To są sprawy do rozstrzygnięcia po sezonie. Z Jaśkiem rozmawialiśmy o tym, co się stało. On wyłożył swoją wizję, ja mu powiedziałem, jak to widzi sztab, i porozumieliśmy się. U mnie jest taka zasada, że się o wszystkich decyzjach rozmawia. Zwłaszcza z tym, dla którego zabrakło miejsca w kadrze. Przecież ja go rozumiem, wiem, co czuje, sam to przeżywałem. On miał już taki moment na Turnieju Czterech Skoczni, z którego odjechał, i też mieliśmy wtedy dyskusje na ten temat. To jest dla niego trudna zima.
- My jesteśmy w grupie krajów, które chcą przeć do przodu. Ale na podium Pucharu Narodów byliśmy ostatnio w sezonie 2010/2011. Potem nam cały czas czegoś brakowało. Wychodziły nam największe imprezy. Największy kawał tortu był nasz: medale mistrzostw świata, igrzysk, Puchar Świata, uniwersjady, mistrzostwa świata juniorów. Ale jeśli spojrzymy na możliwości zawodników, można było wycisnąć jeszcze więcej. W poprzednim sezonie potężną robotę wykonał Kamil. Rok wcześniej, w sezonie Val di Fiemme, było inaczej. Wtedy miał większe wsparcie innych zawodników. Ale my się też przecież liczyliśmy z tym, że nie zawsze będzie tak miło, jak było. Gdy się w sporcie chcesz wzbić na wyższy poziom, to zawsze na początku potrzebujesz niewiele. Pieniędzy, pracy. Ale im wyżej jesteś, tym więcej pracy, a poprawa coraz mniejsza. I trzeba to sobie na nowo poukładać w głowie. To że zrobiłeś to samo co rok temu, a efekt jest gorszy. Bo widać już trzeba było zrobić więcej niż przed rokiem. A może ty nadal jesteś tak dobrym zawodnikiem jak rok temu, tylko kilka drużyn zrobiło większe postępy. To jest ciągły galop. Mieliśmy kilku zawodników, którzy musieli obecnej zimy przerobić taką lekcję.
- Wystarczy spojrzeć na drużynówki: kiedyś wystarczył mocny lider i trzech, którzy nie zepsują. A dzisiaj można mieć czterech skoczków podobnej klasy i wystarczy, że jeden nie doskoczy do swojego poziomu. Wybierając drużynę, patrzę na to, kto jak sobie radzi z presją. Dziś mam taki zespół, w którym nikt nie bryluje indywidualnie. Ale jeśli siła drużyny jest tak duża, jak siła jej najsłabszego ogniwa, to mam mocną grupę. Mistrzostwa trwają, jeszcze jesteśmy w grze.
Arena konkurencji żeglarskich na igrzyska w Rio zagrożona. Stosy martwych ryb, śmieci... [ZDJĘCIA]
źródło: Okazje.info