MŚ w Falun. Stoch odpala turbo

W Falun w czwartek konkurs o mistrzostwo świata na dużej skoczni. Tytułu broni Kamil Stoch, dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi, który w środę dostał wolne i kwalifikacje obejrzał w telewizji. Relacja z konkursu od 17. Z Czuba i na żywo w Sport.pl, transmisja w TVP 1 i Eurosporcie

Podczas konkursu droga na wzgórze Lugnet, gdzie wznoszą się obie zmodernizowane na mistrzostwa skocznie, jest zamknięta. Po treningach można ją pokonać kolejką lub po prostu się wdrapać. Tylko tam da się spotkać trenera Łukasza Kruczka, on z wieży dla szkoleniowców nie schodzi wcale. Na szczycie wsiada w samochód i wraca do bazy skoczków w malowniczo położonym domu Świętej Brygidy.

Ze szczytu Lugnet sterczą dwie metalowe konstrukcje skoczni, na które zawodnicy dostają się windami. Stojąc obok progu, można z zupełnie innej perspektywy podziwiać ich odwagę. Narty pędzące z prędkością 92 km/godz. pocierają o lodowe tory, wydając świst, jakby miało dojść do minieksplozji. Eksplozją jest wyjście z progu, a potem próba jak najdłuższego utrzymania się w powietrzu. Z tego miejsca słabego skoczka od najlepszego odróżnić nie sposób. Wszyscy wydają się superbohaterami, nawet ci, którzy spadają tuż za bulę. Z dołu widzi się zupełnie inną dyscyplinę sportu.

Szatnie zawodników też są na wzgórzu, tak jak niewielka restauracja z bilardem i dietetyczną kuchnią. "Normalnie wystarczy" - taki napis od lat wisi na ścianie za drzwiami opatrzonymi biało-czerwonym emblematem. Hasło wypracowane z psychologiem Kamilem Wódką ma przypominać, że zawodnik powinien skoncentrować się na skoku, a nie napalać na medale i wyniki. Piotr Żyła wie o tym najlepiej, wyznał, że pamiętał o nim, gdy siadał na belce w konkursie na normalnym obiekcie. Powtarzał sobie jak zwykle trzy rzeczy, na których ma się skupić cały jego świat przez tych parę sekund, gdy nagle przez głowę przemknęło mu, że to przecież mistrzostwa świata, czyli szansa, by wykonać coś ekstra. To coś ekstra stało się jego zgubą, skok inny niż zwykle znaczył tyle, co nieudany.

Żyła nie chce tego powtórzyć, tak jak jego koledzy. Wszyscy poza najlepszym na normalnej skoczni Janem Ziobrą, który przed konkursem na dużym obiekcie przegrał wewnętrzną rywalizację w drużynie. Łukasz Kruczek przywiózł do Falun szóstkę zawodników. W konkursie na dużej skoczni dzięki temu, że Stoch broni tytułu z Val di Fiemme, może wystartować aż pięciu. Trzeba było zatem wyłączyć z gry jednego. Na skoczni normalnej z kadry wypadli Dawid Kubacki i Aleksander Zniszczoł, a Jan Ziobro zajął ósme miejsce i był jedną z rewelacji konkursu.

Co to znaczyło dla rywalizacji o prawo startu na dużej skoczni? Absolutnie nic. To była nowa, czysta karta. Po pierwszych treningach, niezbyt udanych dla Ziobry, Kruczek uznał, że z rywalizacji odpadnie on lub Zniszczoł. Dał im skoczyć po sześć razy, zsumował noty i okazało się, iż ten, który najlepiej wypadł w sobotę, tym razem był o 21 pkt gorszy od 20-letniego kolegi. - Sport bywa brutalny, ale pouczający - skomentował trener, sugerując, że decyzja była tyleż konieczna, co nieprzyjemna.

Ziobro był wzburzony. Powiedział nawet, że to jego ostatni start w Falun, choć nie dodał jasno, iż rezygnuje z konkursu drużynowego (sobota). - Gdybym był trenerem, to pewnie sam bym siebie wystawił - stwierdził, życząc jednak kolegom jak najlepszych wyników. Dodał, że po mistrzostwach ogłosi coś, co w nim dojrzewało od dawna. Przy czym nie chodzi o rezygnację ze skoków.

Rozterki przeżywali też inni. Stoch był siódmy, potem 20. i wreszcie 15., co mogłoby wskazywać, że pojawiły się jakieś kłopoty. W poniedziałek polski mistrz schodził z dużej skoczni zachwycony. Mówił, że mu ona pasuje znacznie bardziej niż normalna. A ponieważ lot na niej jest dużo dłuższy, można się dobrze bawić i wspaniale skakać. We wtorek było już gorzej. Wczoraj Stoch tłumaczył, że to związane było z cięższym treningiem, przeprowadzonym po to, aby w czwartek w konkursie nogi miały pełną moc.

Najlepiej wypadł Żyła. Pierwszą serię treningową wygrał najdłuższym lotem dnia - 134,5 m (rekord skoczni wynosi 135) - choć przy lądowaniu skok podparł. - Gdyby to był konkurs, wylądowałbym bez problemu - przekonywał. W drugiej serii miał siódmy wynik, z trzeciej został zwolniony przez trenera. Co to oznacza? Aż strach wyrokować. Żyła to nie Stoch, który na zawodach przypomina człowieka z żelaza. 28-latek z Wisły słynie z niestabilności formy. "Usidliła" go ona na normalnej skoczni, może na dużej los będzie łaskawszy?

Oczywiście największe emocje związane są ze startem Stocha, który ma wziąć rewanż za 17. miejsce na normalnej skoczni. Kiedy wrócił po kontuzji na Turniej Czterech Skoczni, stwierdził, że szczyt formy szykuje na MŚ w Falun. Dziś mówi, że traktuje je z marszu, jak każde kolejne zawody. Oczywiście przebija przez te słowa metoda streszczona w słowach "normalnie wystarczy". Bez napalania się, wykonywania zbędnych ruchów, poszukiwania nowych pomysłów. Mistrz z Soczi chce skakać swobodnie i daleko. Tylko wtedy rywale będą oglądali jego plecy. Choć łatwiej byłoby to sobie wyobrazić, gdyby oglądali je już podczas treningów. W kwalifikacjach, które wygrał Niemiec Richard Freitag (129 m), najlepiej spisał się Murańka (125,5 m), który zajął czwarte miejsce ex aequo z Austriakiem Manuelem Poppingerem. Żyła był ósmy (122 m), Kubacki 21. (117 m), Aleksander Zniszczoł 22. (116,5 m). Stoch ze skanania zrezygnował, bo występu w konkursie i tak był pewien.

Zobacz wideo
Czy Stoch poprawi się na dużej skoczni?
Więcej o:
Copyright © Agora SA