MŚ w Falun. Turcja patrzy i planuje

Trenując z nim, medale igrzyskach olimpijskich i mistrzostw świata zdobywali Matti Hautamaeki i Noriaki Kasai. Później nauczył skakać Emmanuela Chedala, a teraz podjął się jeszcze trudniejszej misji. W Turcji dostał dwa lata na stworzenie zawodnika, którego bez wstydu będzie można wystawiać na wielkich imprezach. W pół roku z Sameta Karty zrobił pierwszego tureckiego zwycięzcę zawodów rangi FIS i choć na MŚ w Falun jeszcze go nie pokaże, to pewnie wkrótce pojawi się z nim w Pucharze Świata.

Pekka Niemela, czyli skoczek bez sukcesów, poważną karierę trenerską zaczął jako klubowy szkoleniowiec m.in. Hautamaekiego. Prowadził go od 1997 roku i zrobił z 16-latka kogoś, kto później indywidualnie wywalczył brąz igrzysk w Salt Lake City w 2002 roku, a w następnych latach srebro igrzysk w Turynie (2006), srebro MŚ (2003) i 16 zwycięstw w Pucharze Świata. To u niego pierwsze sukcesy - złoto MŚ juniorów indywidualnie i w drużynie - odniósł inny ze zwycięzców (trzykrotny) w PŚ, Janne Happonen. Ale że wówczas fińską kadrę A prowadził wielki Mika Kojonkoski, Niemela, chcąc się rozwijać, wyjechał z kraju. W Japonii, do której zawitał w 2002 roku, pod jego okiem odżył Noriaki Kasai. W Val di Fiemme w 2003 roku był jedynym obok Adama Małysza zawodnikiem, który zdobył medale w obu indywidualnych konkursach MŚ (Polak dwa złota, Japończyk dwa brązy). I nagle, po czterech latach spędzonych w Azji, Fin po raz pierwszy rzucił się na naprawdę głęboką wodę.

Rewolucja francuska

Po sezonie, w którym francuscy skoczkowie w Pucharze Świata wspólnymi siłami uciułali 27 punktów, tamtejsza federacja zastanawiała się nad zaprzestaniem finansowania dyscypliny, która nie przynosiła żadnych sukcesów. Niemelę potraktowano jako ostatnią deskę ratunku. Fin zawodników od nowa uczył techniki, stał się ich psychologiem i kumplem, który organizował wspólne wakacyjne wypady. Był nauczycielem życia, dbał o wszystko i wierzył w pozornie niemożliwe. Na wypadek zainteresowania mediów po sukcesach, które miały przyjść, załatwił zawodnikom kurs zachowania się przed kamerą.

W mikołajkowy wieczór 2009 roku kamery pokazały Emmanuela Chedala stojącego na podium w Lillehammer. W tamtym konkursie Pucharu Świata Francuza wyprzedzili tylko Simon Ammann i Harri Olli. Tym jednym występem Chedal zdobył 60 punktów. Przed przyjściem Niemeli w całym sezonie "wyskakał" ich dziewięć.

Postęp, jaki pod wodzą Fina zrobili trójkolorowi, najlepiej opisać liczbami. W trzecim i czwartym sezonie jego pracy zespół zdobywał ponad 500 punktów do klasyfikacji Pucharu Narodów, Chedal kończył je w drugiej dziesiątce (na miejscach 17. i 15.), a skoczkiem trzeciej dziesiątki potrafił być David Lazzaroni, który w pojedynczych startach plasował się nawet w pierwszej dziesiątce.

Wreszcie, po sezonie 2009/2010, Niemela dostał propozycję z domu. Fińskiej kadrze nie odmówił, ale nie zdołał wyprowadzić jej z ogromnego kryzysu, w którym tkwi od lat. Tamtejsze media wiele pisały o jego konfliktach z działaczami i Harrim Olim. W końcu - po poprzednim olimpijskim sezonie - ogłosił, że potrzebuje długiej przerwy.

Biała plama

Była raczej krótka, bo już w lipcu okazało się, że Niemela wraca do tego, w czym się realizował. Tylko teraz wybiera wyzwanie jeszcze większe.

Turecka Federacja Narciarska, która nie była zadowolona z trwającej trzy lata współpracy z Vasją Bajcem (Słoweniec do największych sukcesów w karierze poprowadził kiedyś Czecha Jakuba Jandę), podpisanie kontraktu z Finem ogłosiła 16 lipca. Dzień wcześniej w wyniku osunięcia się ziemi rozpadł się zbudowany kosztem 20 mln euro kompleks skoczni w Erzurum, który gościł już m.in. Uniwersjadę i MŚ juniorów. - Za sobą i przed sobą mam białą plamę. Tutejszy rząd chce zrealizować nowy program rozwoju skoków, zgodnie z umową jestem trenerem głównym kadry A, ale do moich obowiązków będzie należeć także działanie na rzecz rozwoju dyscypliny, opracowywanie programów treningowych również dla juniorów oraz wprowadzenie zawodników na areny międzynarodowe - tłumaczył Niemela.

Kilka treningów z zawodnikami zdążył przeprowadzić przed podpisaniem umowy, stąd wiedział, że dwa lata, jakie dostał na pościg za światem, powinny być wystarczająco długim czasem. - Cudu nie obiecuję, przez pierwsze dwa lata nikt nie da gwarancji, że zaczniemy wygrywać. Ale po inauguracyjnych treningach widzę, że jest w Turcji kilku skoczków z dużym potencjałem, to dobrze rokuje i za dwa lata możemy pokazać się w Pucharze Świata - tłumaczył.

W piątek, gdy w Falun elita będzie skakać w kwalifikacjach do konkursu na skoczni normalnej MŚ, Niemela w Iron Mountain pośle do boju o pierwsze w karierze punkty Pucharu Kontynentalnego Sameta Kartę. 15 lutego 22-latek wygrał w amerykańskim Brattleboro konkurs serii FIS Cup (nieźle spisali się też jego koledzy - Ayberk Demir zajął 12. miejsce, Muhammet Irfan Cintimar był 14., a Faith Arda Ipcioglu - 21.). W klasyfikacji generalnej tych trzecioligowych zmagań Karta zajmuje 15. miejsce, przez cały sezon spisuje się więcej niż przyzwoicie. Jest lepszy od takich zawodników jak znani z PŚ, a tej zimy również regularnie startujący w FIS Cupach Lukas Mueller, Mitja Meznar, Rok Urbanc, Pascal Bodmer czy Pascal Egloff. Mający nastąpić teraz start w Iron Mountain jest dla Turka ważny, bo bez punktów Pucharu Kontynentalnego nie ma prawa stanąć na starcie kwalifikacji konkursu Pucharu Świata. A takich punktów nigdy dotąd nie zdobył.

Pracują w dzień i w nocy

- W Brattleboro zobaczyliśmy, co się dzieje, gdy zdolny sportowiec jest we właściwych rękach. Dziękuję i jestem dumny. Wierzę, że dojdziemy do większych sukcesów - mówi prezes Tureckiej Federacji Narciarskiej Erol Yarar.

Do Falun szef tureckiego narciarstwa skoczków nie wysłał, choć taki Peter Kelemen z Węgier, który w Szwecji startuje, od Karty lepszy na pewno nie jest. Ale Yarar mimo entuzjazmu, jaki wywołało w nim niedawne zwycięstwo podopiecznego, chce działać spokojnie. Teraz najważniejsza jest dla niego odbudowa skoczni w Erzurum. Bo tam - na obiektach K 125 i K 95 - Niemela ćwiczył z zawodnikami starszymi, a na K 65, K 40 i K 20 uczył skoków dzieci zrzeszone w szkółce mającej promować skoki wśród najmłodszych. - Cieszy mnie, że nad odbudową kompleksu Turcy pracują i w dzień, i w nocy, bo z działaczami i politykami jesteśmy zgodni, że baza jest dla nas najważniejsza - mówi Niemela.

On sam też pracuje trybem niemal całodobowym, bo - jak mówi - marzeniem i celem jest wyjazd na igrzyska olimpijskie w Pjongczang w 2018 roku. - Zdążyłem się już przekonać, że marzenia się spełniają, jeśli nad ich realizacją pracuje się wystarczająco mocno - kończy Fin.

śliczna Miss Podhala w kadrze na Falun [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.