Turniej Czterech Skoczni. Szturc: Zniszczoł poradził sobie jak Małysz

Aleksander Zniszczoł skoczył w kwalifikacjach w Bischofshofen 120 metrów, mimo że omal nie upadł, ruszając z belki startowej. - Nie wyratowałby się, gdyby nie był w formie - twierdzi jego klubowy trener Jan Szturc. Szkoleniowiec, który odkrył talenty Adama Małysza i Piotra Żyły, twierdzi, że z taką klasą z takich opresji wychodził dotąd tylko Małysz. W wtorek w Bischofshofen ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Relacja na żywo w Sport.pl od godz. 16.30.

W Innsbrucku Zniszczoł po raz pierwszy w trwającym Turnieju Czterech Skoczni awansował do drugiej serii i zdobył punkty Pucharu Świata. W Bischofshofen miał 16. wynik drugiego treningu. Wszystko wskazywało więc na to, że spokojnie wywalczy kwalifikację do konkursu.

Kraft w nagrodę

Ostatecznie bilet do zawodów zdobył z najniższą notą ze wszystkich zakwalifikowanych. Ale to i tak świetny wynik, biorąc pod uwagę to, co stało się, jeszcze zanim nasz 20-latek wybił się z progu skoczni im. Paula Ausserleitnera. Po zahaczeniu butem o belkę startową Zniszczoł od najazdu odepchnął się ręką i nogą, cudem ratując się przed upadkiem. Błyskawicznie przyjął pozycję i - choć na progu uzyskał najgorszą prędkość ze wszystkich skoczków, którzy wystartują w zawodach - doleciał do 120. metra.

Przez zajęcie dopiero 49. miejsca (na 50. został sklasyfikowany Simon Ammann, który zrezygnował ze startu w kwalifikacjach, ale występ w konkursie ma zapewniony jako zawodnik czołowej "dziesiątki" Pucharu Świata) Zniszczoł w parze KO zmierzy się z liderem i faworytem turnieju Stefanem Kraftem.

- Z Austriakiem przegra, ale może awansować do drugiej rundy jako "szczęśliwy przegrany" - mówi Szturc. Trener współpracujący z kadrą wierzy, że Zniszczoła będzie stać na oddanie skoku, który da mu miejsce w gronie pięciu najlepszych przegranych z 25 konkursowych par. - Na pewno Olek by się nie wyratował, gdyby nie był w formie. Widać, że skacze dobrze, że w tej austriackiej części imprezy jest dużo pewniejszy i mocniejszy niż w niemieckich konkursach. Za to, że wybrnął z tak dziwnej sytuacji, należą mu się słowa uznania - mówi Szturc.

Małysz wypadł z torów

Doświadczony trener widział w skokach wiele równie dziwnych sytuacji, jak ta ze Zniszczołem w roli głównej. Pamięta, jak z belki startowej w Zakopanem spadł kiedyś Wolfgang Loitzl i jak w Sapporo zsunął się z niej Daiki Ito. Przypomina też, że w niedzielę w Innsbrucku przy starcie z belki lekko "przytrzymało" Michaela Neumayera. - Każdy z nich najadł się strachu, ale żaden nie poradził sobie tak dobrze jak Olek. W pamięci mam tylko jednego skoczka, który równie skutecznie potrafił wychodzić z wielkich opresji. Był nim Adam - mówi trener.

Bodaj najdziwniejsza sytuacja z Małyszem w roli poszkodowanego miała miejsce w grudniu 2003 roku. Po dwóch drugich miejscach w Kuusamo nasz mistrz pojechał do Trondheim jako lider Pucharu Świata. I obronił pozycję, choć w pierwszej serii jedynego rozegranego konkursu skoczył w goglach, w których pękła gumka. Okulary zsunęły się na twarz Małysza, kiedy leciał, a spadły na zeskok tuż po tym, jak wylądował. Prawie na ślepo Polak uzyskał 123 m i był 14. W drugiej serii poprawił się, awansując na dziewiąte miejsce. - Podczas dojazdu do progu nie było jeszcze źle, ale w locie gogle zsunęły się i mało co widziałem. Z trudem wylądowałem. Chwilę potem gogle spadły na śnieg. Wcześniej trzymał je pęd powietrza. Dobrze, że nie stało mi się to na progu, bo chyba wywinąłbym salto - mówił wtedy Małysz. - Wiele razy wspominaliśmy z Adamem tę sytuację i on sam dziwił się, jak udało mu się, niewiele widząc, dolecieć tak daleko - opowiada Szturc. - Ale pamiętam jeszcze lepszą historię, też z nim związaną - dodaje. - Na jeszcze starej skoczni w Wiśle-Malince Adam ruszył kiedyś z belki i praktycznie od razu wypadł z torów, jechał obok nich, cały czas walcząc, żeby nie upaść. Tory były płytkie, przez pogodę nie dało się ich porządnie przygotować - mówi Szturc. - To były zawody "Adam Małysz zaprasza", bodajże w 1996 roku. I Adam je wygrał, mimo że była tylko jedna seria, właśnie ta, w której miał wielki problem z dojazdem do progu. Ale on z takich kłopotów wyciągnął 110 metrów i wyprzedził Jakuba Jandę, który skoczył, jeśli dobrze pamiętam, 109 m - dodaje trener.

Fettner lepszy

Z przygodami Małysza i Zniszczoła zestawić można chyba tylko to, co na MŚ w Val di Fiemme w 2013 roku zrobił Manuel Fettner. W konkursie drużynowym Austriak uratował się przed upadkiem, mimo że po lądowaniu stracił jedną z nart.

 

- Dla Olka wielkie brawa, na razie nie ma jeszcze wielkich sukcesów, więc to z tym skokiem będzie na świecie kojarzony. Bardzo dobrze, że nie zjechał do progu na brzuchu, bo ciągnąc za sobą narty, mógłby się nabawić poważnej kontuzji. Ale to, co się stało, musi też być dla niego nauczką. Bo jednak on popełnił błąd, to nie był tylko pech - mówi Szturc. - Wsuwanie butów i nart jak najgłębiej pod belkę widzimy u skoczków często. Oni chcą wziąć jak największy rozpęd, zyskać na szybkości ile tylko się da. Można tak robić, ale najpierw belkę trzeba wybadać, bo czasem ona bywa odrobinę niższa i - jak Olek - można górą buta o nią zaczepić - kończy trener.

***

We wtorek o 16.30 rozpocznie się ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen. Relacja na żywo w Sport.pl.

Na czele klasyfikacji generalnej jest dwóch Austriaków - Stefan Kraft - 835,4 pkt i Michael Hayboeck - 812,3. Trzeci jest Słoweniec Peter Prevc - 806. Najwyżej sklasyfikowanym Polakiem jest Kamil Stoch, który jest 8.

Pary Polaków w systemie KO w Bischofshofen:

Dmitrij Wasiljew (Rosja) - Dawid Kubacki

Marinus Kraus (Niemcy) - Kamil Stoch

Ilmir Hazetdinow (Rosja) - Piotr Żyła

Bartłomiej Kłusek - Anders Jacobsen (Norwegia)

Aleksander Zniszczoł - Stefan Kraft (Austria)

Czy rozpoznasz twarze skoczków narciarskich? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.