Skoki narciarskie jak jazda na rowerze? Dlaczego Stoch po kontuzji tak dobrze skacze

Jakim cudem zawodnik po operacji stawu skokowego i po miesięcznej przerwie wraca na rozbieg, leci najlepiej w serii, najlepiej w Oberstdorfie w karierze, i ociera się o podium? W środę kwalifikacje drugiego konkursu turnieju Czterech Skoczni w Garmisch-Partenkirchen. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE od 14.

- Wie pan, skoki przypominają trochę jazdę na rowerze. Nawet po latach niejeżdżenia wsiada się i się jedzie - mówił już w Ga-Pa trener Zbigniew Klimowski, asystent Łukasza Kruczka, pierwszy szkoleniowiec Kamila Stocha.

Jego wychowanek w poniedziałek w Oberstdorfie, w pierwszym konkursie TCS, w drugiej serii odpalił atomówkę, oddał najlepszy skok i przesunął się z 12. miejsca na 4. Do podium, które zajęli Stefan Kraft, Michael Hayböck i Peter Prevc, zabrakło mu niecałych 10 pkt (strata do lidera wynosi 17 pkt).

Fenomen polega na tym, że prawie cztery tygodnie temu, gdy jego koledzy wyjeżdżali na pucharowe konkursy do Lillehammer, Stoch kładł się na stół operacyjny w Zakopanem u doktora Aleksandra Winiarskiego, gotowy do zabiegu wycięcia wyrośli chrzęstno-kostnej. W sumie miał znacznie ponad miesiąc przerwy od skakania, w tym półtora tygodnia całkowitego nicnierobienia.

Wczoraj w hotelu Mercure w Ga--Pa, gdzie mieszka kilka ekip, w tym polska, Kamil podszedł do sprawy naprawdę niezwykłego powrotu z właściwym sobie dystansem. - Nie nauczyłem się skoków wczoraj. Ciężko pracowałem w czasie, kiedy trzeba było to robić, czyli latem i jesienią. Po prostu cieszę się, że znów mogę skakać - powiedział, od czasu do czasu zerkając na lewą stopę, na której widać było pięciocentymetrową bliznę po operacji.

- Takie historie się zdarzają. Podobnie było z Simonem Ammannem w Salt Lake City. Józef Łuszczek też nie mógł porządnie trenować przed mistrzostwami świata w Lahti w 1978 r., gdzie zdobył złoto w biegu na 15 km - stwierdził trener Klimowski.

Zdarzają się, wiemy, ale dlaczego się zdarzają?

Przypadek Ammanna jest rzeczywiście fascynujący, choć trzeba pamiętać, że Szwajcar nie był w 2002 r. skoczkiem wybitnym, lecz co najwyżej ponadprzeciętnym i nie przeszedł wtedy, po swoim upadku w Willingen przed złotymi igrzyskami w USA, żadnej operacji. Lepiej wyobraźmy sobie Usaina Bolta, który po operacji i miesięcznej przerwie wraca na bieżnię i na mityngu Diamentowej Ligi w pierwszym starcie biegnie 9,65 s na setkę. Albo że miejsce w ścisłej czołówce zajmuje Marit Bjorgen po takiej samej przygodzie. W jedno i drugie ciężko uwierzyć. - Wytrzymałości nie da się oszukać - przyznaje Andrzej Pokrywka, dyrektor warszawskiego Instytutu Sportu. - Natomiast w konkurencjach technicznych taka szansa jest.

Według Piotra Żmijewskiego, redaktora naczelnego pisma "Biology of Sports", skoki są idealną dyscypliną do takich imponujących powrotów. Ze względu na swój charakter: ultrakrótki czas wysiłku, mierzony w sekundach, wielkie znaczenie czucia tzw. proprioreceptywnego, czyli po prostu czucia przez zawodnika powietrza, progu, wyczucia przez niego prawidłowej pozycji dojazdowej czy pozycji w locie itp. Oraz tego, że sezon jest rozciągnięty w czasie i trzeba długo zachować formę.

- Zawodnicy często przecież planują i stosują odświeżanie. Przerywają starty w trakcie sezonu, chowają się w swoich ulubionych miejscach i tam trenują ze zmniejszoną intensywnością, doskonaląc technikę. A potem wracają odświeżeni. Kamilowi to wszystko zdarzyło się teraz przez przypadek. Mocno się przygotowywał do sezonu, efekty pracy się nagromadziły, potem była przymusowa przerwa, taka, którą rywale planują na inny okres sezonu - mówi Żmijewski.

Przez cały rok zawodnik oddaje około 750-900 skoków, przy czym większość właśnie w okresie przygotowawczym, czyli tym, który Kamil przepracował od początku do końca. - Do tego dochodzi skumulowanie się lat skoków. Właśnie to powoduje wdrukowanie się modelu skoku, który nie znika podczas miesięcznej przerwy. Tak jak u wybitnego zawodnika cechy motoryczne: szybkość czy siła, nie zmniejszają się szybko - mówi Żmijewski. Od 2005 r., kiedy Stoch startuje w Pucharze Świata, oddał zapewne ok. 8 tys. skoków.

Jedyna wątpliwość jest następująca: zawodnika "odświeża się" na najważniejszą imprezę sezonu, którą w tym roku są mistrzostwa świata w Falun. Odświeżenie jest zagrywką z organizmem i - jak każde odświeżenie - nie może trwać wiecznie. Druga świeżość nie istnieje - napisał to już Michaił Bułchakow w "Mistrzu i Małgorzacie". Zaś Turniej Czterech Skoczni jest najbardziej wyczerpującą, najbardziej intensywną częścią Pucharu Świata. Skacze się już teraz - po przymusowym opóźnieniu konkursu w Oberstdorfie - w systemie dwa dni skakania, dzień przerwy, a na koniec po prostu bez przerwy (Ga-Pa jutro, Innsbruck 3-4.01, Bischofshofen 5-6.01). - Być może w dalszej części sezonu widać będzie u Stocha obniżenie wyników maksymalnych, ale wcale nie tak szybko i wcale nie na pewno - mówi Żmijewski.

Normalnie odświeżania, z angielska "tapering", używa się w dyscyplinach, które mają jedną imprezę główną w sezonie, najwyżej dwie. Tymczasem Stoch, obecnie 30. zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, zapewnia, że Turniej Czterech Skoczni nie jest dla niego najważniejszy. Nie jest nawet w trójce najważniejszych konkursów sezonu. Jako najważniejsze Polak wymienia dwa konkursy indywidualne w mistrzostwach świata w Falun - przed nimi będzie próba przeprowadzenia drugiego okresu odświeżenia - oraz dwa styczniowe w Zakopanem (16-18.01), rzut kamieniem od rodzinnego Zębu. I konkurs w Wiśle (15.01). Rozmawiając ze Stochem, czuje się, że po świetnym wyniku w Oberstdorfie nie chce obiecywać więcej, bo to spotęgowałoby niepotrzebnie presję.

Klimowski mówi: - Przecież on i tak musi wejść w sezon. Jeśli skoki będą dobre, to fajnie. Jeśli nie będą dobre, też nie będzie tragedii. Będzie korzyść, że już skacze. I on się z tego cieszy.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA