Turniej Czterech Skoczni. Ammann sfrustrowany, rodacy mu nie pomagają

- Jestem sfrustrowany i potrzebuję czasu, żeby sobie z tym poradzić - mówi Simon Ammann. Poczwórny mistrz olimpijski przez upadek w Oberstdorfie stracił szansę na wygranie 63. Turnieju Czterech Skoczni. Pech? "Lądowanie to pięta achillesowa Ammanna" - piszą szwajcarskie media, współczując swemu rodakowi, ale jednocześnie rzeczowo analizując to, co wydarzyło się w poniedziałek na Schattenbergschanze. W środę kwalifikacje w Garmisch-Partenkirchen. Relacja na żywo w Sport.pl od godz. 14.

33-letni Ammann dwie edycje Turnieju Czterech Skoczni ukończył na drugiej i dwie na trzeciej pozycji. Nie wygrał żadnej i właśnie triumfu w tej imprezie brakuje mu do szczęścia. Gdyby 6 stycznia odebrał w Bischofshofen nagrodę dla zwycięzcy TCS, mógłby skończyć karierę jako zawodnik, który wygrał absolutnie wszystko, co w skokach najważniejsze. Po tym, jak w 2002 roku sensacyjnie zdobył dwa złote medale na igrzyskach w Salt Lake City, w kolejnych latach dorzucił jeszcze dwa kolejne olimpijskie złota, złoto, srebro i dwa brązy mistrzostw świata oraz tytuł mistrza globu w lotach narciarskich i Kryształową Kulę za wygranie klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Nie było 95 proc.

Na rozpoczęty właśnie TCS Szwajcar przyjechał w wysokiej formie. W siedmiu startach poprzedzających zawody w Oberstdorfie tylko raz nie zmieścił się w czołowej "10", trzy razy stanął na podium, dwa konkursy wygrał. Nic dziwnego, że bukmacherzy widzieli w nim jednego z głównych faworytów niemiecko-austriackich zawodów. Wystarczył jednak jeden skok, by kibicom chętnym postawić na końcowy triumf Ammanna proponowali nie pięcio-, a 400-krotne przebicie (kursy za firmą Fortuna).

W pierwszej serii poniedziałkowych zawodów Szwajcar nie ustał skoku na odległość 133 metrów, przez co nie awansował do rundy finałowej i ma taką stratę do najlepszych (ponad 180 punktów do prowadzącego Stefana Krafta), jakiej odrobić nie zdołałby nawet, gdyby zaczął wszystkim odlatywać jak podczas igrzysk w Vancouver, w 2010 roku.

Rozczarowane media ze Szwajcarii ubolewają nad tym, że Ammann nie awansował do drugiej serii dzięki regule 95 procent. Ta mówi, że zawodnik, który upadnie, ale osiągnie 95 proc. najlepszej odległości, serii ma prawo wystartować w finale. 133 m Ammanna to teoretycznie wynik wystarczająco dobry w zestawieniu ze 139,5 m, jakie osiągnął najlepszy w pierwszej serii Peter Prevc. Tyle że - jak wyjaśnia szef Pucharu Świata Walter Hofer - uwzględnić trzeba również siłę wiatru, z jaką obaj skakali. Słoweńcowi za podmuchy w plecy dodano do noty 1,4 pkt, a Szwajcarowi za minimalny wiatr pod narty odjęto 0,5 pkt. Różnica w rekompensatach obu zawodników wyniosła 1,9 pkt, a 1,8 pkt to wartość, jaką skoczek dostaje za każdy metr powyżej punktu K. W sumie więc właśnie tego metra zabrakło Ammannowi do awansu do drugiej serii.

- To denerwujące, że przepisy są tak skomplikowane, ale nie trudno zauważyć, że nawet gdybym skakał w drugiej serii, to i tak nie awansowałbym zbyt wysoko - komentuje Ammann.

Wielki mistrz ma rację, choć z drugiej strony w Ga-Pa mimo wszystko startowałoby mu się łatwiej, gdyby od Krafta dzieliło go 40 czy nawet 50, a nie 180 punktów.

Nie czaruje telemarkiem

Szwajcarski portal Bluewin, szukając nowego celu dla Ammanna na ten, przegrany już przez niego TCS, wskazuje, że 23-krotny zwycięzca konkursów PŚ ani jednej wygranej nie zanotował w Austrii. - Triumf w Innsbrucku czy Bischofshofen mógłby mnie trochę pocieszyć - przyznaje Ammann

W opinii serwisu zwycięstw "Simi" miałby w dorobku więcej, gdyby lepiej lądował. "Od Salt Lake City radzi sobie ze wszystkimi zmianami w przepisach i sprzęcie, jakie wprowadza FIS. Jest wyjątkowym skoczkiem, ale nigdy nie był specjalistą od telemarku. Po dalekim skoku, lądując na wypłaszczeniu, nawet nie próbuje go wykonać, podczas gdy wielu rywali potrafi go wyczarować, nawet w świeżym śniegu" - zauważają Szwajcarzy.

Właśnie świeży, gęsty śnieg pogrzebał szanse Ammanna w Oberstdorfie Jego rodacy zauważają, że nie tylko tam. Przypominają, że przed rokiem w Lillehammer mistrz nie ustał dwóch, niemal identycznych skoków, obu na 129,5 m - pierwszego w kwalifikacjach i drugiego, w pierwszej serii konkursu. "- Przez trzy lub cztery dni nie będzie mógł się golić - stwierdził wówczas Martin Kuenzle, na widok siniaka na brodzie swojego zawodnika" - przypominają. Wtedy do śmiechu było też samemu Ammannowi, który w rozmowie z dziennikarzami żartował, że za drugim razem prawie zdążył się zaśmiać, zanim znowu znalazł się na ziemi. Teraz żartów nie ma, bo nie chodzi o zwykły konkurs PŚ, tylko o coś zdecydowanie większego.

"Może Ammann za bardzo zaryzykował, może w tych warunkach powinien trochę się wycofać, nie walczyć aż tak o odległość" - zastanawia się Bluewin. Ammann i Kuenzle pewnie doszli do podobnych wniosków, tylko co z tego?

Na upadkach też zyskiwał

Ciekawe, jak wielki skoczek i jego trener reagują, kiedy rodacy przypominają im, jak to oni korzystali na czyimś pechu. "Na mistrzostwach świata w Libercu, w 2009 roku, Simon niespodziewanie zdobył brąz na skoczni normalnej. Po pierwszej serii był szósty, w drugiej się poprawił, ale sam myślał, że lądowanie na 99,5 nie wystarczy na medal. Byłby czwarty, gdyby po skoku na 101,5 m nie upadł Thomas Morgenstern" - przypomina Bluewin.

My przypominamy konkurs chyba jeszcze ważniejszy: 2002 rok, Salt Lake City, też skocznia normalna. W pierwszej serii najdalej skacze Adam Małysz, ale ledwo ratuje się przed upadkiem, bo lądując wpada w dziurę, którą kilka minut wcześniej, upadając, nartami zrobił Noriaki Kasai. Ciekawe czy bez pecha Małysza i jego niskich not za styl Ammann wygrałby swój pierwszy wielki konkurs w życiu. Ciekawe, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby to Polak zdobył wtedy olimpijskie złoto.

Małysz swoją karierę skończył z czterema tytułami mistrza świata, czterema Kryształowymi Kulami, z wielkim, może nawet najwspanialszym zwycięstwem w Turnieju Czterech Skoczni w historii i z czterema medalami z igrzysk, ale w kolekcji imponujących sukcesów zabrakło mu złotego krążka właśnie z tej imprezy. Może Ammannowi po prostu ma brakować innego wielkiego osiągnięcia?

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.