- Nasi skoczkowie w końcu ujrzeli maleńkie światełko w tunelu. Na pewno to jeszcze nie ta forma, na jaką każdy z nich pracuje, ale już jest jednak trochę lepiej niż w Klingenthal i Kuusamo - mówi Szturc po konkursach w Lillehammer.
W sobotę punkty zdobyło trzech Polaków, co jest najlepszym wynikiem naszej reprezentacji w tym sezonie. 19. był Jan Ziobro, 21. Klemens Murańka, a 29. Aleksander Zniszczoł. W niedzielę najlepiej z podopiecznych Łukasza Kruczka wypadł Piotr Żyła, plasując się na 15. pozycji. Poza tym drugi raz zapunktował Zniszczoł, który był 28.
- Konkursy były szalone, wiatry trudne, zmienne, stąd trochę loterii [w sobotę do drugiej serii nie awansował lider PŚ Simon Ammann]. Ale nasi jakoś się na niej odnaleźli - podsumowuje trener.
Szturc szczególnie zadowolony jest z niedzielnego skoku Żyły. - Trzeba zaznaczyć, że wyjście z progu było bardzo dobre. Gdyby nie szwankowała u niego druga faza lotu, to jeszcze kilka metrów by odleciał. Ale Piotrek wciąż ma nad czym pracować - opowiada klubowy szkoleniowiec najlepszego obecnie z naszych skoczków.
Szturc chwali też Ziobrę. - Janek w sobotę oddał bardzo dobry skok w pierwszej serii [był po niej ósmy] i choć w drugiej już tak dobrze nie wypadł [spadł na 19. miejsce], to spokojnie zapunktował, a to może być przełom. W niedzielę miał pecha, jechał w grupie, która trafiła na złe warunki, i dlatego nie zapunktował, choć zabrakło mu bardzo niewiele [jednego miejsca i 0,2 pkt] - mówi.
Odkrywca talentu Adama Małysza i wujek naszego legendarnego skoczka przyznaje, że jemu - jak pewnie wszystkim kibicom - trudno ogląda się skoki, gdy w najściślejszej czołówce nie ma ani jednego Polaka. - Przez lata przyzwyczailiśmy się, że jak nie Adam, to Kamil walczy o zwycięstwa i miejsca na podium. Teraz lidera nam brakuje, ale musimy ten czas przetrwać - mówi. - Za tydzień w Rosji [PŚ po raz pierwszy w historii odbędzie się w Niżnym Tagile] pewnie też żaden z Polaków nie wskoczy na podium, ale myślę, że zobaczymy kolejny postęp u naszych zawodników. Po treningach w Zakopanem do kadry wróci pewnie Maciek Kot, co powinno być wzmocnieniem. Cała grupa na Wielkiej Krokwi w tygodniu odbędzie jeszcze dwa albo trzy treningi i na następne zawody chłopaki ruszą bardziej ustabilizowani niż w tej chwili - dodaje Szturc.
Według szkoleniowca nasi skoczkowie niezłe skoki przeplatają ze słabymi, bo jeszcze brakuje im pewności siebie. - Widać to na progu, tam mają duże rezerwy, nie wychodzą tak aktywnie, jak potrafią - tłumaczy. - Ale po Lillehammer trochę nastroje im się na pewno poprawiły, oby tylko w tygodniu dopisała pogoda, to po treningach na Wielkiej Krokwi Łukasz Kruczek zabierze na następne zawody już pewnie całą "siódemkę", jaką mamy prawo w Pucharze Świata wystawiać - kończy Szturc.