Skoki narciarskie. Zniszczoł jak Ingebrigtsen? Szturc: Niech będzie jak Małysz

- Będę walczył o medal - mówi Aleksander Zniszczoł przed indywidualnym konkursem (czwartek, godz. 18) skoków narciarskich na MŚ juniorów w Libercu. - Jako wicemistrz sprzed roku Olek należy do grona faworytów, ale jest ono tak liczne, jak chyba nigdy wcześniej - ocenia trener Zniszczoła, Jan Szturc. W Czechach wystartują m.in. Andreas Wellinger i Stefan Kraft, którzy niedawno stawali na podium zawodów Pucharu Świata, a także Jaka Hvala, Karl Geiger i Reruhi Shimizu, którzy w bieżącym sezonie wskakiwali już do pierwszych ?dziesiątek? PŚ.

Tego nie obejrzysz w TV! Ściągnij aplikację Sport.pl LIVE na Androida i śledź naszą relację na żywo!

1 marca 1995 roku w szwedzkim Gaellivare Tommy Ingebrigtsen został mistrzem świata juniorów, a 18 dni później zdobył złoto wśród seniorów, odlatując Andreasowi Goldbergerowi i Jensowi Weissflogowi na skoczni dużej w Thunder Bay. Norweg dokonał w ten sposób czegoś, czym nie może się pochwalić nikt inny.

- Zdobyć w jednym roku złote medale mistrzostw świata juniorów i seniorów to naprawdę niesamowita sprawa. Wiadomo, jak trudno młodemu mistrzowi pokonać później największych asów Pucharu Świata, ale teraz jest to możliwe - ocenia Szturc.

Wujek i pierwszy trener Adama Małysza doskonale pamięta, że Ingebrigtsen przed największymi sukcesami w swojej karierze szczególnie nie błyszczał. Zanim Norweg zdobył złote medale, w Pucharze Świata punktował tylko trzy razy, a jego życiowym wynikiem było ósme miejsce w Courchevel. Wellinger i Kraft w grudniu i styczniu stawali na podium konkursów PŚ, a Jaka Hvala, Karl Geiger i Reruhi Shimizu meldowali się w czołowych "dziesiątkach" poszczególnych zawodów. Zresztą, Zniszczoł też ma się czym pochwalić. 20 stycznia 2012 roku, debiutując w Pucharze Świata, zajął dziewiąte miejsce w Zakopanem, a przed rokiem, wspólnie z Hvalą, był drugi w juniorskich mistrzostwach rozegranych w tureckim Erzurum. Co prawda od tego czasu to Słoweniec zrobił większe postępy - w trwającej edycji Pucharu Świata zajmuje 15. miejsce (pięć razy wskakiwał do czołowej "dziesiątki" konkursów), a niedawno w Zakopanem, razem z kolegami wygrał konkurs drużynowy - ale ci, którzy znają naszego niespełna 19-latka, przekonują, że wcale nie jest gorszy od starszego o rok rywala i zarazem głównego faworyta.

- To prawda, że Olek punktował w tym sezonie PŚ tylko raz [był 23. w Zakopanem], że nie zachwyca, ale na pewno zacznie skakać dużo lepiej. Wierzę, że już od teraz. W Libercu stać go na świetny wynik. W środę na jednym z treningów był ósmy, a to nie jest skoczek treningowy, tylko konkursowy. On zawsze błyszczy w zawodach, bo na nie potrafi się świetnie zmobilizować, a przy tym jest niezwykle mocny psychicznie - przekonuje Szturc.

Na naszą młodzież - poza Zniszczołem szanse na dobry wynik mają też Klemens Murańka i Bartłomiej Kłusek - liczy również Apoloniusz Tajner.

- Ci chłopcy są w stanie zaskoczyć tak jak Hvala czy w pierwszej części sezonu Wellinger - zapewnia prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

- Na treningach ta trójka spisywała się coraz lepiej, stawiam, że w zawodach będą skakali jeszcze dalej. Olek powinien powalczyć o podium, Klimka też na to stać, ale pod warunkiem że wszystko mu elegancko wyjdzie. Niestety, co tu dużo gadać, ostatnio nie spisywał się najlepiej. To przez jego zdrowotne perypetie [przed sezonem Murańka stracił dwa miesiące z powodu problemów ze wzrokiem], teraz po prostu wychodzi brak odpowiedniej dawki treningów. Rok temu był rozczarowany szóstym miejscem, ale teraz, po problemach jakie miał i przy tak mocnej obsadzie, miejsce w szóstce będzie jego sukcesem - ocenia klubowy trener zawodnika Józef Jarząbek.

Szkoleniowiec Wisły Zakopane też podkreśla, jak świetni zawodnicy zjechali na juniorskie mistrzostwa, ale nie przypuszcza, by któryś z nich był w stanie zdobyć złoto zarówno teraz w Libercu, jak i za miesiąc w Val di Fiemme.

- Będzie o to trudno, bo między imprezami jest spora przerwa. A młodzi zawodnicy mają problem ze stabilnością - mówi Jarząbek.

Trudno odmówić mu racji, analizując formę Wellingera. Dziewiąty obecnie skoczek klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zadebiutował w nim w listopadzie i od razu zajął piąte miejsce w Lillehammer. Piąty był też tydzień później w Kuusamo, by w następne weekendy jeszcze poprawiać tę znakomitą pozycję, zajmując trzecie miejsce w Soczi i drugie w Engelbergu. Nic dziwnego, że po takich sukcesach Niemcy zaczęli widzieć w 17-latku czarnego konia Turnieju Czterech Skoczni. Niestety, po 10. miejscu w Oberstdorfie i dziewiątym w Garmisch-Partenkirchen, młody skoczek znacznie obniżył loty - w Innsbrucku był 21., w Bischofshofen - 19., a po krótkim odpoczynku w Zakopanem zajął 31. miejsce, po raz pierwszy w karierze nie zdobywając punktów PŚ.

- To typowe. Młodzi zawodnicy są chimeryczni, potrzebują czasu, by dojrzeć i ustabilizować formę. Wellinger potwierdza, że w grudniu chłopak dopiero zaczynający karierę może być w rewelacyjnej formie i walczyć o zwycięstwa z największymi mistrzami, a miesiąc później przegrywać ze swoimi rówieśnikami z innych krajów, którzy w światowej czołówce jeszcze nie byli - tłumaczy Tajner.

Możliwe, że Wellinger, który nie błyszczał na treningach w Libercu, wszystko, co najlepsze - przynajmniej w tym sezonie - ma już za sobą. Inaczej ma być z naszymi juniorami. - Oni od początku robią swoje. Nikt z nich nie myśli, by powtórzyć wyczyn Ingebrigtsena, a ja życzyłbym sobie, by Olek Zniszczoł zrobił to, czego w 1995 roku w cieniu Norwega dokonał Adam Małysz - mówi Szturc. - Wtedy Adam był 10. na mistrzostwach świata juniorów w Gaellivare, a później zajął 10. i 11. miejsce na seniorskich mistrzostwach w Thunder Bay. Po tych wynikach zaczął odnosić pierwsze, naprawdę duże sukcesy w Pucharze Świata, a jak potoczyła się jego kariera w kolejnych latach, dobrze wszyscy wiemy - kończy trener.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.