Turniej Czterech Skoczni. Jacobsen i Hilde mają siedmiomilowe buty

- Trudno nie zauważyć, że oni skaczą zaskakująco dobrze - mówi o Norwegach Gregor Schlierenzauer. Wicelider Turnieju Czterech Skoczni sugeruje, że prowadzący na półmetku imprezy Anders Jacobsen i zajmujący trzecie miejsce Tom Hilde świetną formę zawdzięczają nowym butom.

Śledź relację z konkursu w Innsbrucku w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Schlierenzauer, który jest liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, jeszcze kilka dni temu był głównym faworytem 61. TCS. Ale po zawodach w Oberstdorfie i w Garmisch-Partenkirchen wszyscy zachwycają się Jacobsenem. Norweg, który jeszcze w połowie grudnia w Engelbergu, w dwóch ostatnich konkursach przed TSC, plasował się w trzeciej "dziesiątce", teraz prezentuje się rewelacyjnie. W Oberstdorfie wyprzedził drugiego Schlierenzauera o 11,6 punktu, a w Garmisch-Partenkirchen pokonał go, choć po pierwszej serii był dopiero dziewiąty, a Austriak prowadził.

Cała Austria patrzy

Przed zawodami w Innsbrucku i Bischofshofen Norweg ma 12,5 pkt przewagi nad faworytem współgospodarzy TCS. Austriacy, najwyraźniej nie mogąc się z tym pogodzić, twierdzą, że Jacobsen sukcesy zawdzięcza swoim cudownym butom, a chcąc potwierdzić ich niemal magiczne właściwości, wskazują, że błyskawiczny postęp w ostatnich dniach zanotował też korzystający z podobnego sprzętu Hilde.

- Moje buty są sztywniejsze, dzięki temu w locie bardziej stabilne są narty - tłumaczył Jacobsen już w Oberstdorfie. - Ale ten sprzęt nie jest niedozwolony. Reakcje Austriaków są zabawne - dodawał.

W ostrzejszych słowach postawę swoich rodaków oceniał prowadzący norweską kadrę Alexander Stoeckl. - W Oberstdorfie z informacją, że mamy inne buty do Aleksandra Pointnera [trenera reprezentacji Austrii -red.] pobiegł Andreas Kofler, który chwilę wcześniej został zdyskwalifikowany za niedozwolony kombinezon. Jak widać, Austriacy mają swoje problemy - mówił Stoeckl.

Buty Norwegów oglądał Sepp Gratzer, który w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) odpowiada za kontrole sprzętu skoczków, na prośbę Pointnera dyrektor PŚ Walter Hofer do ponownego oglądu butów wyznaczył delegata technicznego FIS Norwega Bertila Palsruda. I choć on też stwierdził, że wszystko jest w porządku, sprawa nie jest zakończona.

- Mimo że wszystko jest zgodne z normami, będę trzymał rękę na pulsie. Mam zamiar cały czas przyglądać się tym butom - zapowiada Pointner.

To samo obiecuje trener naszych skoczków, Łukasz Kruczek. Ale szkoleniowiec biało-czerwonych zachowuje spokój. - Buty Norwegów to żadna nowość. Sami testowaliśmy podobne, z podobnych korzystają niektórzy Austriacy i Niemcy. Niektórym zawodnikom takie sztywniejsze obuwie odpowiada, innym nie. Na pewno sam sprzęt nie skacze, gdyby Norwegowie nie byli w wysokiej formie, te buty w niczym by im nie pomogły - przekonuje Kruczek.

Wiązania Ammanna łatwiejsze

Jan Szturc tłumaczy, w czym konkretnie "siedmiomilowe" buty mogą pomóc.

- Sztywniejsze buty dają większą stabilność nart w momencie wyjścia z progu. Po odbiciu chodzi o to, żeby narty jak najdłużej szły równolegle, a nie skośnie. Wtedy łapią więcej powietrza, szybciej przelatują miejsce, w którym jest największy opór powietrza - wyjaśnia pierwszy trener Adama Małysza.

W 2010 roku, na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver, Simon Ammann używał specjalnych wiązań w tym samym celu. Szwajcar już wtedy znalazł sposób, by w pierwszej fazie skoku jak najdłużej lecieć w stylu przypominającym obowiązujący dawniej, klasyczny. Przy okazji warto wspomnieć, że również wówczas najgłośniej protestowali Austriacy.

- U Jacobsena widać, jak narty prawie do połowy lotu idą mu płasko i dopiero w drugiej fazie układają się w styl V, dzięki czemu on szybko przelatuje przez opór powietrza, a później łapie lepsze noszenie. Ammann uzyskiwał bardzo podobny efekt - analizuje Szturc.

Trener klubu Wisła Ustronianka potwierdza, że latem nasi kadrowicze testowali buty podobne do tych, jakich używa Jacobsen. Pod jego okiem skoki w takim sprzęcie oddawali trenujący na co dzień w Wiśle Piotr Żyła i Aleksander Zniszczoł.

- Nie mogli się do tych butów przekonać, bo inaczej się w nich czuje skoczek na dojeździe do progu, a i w locie bywają problemy, bo stopa nie ma takiego komfortu, a to jest ważne - tłumaczy Szturc. - Może trzeba było na to poświęcić więcej czasu, lepiej się w tym sprzęcie oskakać? Ale różnie mogłoby być. Jak komuś coś nie pasuje, to lepiej nic na siłę nie robić. Widać, że nasi reprezentanci i bez tych butów łapią coraz lepszą formę - dodaje trener.

Nauczony doświadczeniem Szturc spodziewa się jednak, że wkrótce skakania w nowych butach nauczy się większość zawodników ze światowej czołówki. - Wiązania, jakie pierwszy stosował Ammann podpatrzyli prawie wszyscy, również nasi skoczkowie. Z tych wiązań korzystają do dziś. Buty już też nie są nowością, kolejni zawodnicy będą je testować, a jak będą w dobrej formie i będą się pewnie czuli na dojeździe do progu, to pewnie wielu się do tego sprzętu przekona. Chociaż z tymi butami będzie się trudniej oswoić niż z wiązaniami Ammanna - kończy Szturc.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.